https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Janusz Kaczmarek pod okiem prokuratury

Katarzyna Fus [email protected]
Janusz Kaczmarek: - Nie będę komentował działań prokuratury
Janusz Kaczmarek: - Nie będę komentował działań prokuratury (Fot. Archiwum)
Janusz Kaczmarek, niezatapialny dotąd szef Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Toruniu, traci grunt pod nogami.

Dotychczas to on oskarżał swoich pracowników o naruszanie prawa. Teraz sam będzie musiał tłumaczyć się prokuraturze z podejmowanych decyzji.

Janusz Kaczmarek powraca na stanowisko dyrektora, jak bumerang. Za każdym razem, kiedy do władzy dochodzi prawica, wypływa na powierzchnię. Szefem Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych jest już po raz trzeci. I po raz trzeci za jego kadencji doszło do serii odwołań nadleśniczych.

Dzielenie i mnożenie
Nadleśnictwo Trzebciny utworzono podczas drugiej kadencji Kaczmarka przed ośmiu laty. Na jego wniosek dyrektor generalny, z dwóch nadleśnictw wydzielił trzecią jednostkę. Do wniosku Kaczmarek dołączył koszty inwestycji, bilans zmian w powierzchni. Nie przedstawił jednak żadnej analizy ekonomicznej, która wykazałaby korzyści płynące z podziału. - To było całkowicie bezzasadne działanie - mówi Grzegorz Majchrzak, były zastępca dyrektora ds. ekonomicznych w RDLP. - Nie było żadnych merytorycznych przesłanek do tego, aby takie nadleśnictwo utworzyć.

Trzebciny położone są w samym środku Borów Tucholskich, gdzie drzewostan jest jednolity, a znaczny postęp w dziedzinie informatyzacji i ochrony przeciwpożarowej pozwala na skuteczne zarządzanie dużymi jednostkami, których w RDPL jest więcej.
Z taką argumentacją dyrektor Kaczmarek się nie zgadza. - Przygotowałem wszystkie niezbędne załączniki, w tym przewidywane koszty potrzebne do rozpoczęcia działalności. Zmienność gospodarowania w kolejnych latach w poszczególnych jednostkach jest tak duża, że niemożliwe było przeprowadzenie drobiazgowych analiz ekonomicznych. Zresztą uzyskanie efektu ekonomicznego nie było motywacją do złożenia wniosku.

Największą kontrowersję wzbudza koszt utworzenia Trzebcin. Suma znacznie przewyższyła założenia Kaczmarka. We wniosku dyrektor określił kwotę potrzeba na uruchomienie nowego nadleśnictwa na 920 tysięcy złotych. Kontrola przeprowadzona w 2002 roku wykazała, że koszty związane z inwestycją w znacznym stopniu przewyższyły optymistyczne prognozy dyrektora Kaczmarka sięgając 4 milionów złotych. Dlatego też w 2002 roku Feliks Jerzy Czajkowski, następca Janusza Kaczmarka wnioskował o zlikwidowanie nadleśnictwa (co uczyniono), zaś tereny po nadleśnictwie włączono do Nadleśnictw Osie i Dąbrowa.

Występowanie szkodników
Dokładne analizy potwierdziły, że rzeczywiście powołanie Trzebcin jako nadleśnictwa naraziło na duże koszty głównie zmniejszone nadleśnictwo Osie, które musiało dokładać do inwestycji.

Nie przeszkodziło to jednak Kaczmarkowi w 2005 roku, gdy po raz kolejny został dyrektorem, doprowadzić do reaktywacji nadleśnictwa. Tak samo jak poprzednim razem do swojego wniosku nie dołączył analizy ekonomicznej przedsięwzięcia a jedynie zestawienie kosztów. Nie przeprowadził też żadnych konsultacji w tej sprawie z nadleśniczymi. Mógł jednak liczyć na życzliwość dyrektora generalnego, który bez wahania podpisał decyzję o utworzeniu nadleśnictwa z początkiem 2007.
Kaczmarek jest przekonany, że jego decyzja była słuszna. - To była moja suwerenna decyzja, wynikającą z art. 32. ustawy o lasach, podparta analizą gospodarowania tych nadleśnictw, wynikami kontroli wykonywanych z ramienia RDLP i własnymi spostrzeżeniami. Nadleśnictwa Osie i Dąbrowa, z racji wielkości, miały zapóźnienia inwestycyjne. Również sprawowany w nich nadzór nad gospodarką leśną pozostawiał wiele do życzenia. Pojawiały się nieprawidłowości w jej funkcjonowaniu. Poza tym w dużych jednostkach jest mniejsza skuteczność rozpoznawania zagrożeń, związanych z możliwościami zaistnienia pożarów czy występowaniem szkodników owadzich.

Dyrektor nie przedstawił nam dowodów, które świadczyłyby o nieprawidłowościach w funkcjonowaniu Nadleśnictwa Osie i Nadleśnictwa Dąbrowa. Występowania tych nieprawidłowości nie potwierdzają byli nadleśniczy. Wielu z nadleśniczych w nieoficjalnych rozmowach twierdzi, że Trzebciny są sztucznym tworem. Wskazują, że dyrektor przemilczał, iż w wyniku podziału trzeba było w Nadleśnictwach Osie i Dąbrowa utworzyć nowe osady dla leśników.

Pierwszy rzut oka
Skąd taka determinacja w tworzeniu Nadleśnictwa Trzebciny? Możemy tylko pogdybać. Nie jest tajemnicą, że Kaczmarek mieszka od wielu lat w Szarłacie, osadzie która... została włączona do Nadleśnictwa Trzebciny. Na koszt Nadleśnictwa Osie w latach 90. wykonano kompleksową modernizację budynku w Szarłacie oraz budowę garaży za około 700 tysięcy złotych.

