Spektakl "Uśmiech Dostojewskiego" został wyreżyserowany przez Stanisława Miedziewskiego, a jego kanwą jest skandalizująca powieść Nabokova pt. "Lolita".
Szlanga ma trudne aktorskie zadanie, bo przez kilkadziesiąt minut jest sam na scenie, a i rekwizytów ma tylko kilka. Za to aż nadmiar emocji, które ma przekazać, grając nie tylko śmiertelnie zakochanego w Lolicie profesora, ale i ją samą, jej matkę i parę innych "głosów" z drugiego planu.
Trudno oczywiście to zmierzyć, ale energia, która płynie z jego polifonicznej roli, byłaby w stanie w okamgnieniu stopić lód...Szlanga dowcipkuje, ironizuje, a za chwilę skręca się z niemożliwej do opanowania żądzy, rozpacza, wariuje, wyciąga notes - porządkuje emocje. Jest tu tak wielki ładunek rozmaitych uczuć, że w końcówce mamy wrażenie, że zaraz będzie koniec świata i totalna eksplozja. Ale słyszymy tylko, że "Bóg kocha opowieści" i oto jedna z nich zaistniała na deskach domu kultury.
Publiczność wręcz boi się oddychać, by nie zważyć nastroju, nie popsuć tego misterium miłości, obsesji i rozpaczy. Nabokov pisał o tym, że literatura to estetyczna rozkosz. Tu, trawestując, mamy do czynienia z czysto teatralną rozkoszą. Oto patrzymy na człowieka w marynarce i w trochę za dużych okularach, który na początku wydaje się nam taki niepozorny, taki nijaki. I na naszych oczach przeistacza się w gorejący wulkan. Bardzo dobra rola, prosimy o więcej!
Czytaj e-wydanie »