Problem tym większy, że dom jest po adaptacji i kapitalnym remoncie, a mieszkańcy wprowadzili się do niego zaledwie kilka miesięcy temu.
Panie radny, pan pomoże...
Z prośbą o interwencje mieszkańcy zwrócili się do radnego Andrzeja Kieraja.
- Byłem na miejscu. Zrobiłem zdjęcia usterek. Chciałbym przypomnieć, że jest to budynek po byłej przychodni PKP. Miasto mogło go mieć za trzysta tysięcy i zrobić tam kilkadziesiąt mieszkań. Kupił go prywatny inwestor, dokonał kapitalnego remont wraz z adaptacją na mieszkania i... za ponad milion złotych sprzedał miastu - mówi Kieraj.
Ludzie wprowadzili się do komunalnego domu niedawno. Niestety, już mają powody do narzekań.
Podczas wczorajszej konferencji prasowej zwołanej przez radnych lewicy, Andrzej Kieraj zaprezentował zdjęcia z mieszkań, w których pojawiają się usterki. - Oto fotografia drzwi łazienkowych. Nie zamykają się, bo napęczniały, chyba od wilgoci. A tutaj widać spadające ze ściany tynki - opisywał radny.
Kieraj wspomniał też o mieszkaniu nr 12, z plamami na suficie, bo przecieka dach. Pokazał zdjęcia zalanego przez deszczówkę zewnętrznego wejścia do piwnicy i szczelin pomiędzy murami a chodnikiem, którymi woda wlatuje wprost pod mury budynku.
Kto to naprawi?
Radni lewicy są zdania, że przy zakupie budynku nie dokonano odpowiedniego odbioru. - Ciekawe, kto zapłaci za te szkody, które pojawiły się po tak krótkim czasie eksploatacji? - pytają.
Sugerują również, że miasto powinno zwrócić się do osoby, od której kupiło dom, gdyż po tak poważnej modernizacji powinien być on jeszcze na gwarancji.
Pytanie, kto zapłaci lokatorom? W końcu oni też zainwestowali swoje pieniądze, choćby w malowanie ścian, z których teraz farba odpada wraz z tynkiem.
(FI)
