Ich oczy robią się duże jak młyńskie koła, a z ruchu warg można odczytać pytanie: "Jezu, jak można się tak zapuścić?"
To nieprawda! Ona nie jest zapuszczona!
Chodzi do kosmetyczki, do manicurzystki, fryzjera.
Fotel
Zawsze wybiera te staroświeckie salony. Takie, w których fryzjerki malują powieki na niebiesko i zamiast nowoczesnej pelerynki zarzucają klientce ręcznik na ramiona (najczęściej tak wypłowiały, że trudno w nim odnaleźć kolory). W takim zakładzie fryzjerki są starsze i jakby bardziej wyrozumiałe. Nie ma podziału na grubych i chudych, na pięknych i brzydkich. Nikt nie wyzywa, nie obgaduje, nie ocenia. Nie mle w ustach słowa "tłusta świnia, tłusta świnia". Więc ona chodzi tylko tam. Bo tam czuje się swobodnie. Bezpiecznie.
Koc
Wieloryb, beka, spaślak. I morświn. Tak kiedyś ktoś o niej powiedział. Nie, nie na ulicy. W Pieckach, nad jeziorem. Nie była w kostiumie kąpielowym, bo nawet go nie ma. Siedziała pod drzewem, w cieniu, a oni trochę dalej. Jedli lody, przytulali się, turlali po kocu. Patrzyła na nich. Może trochę za długo. Może zbyt natarczywie.
Dziewczyna była w modnym bikini - majtki w paski, stanik gładki, płaski brzuch. Chłopak też był szczupły, ale najważniejsza była ona, ta dziewczyna. Młodziutka, dziewiętnaście, dwadzieścia lat, szczupłe uda, mała pupa, gładka skóra. Bez dołków, zagłębień, nierówności, zgrubień. Bez przebarwień. Bez rozstępów, cellulitis. I biust miała ładny. Nie za duży, nie za mały. I pewnie trzymający się prosto tak sam z siebie, bez stanika. Więc patrzyła. Aż chłopak odwrócił się, zobaczył ją i powiedział: "zobacz, zobacz jaki morświn wyległ nam na plażę!"
Zawstydziła się. A później jeszcze bardziej, kiedy pomyślała o tym, jak bardzo ucieszyła się, kiedy zobaczyła na brzuchu dziewczyny skazę. Dużą bliznę. Od żeber, po wystające kości miednicy. Więc odwróciła wzrok. A kiedy wróciła do domu, wpisała w internetową wyszukiwarkę słowo "morświn", a później nacisnęła enter: "Morświn, obok kaszalota, orki i delfinów należy do podrzędu waleni uzębionych i jest gatunkiem chronionym. Morświny żyją zwykle samotnie lub w niewielkich stadach, liczących 2-3 osobniki. Prowadzą skryty tryb życia. Nie podpływają do łodzi i statków, rzadko wyskakują ponad powierzchnię wody". "To tak, jak ja" - pomyślała.
Waga
Kasia, Kasieńka, Kachna... Woli Kaśkę, bo zdrobnienia do niej jakoś nie pasują. Więc Kaśka ma 32 lata, 170 centymetrów wzrostu. Mieszka z matką w Bydgoszczy, nie ma chłopaka. Pracuje w biurze, w kadrach. Kiedy staje na wadze ta pokazuje 128 i pół kilograma. Wieczorem - 129 lub 129 i pół. Ale według niej liczy się tylko ta waga ranna, bo ta wieczorna i popołudniowa...
- Ile razy dziennie się ważysz?
- W tygodniu trzy, cztery. W weekend nawet pięć, sześć.
Ma obsesję, to prawda. Wie, ile kalorii ma kromka chleba, ile kotlet schabowy. Wie, że jeśli już pić mocny alkohol to lepiej brandy niż koniak, a w ogóle to najlepiej tylko wino, czerwone wytrawne. Jeżeli piwo - to tylko słodowe, a nie ciemne pełne, a nie daj Boże portera. Z warzyw najlepiej jeść pomidory, bo wcale nie mają kalorii. Jadła. Przez dwa dni. A poza pomidorami - nic więcej. Trzeciego dnia przeczytała, że jakaś modelka, z Nowego Jorku bodajże, umarła od takiego jedzenia, więc przestała się męczyć. I na obiad zjadła karkówkę, na deser sernik. Później jeszcze, wieczorem, smażoną kiełbasę z cebulką, smalec ze skwarkami na chlebie.
