Prawdopodobnie, jak i wcześniej, w protestach wezmą udział posiadacze kredytów we frankach z całej Polski. Będą żądać spełnienia obietnic wyborczych, dotyczących rozwiązania ich problemów. Takie obietnice składał prezydent Andrzej Duda.
- Po wyborach skończyła się współpraca ze stroną społeczną w tej sprawie - mówi Arkadiusz Szcześniak, prezes stowarzyszenia Stop Bankowemu Bezprawiu. - Obecnie w zespołach tych pracują przede wszystkim zawodowi lobbyści instytucji finansowych i ich interesów bronią.
Złożona przez prezydenta w Sejmie „ustawa spreadowa”, pozwalająca spłacającym kredyty pod pewnymi warunkami odzyskać część różnicy między kursem kupna franka (po jakim był wypłacony kredyt) i sprzedaży (po jakim jest spłacany), według Marka Magierowskiego, rzecznika prezydenta, to pierwszy krok do rozwiązania problemów kredytów walutowych.
- Skierowanie do Sejmu projektu tej ustawy nie zamyka dla prezydenta tematu pomocy dla frankowiczów - zapewnił.
Ci jednak uważają, że to fikcja. - To raczej ustawa ćwierćspreadowa - ironizuje Szcześniak. - Tak jakby prezydent uważał, że pobieranie tej opłaty przez pewien okres było nielegalne, a w innym momencie, z jakichś powodów, stało się zgodne z prawem.
Niski kurs franka, na który powołują się przeciwnicy pomocy dla posiadaczy kredytów w tej walucie, to kwestia bardzo względna. Wczoraj wynosił on 3,96 zł. 21 marcu 2008 roku - 2,26 zł. Kto wtedy spłacał ratę wysokości 45o franków, oddawał do banku 1017 zł. Dziś jego rata to 1782 zł.
Frankowicze twierdzą, że o ile prezydent nie spełnił wyborczych obietnic, to za sytuację, w której się znaleźli, odpowiada też Komisja Nadzoru Finansowego czy Narodowy Bank Polski. Stąd protesty także pod ich siedzibami.
- W ślad za sobotnim protestem złożymy doniesienia do prokuratury o podejrzeniu przekroczenia uprawnień czy poświadczaniu nieprawdy przez niektórych urzędników - informuje Arkadiusz Szcześniak. - Są także przypadki, gdy urzędnicy podpisywali się np. pod raportami korzystnymi dla korporacji finansowych, a zawierającymi niepełne lub nieprawdziwe dane, a wkrótce potem znajdowali w nich pracę. Prokuratura powinna zbadać też takie sytuacje - dodaje.