Aby nie zachorować na covid, a przynajmniej znieść go lżej, jak Polska długa i szeroka morsy mrożą ciała w jeziorach i morzu. Zalewają zdjęciami internet i przekonują, że kto nie morsuje, nie ma pojęcia czym jest prawdziwe życie po wyjściu z lodowatej wody. Endorfiny i hipokamp pracują na najwyższych obrotach, a gdy poprawia się jakość życia, nawet śmierć jest niestraszna. Pewnie dlatego niektórzy śmiałkowie uznali, że warto iść krok dalej. Opierając się na metodzie popularnego w internecie Wima Hofa, niemal nadzy wybierają się w góry.
Czytaj także:
Zablokowany Trump? Wielcy gracze też mają dość populistycznego bełkotu
Dla tych, którzy jeszcze nie wiedzą, metoda Hofa polega na specyficznym połączeniu trzech elementów – oddechu, ekspozycji na zimno i medytacji, w celu uzyskania konkretnych reakcji organizmu, a co za tym idzie polepszenia jego funkcjonowania. Słowem – energetyczny haj. To właśnie w okolicy Babiej Góry ratownicy w weekend cudem przywrócili do życia dziewczynę, która w majtkach i biustonoszu uodparniała się na plagę covidową metodą swojego guru. Żyje, ale nie wiadomo czy będzie miała wszystkie palce u rąk i stóp. Powiecie, że jest dorosła i ponosi za to, co robi odpowiedzialność. Ale czy Wim Hof, który namawia do ekstremalnych zachowań jej nie ponosi? Podobnie jest z tymi, którzy rozsiewają nieprawdziwe informacje. Ci, co w nie wierzą są często wyśmiewani przez tych, którzy trzy razy sprawdzą zanim puszczą w obieg newsa. Nikt jednak nie ma sposobu na fekenewserów. Z wyjątkiem bana na kilka dni na portalu społecznościowym, zadymiarze, kłamcy i hejterzy mogą czuć się bezkarni. Takich zachowań w czasie zaraz zdrowotnych i trzęsień ekonomicznych będzie przybywało. Jeśli obywatele nie mogą ufać państwu, zaczynają ufać entuzjastycznym ekstremistom. Każdy przecież lgnie do nadziei. Wielu za cenę życia.