Worek
- Wiesz, że w jednym kilogramie tłuszczu magazynowane jest około siedem tysięcy kilokalorii? - pyta Kaśka.
- Nie.
- A że u 70 procent grubasów przynajmniej jedno z rodziców było otyłe? A u mnie?
Matka chuda jak patyk, ojciec tak samo (co prawda dawno go nie widziałam, bo rodzice się rozwiedli, kiedy miałam 8 lat, ale...). Kiedy byłam mała ładowali we mnie żarcie jak do worka bez dna. I proszę, jakie są rezultaty. Jestem uzależniona od jedzenia! Psychicznie i fizjologicznie. Jak narkoman!
- Próbowałaś się odchudzać?
- Wiele razy. Chodziłam nawet na akupunkturę. Bez rezultatu. Brałam jakieś tabletki, piłam przeczyszczające herbatki. I też nic. Prawie nic, bo nie liczę kilograma mniej czy dwóch.
- Nie wystarczy ograniczyć jedzenie? A gimnastyka, rowerek?
- Basen, jogging i inne takie? Myślisz, że wystarczy poruszać trochę rękami, machnąć nogą w lewo i w prawo...
- Nie widzę problemu.
Guzik
Największy problem jest ze słodyczami: precelki, cukierki, paluszki, żelki, galaretki w cukrze, batoniki, czekoladki - Kaśka coś z tego zawsze przy sobie ma. A gdy zabraknie, wpada w amok: szuka po szafkach, zagląda do szuflad, przetrząsa kieszenie i jeśli nic nie znajduje, idzie do sklepu. W środku nocy nawet. Podobnie jest z kiełbasą. Nie wystarczy szynka, chleb z powidłami, jabłka, banany. Musi być kiełbasa i koniec. Najlepiej podsuszana, pachnąca, nie za tłusta. Najlepiej - krakowska.
"Pij dużo wody" - radzą koleżanki.
"Jedz gotowane warzywa" - mówią znajomi.
Kaśka nie lubi wody, a na widok gotowanych warzyw ma odruch wymiotny. A kiedy nie je w ogóle, boli ją głowa, ma mdłości. I zawsze - wyrzuty sumienia. Bo inni potrafią, a ona nie. Bo głód zwycięża. Bo jej przyrzeczenia zawsze kończą się tak samo - fiaskiem. Rozwija "Pawełka" i mówi, to już ostatni, żeby pod koniec dnia złamać się, kupić następnego i znowu sobie przyrzekać, że od jutra to już na pewno.
A jutro powie, że od nowego tygodnia to na sto procent, więc teraz, tak definitywnie i ostatni raz, i w nagrodę za to przyrzeczenie, kupi sobie hamburgera. Albo dwa.
Kaśka jest duża. Ma szerokie uda, dużą pupę i duży brzuch. Ale są więksi. - Podobno jest otyłość typu gruszka, czyli udowo-pośladkowa i typu jabłko, czyli brzuszna. Ja jestem dwa w jednym: jabłkowa gruszka albo gruszkowe jabłko - żartuje. Ale przestaje się śmiać, kiedy mówi o zakupach, ciuchach, bieliźnie. O ciągle niedopinających się na piersiach bluzkach, o skrępowanych ramionach w zbyt ciasnych sweterkach, o brzuchu wylewającym się znad paska spodni, o guzikach, które jak na kreskówkach odpadają ze spodni przy gwałtowniejszym ruchu. O problemach z zakładaniem skarpetek, zawiązywaniu butów i wkładaniu bluzki przez głowę. O wchodzeniu po schodach, o sapaniu, mokrych plamach pod pachami, których nie da się opanować dezodorantami, o ciągłym rumieńcu na twarzy. Gimnastyka pod nadzorem, siłownia, jogging? Kaśka nie ma dresu. Basen? Nie ma stroju. A gdyby był? - A ty, na moim miejscu, założyłabyś?
