- Bronisławski zakład nie wypłacił nam jeszcze 4600 złotych za ziemniaki dostarczone w październiku minionego roku - skarży się Anna Rolirad, rolniczka z Inowrocławia. - Wiem, że w podobnej sytuacji są także inni gospodarze. Kolega nie otrzymał całej sumy i to nie tylko za dostawy z 2010 roku, ale także z 2009 roku!
Informacje te potwierdzają gospodarze z gminy Zakrzewo. Oni też czekają na pieniądze.
- Co prawda podpisaliśmy aneks do umowy, w którym godzimy się na wydłużenie terminu płatności, ale zaniepokoiliśmy się, gdy dotarła do nas pogłoska, że przedsiębiorstwu grozi upadłość - dodaje rolniczka z Inowrocławia.
Ona postanowiła to sprawdzić. - Wielokrotnie próbowałam skontaktować się z prezesem - mówi Anna Rolirad. - Najczęściej słyszałam, że ma gości. Wreszcie połączono mnie z księgową, która wyjaśniła, że zakład ma szansę na kredyt, więc wypłacą nam resztę należności.
Prezes uspokaja
Roman Minierski, prezes tego przedsiębiorstwa, nie ma wątpliwości, że pieniądze niebawem trafią do rolników. - Wierzę, że do końca stycznia uda się nam wypłacić gospodarzom resztę pieniędzy za surowiec dostarczony w 2009 roku. Termin zapłaty za ziemniaki kupione przez nasz zakład w 2010 roku mija w kwietniu tego roku. Dotrzymamy go.
Twierdzi, że rozumie rolników. - Dla niejednego nawet tysiąc złotych, to może być duża suma - mówi prezes. - Mają prawo się denerwować, ale poślizg nie był wynikiem złej kondycji naszego przedsiębiorstwa albo niewłaściwego zarządzania. Inne zakłady z tej branży też przeżywają trudny okres. W 2009 roku, gdy kilogram skrobi wart był około złotówki, przyjmowanie ziemniaków było czystą stratą dla zakładu, ale byliśmy związani z dostawcami umowami kontraktacyjnymi. Dziś kilogram mączki kosztuje 3,80 zł!
Roman Minierski jest prezesem bronisławskiego przedsiębiorstwa od około roku. - Gdy obejmowałem to stanowisko, firma miała znacznie większe problemy niż obecnie - tłumaczy. - W grudniu 2009 roku przedsiębiorstwo było winne dostawcom około 7,5 miliona złotych. Dziś tak zwanych zobowiązań wymagalnych (termin płatności minął, ale nie przedawniły się -przyp. red.) zostało w przybliżeniu 1,8 mln zł.
Minierski wyjaśnia, że rolnicy czekają najczęściej na tysiąc - kilka tysięcy złotych, wyższe kwoty to rzadkość (maksymalna - ok. 20 tys. zł).
- Zawarliśmy ugody z gospodarzami i każdemu staramy się płacić sukcesywnie, w ratach, proporcjonalnie do wielkości zobowiązania - mówi Roman Minierski. - Wiem, że nie wszystkich zadowala to rozwiązanie, ale w ciągu kilku tygodni spłacimy resztę i będziemy mogli rozpocząć podpisywanie umów kontraktacyjnych. Chcę przeprosić gospodarzy za to, że musieli czekać na pieniądze. Ale zrobiliśmy wszystko, by nie doprowadzić do upadłości zakładu.
Jego zdaniem, to się udało. - Majątek zakładu o wartości około sześciu milionów złotych nie jest zajęty przez banki - dodaje prezes. - A kiedyś był.
Zaś zdaniem rolniczki z Inowrocławia nie byłoby nieporozumień, gdyby władze firmy nie unikały odpowiedzi na trudne pytania gospodarzy w sprawie płatności.
- Zawsze staramy się znaleźć dla nich czas - twierdzi prezes Minierski.
Udostępnij
