Anwil Włocławek - MKS Dąbrowa Górnicza 112:88 (23:19, 33:25, 26:12, 30:21)
ANWIL: Ledo 17 (5), 6 as., Freimanis 15 (1), Jones 12, Dowe 8 (1), 7 as., Simon 5 (1) oraz Sokołowski 18 (4), Karolak 12 (2), Sulima 9, 6 zb., Wroten 6 (1), Szewczyk 5, Wadowski 3, Piątek 2.
MKS: Johnson 31 (6), 9 zb., 8 as., Douvier 23 (3), Piechowicz 5 (1), Fraser 2, Dawdo 2 oraz Wieczorek 14 (2), Put 9, Harris 2.
Już przed meczem goście stali na straconej pozycji. Trener Michał Dukowicz przywiózł do Hali Mistrzów bardzo poturbowany skład. Zabrakło nie tylko najlepszego strzelca ligi Dominica Artisa oraz nieobecnych już na stałe w drużynie Tavariusa Shine'a i Evarista Shonganyi. Nie mogli zagrać także Jakub Kobel i Iwan Wasyl, a z II ligi powołano do składu Patryka Wieczorka.
Anwil w 1. połowie zdobył 56 puntów, znajdując tym razem główne opcje w ofensywie w graczach pod koszem: Shawn Jones zdobył 10, a Roland Freimanis 13 punktów. Początkowo jednak budowanie przewagi szło opornie. Jeszcze w 18. minucie Anwil prowadził zaledwie 47:40.
Do przerwy odpowiadał włocławianom Robert Johnson. Bardzo wszechstronny obrońca w 1. połowie zdobył aż 18 punktów, trafiając m.in. 4 z 6 rzutów z dystansu.
Dopiero w 3. kwarcie Anwil całkowicie panował zaczął panować na parkiecie. Skuteczności kolegom pozazdrościł Ricky Ledo i w krótkim czasie trzy razy trafił z dystansu. W krótkim czasie przewaga urosła do 25 punktów.
W ostatniej kwarcie jedynym pytaniem było, czy włocławianie pobiją swój rekord punktowy. Ostatecznie zabrakło sześciu do najlepszego wyniku ze starcia z GTK Gliwice. Trener Igor Milicić dał szanse zmiennikom i wszyscy gracze przynajmniej raz trafili do kosza. Ośmiu zawodników zaliczyły asystę, których w sumie Anwil miał aż 27.