Lustro
Chciałaby mieć przyjaciół. Chciałaby uprawiać seks, mieć dzieci, rodzinę. Nie ma. Siedzi w domu. Tylko praca, dom, praca, dom. I komputer. Koledzy z pracy? Niby zapraszali raz, drugi, trzeci. A to na grilla, a to na wspólny wypad za miasto. Ale ona odmawiała. Źle by się czuła. Bo jest niezdarna, ociężała. Bo nie lubi zawieszonych na sobie spojrzeń. Współczujących. Litościwych. Karcących. O rany, to straszne! Ona je hamburgera! Kupiła loda! Gofra z bitą śmietaną! Ona nic nie powinna kupować, ona powinna głodować.
- Nie przesadzasz?
- Nie wiesz, jak to jest. Nie wiesz, jak to jest kiedy nie możesz patrzeć na siebie w lustrze. I ci wszyscy ludzie, którzy mówią "Boże, jak ona się zapuściła", też nie wiedzą. Czy oni myślą, że ja tak chcę wyglądać? Że to dla mnie miłe?
Kaśka nie lubi siebie. Nie lubi wielkiego brzucha, ud trzęsących się jak galareta, ramion z cellulitis, bladości skóry, wałków tłuszczu... Mówi, że jej tusza jest obrzydliwa, cuchnąca. "Zrób coś ze sobą" - mówi matka. Zrobiła. Kupiła kasetę DVD z aerobikiem. Będzie ćwiczyła. Ale od jutra.
Komputer
- Wiesz, ile chorób na mnie zewsząd czyha, ile świństwa się może przyplątać? - pyta nagle. I nie czekając na odpowiedź wymienia: cukrzyca, nadciśnienie tętnicze, podwyższony cholesterol, udar mózgu, niewydolność serca, choroba wieńcowa, kamica pęcherzyka żółciowego, zmiany zwyrodnieniowe stawów... Wie też dużo o nowotworach, a szczególnie o nowotworach macicy, sutka, pęcherzyka żółciowego i jelita grubego. Podobnie jest żylakami nóg. I z zaburzeniami hormonalnymi, i powikłaniami ciąży.
- Dlaczego...
- Muszę to wiedzieć, bo jestem na te choroby bardziej narażona niż ty.
Kaśka ciągle siedzi w internecie. Ciągle czyta, szuka, myszkuje. Interesuje ją wszystko, co jest związane z otyłością, grubością, sadłem. Czyta o tych poważnych sprawach i o tych trochę bardziej zabawnych. Pełno ma w domu wydrukowanych karteczek, zapisanych karteluszek, całych stron A4: "Światowa Organizacja Zdrowia bije na alarm - w XXI wieku grozi nam epidemia otyłości!"; "połowa dorosłych mieszkańców państw uprzemysłowionych ma problemy z nadmierną masą ciała"; "tylko co czwarty dorosły nie ma skłonności do tycia, aż procent albo liczy kalorie, albo poddało się i dźwiga zbędne kilogramy!"; "najniższy odsetek ludzi otyłych mają Japonia, Chiny, Australia i Nowa Zelandia; najwyższy - Stany Zjednoczone, Anglia, Włochy i Malta." Kaśka siedzi przy komputerze całymi nocami.
Czyta blogi, wchodzi na czaty. Wirtualne rozmowy lubi nawet bardziej niż te w realu. Dlaczego? Bo nie musi być sobą. Raz jest studentką AWF, drugi raz rzutkim PR-owcem, ale zawsze - wysportowaną osobą. Pisze: "lubię żeglować, kocham snowboard", "nie rozstaję się z rakietą tenisową".
- Po co to robisz?
- Dla zabawy.
- Dlaczego nie piszesz o sobie, o tej prawdziwej Kaśce?
- A co w tym ciekawego?