W tym samym nadleśnictwie dyrektor Kaczmarek utworzył stanowisko inżyniera nadzoru. Od ponad roku nikt na tym stanowisku nie pracuje. Czyżby dyrektor trzymał dla kogoś to miejsce? Niektórzy z leśników przypuszczają, że dyrektor, obawiając się odwołania, utworzył stanowisko dla siebie.

- Nie ma inżyniera nadzoru, bo nie ma dla niego mieszkania - mówi oburzony Janusz Kaczmarek. - Jak tylko zwolni się mieszkanie, zaraz kogoś zatrudnię.
Kogo? Tego na razie nie wie nikt.

W Nadleśnictwie Trzebciny znalazł zatrudnienie syn Janusza Kaczmarka, Michał, a synowa pracuje tam jako księgowa. Kaczmarków w Lasach Państwowych jest więcej.

Dyrektor znany jest z tego, że przy każdym powołaniu na stanowisko dyrektora odwołuje niewygodnych mu ludzi. Zawiadamia prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. W większości przypadków prokuratura umorzyła śledztwa lub odmawiała wszczęcia postępowania. Na pytanie, czy były przesłanki do tego, aby takie zawiadomienia składać - dyrektor odpowiada: - Nie będę komentował działań prokuratury. Na pierwszy rzut oka takie nieprawidłowości były. Zresztą w czterech przypadkach prokuratura doszukała się pewnych uchybień.

Rodzinna wielkoduszność?
Przykładów bezzasadnych oskarżeń jest wiele. Choćby decyzja Sądu Rejonowego o oddalenie powództwa przeciwko Mieczysławowi Tyburze, który miał dopuścić się nieprawidłowości i narażenia lasów państwowych na straty. Kolejnym przykładem może być próba odwołania Zbigniewa Grugiela, radnego Tucholi. - To nie jedyna taka akcja przeciwko mojej osobie - informuje Zbigniew Grugiel. - Pan Kaczmarek wielokrotnie szukał powodów do odwołania mnie, a sprawy trafiały do sądu.

Zawsze wiedziałem, że jestem niewinny. Teraz dzięki wyrokom sądowym mam to na piśmie. Te bezpodstawne pomówienia były bolesne nie tylko dla mnie, ale również dla mojej rodziny.

Przykłady oskarżeń i odwołań pracowników przez Kaczmarka można by było mnożyć. Co ciekawe, wobec własnej rodziny dyrektor potrafi być bardziej wyrozumiały. Brat Janusza Kaczmarka, Andrzej, jest nadleśniczym w Miradzu. W 2002 i 2003 roku stwierdzono nieprawidłowości w sporządzaniu wyników finansowych tego nadleśnictwa. Według tych sprawozdań księgowy zawyżał wynik finansowy, co jest przestępstwem. Andrzej Kaczmarek miał tego świadomość, ale nie powiadomił o sprawie swoich przełożonych.

Dla Janusza Kaczmarka, ten fakt nie ma znaczenia. - Mam pełne zaufanie do brata - mówi dyrektor. - Na stanowisko, które zajmuje, został powołany w 1984 roku przez jednego z poprzednich dyrektorów. Natomiast w stosunku do pracy tych nadleśniczych, którzy stracili stanowiska, miałem wiele zastrzeżeń, zarówno w sferze sprawowania przez nich funkcji, jak i występujących nieprawidłowości w działalności jednostek, którymi zarządzali.

Prokurator w borze
Teraz działalność Kaczmarka jest przedmiotem prokuratorskich dociekań. Prokuratura Okręgowa w Warszawie prowadzi postępowanie w sprawie przekroczenia uprawnień oraz działania na szkodę Lasów Państwowych. Prokuratur twierdzi, że sprawa jest "rozwojowa". Jeśli Januszowi Kaczmarkowi postawione zostaną zarzuty, dyrektor będzie musiał pożegnać się ze swoim fotelem.

Komentarze 9

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

l
lulu
Poczekajmy na prokurature i sąd. Gdyby sprawy nie było, to śledztwa by nie wszczęto. Niech oni zadecydują, czy celowe marnotrastwo to też przestępstwo.
~czytelnik~
A moze by tak wreszcie przestać pisać bzdury?! Nie ma to jak stek kłamstw... A dowody? Brak!
g
gosc
Jak tak czytam o postepach dyrektora RDLP w Toruniu J.Kaczmarka to przypominaja mi sie slowa piosenki"...bo wszyscy ...lesnicy...to jedna rodzina...." rodzina Kaczmarkow szczegolnie....
r
rolnik
A moze by tak zainteresowac sie bratem Andrzejem z Miradza, ktory to sprzedaje niezgodnie z prawem mieszkania emerytowanym lesniczym? Mamy takiegu w swojej miejscowosc...kupił mieszkanie od nadlesnictwa Miradz w ktorym wcale nie mieszka a ma wlasne w innej miejscowosci...jeszcze sie wszystkim chwali, ze moga mu naskoczyc bo ma uklady z nadlesniczym....
l
lesnik
CYTAT(szuja @ 3.05.2008, 09:26)
Dlaczego ma być pozbawiony tylko fotela. Dlaczego dziada w końcu ***** nie zamkną. Ten temat to jest już tak znany ,że chyba drugie pokolenie się na nim chowa. Nara_ziut
s
szuja
Dlaczego ma być pozbawiony tylko fotela. Dlaczego dziada w końcu ***** nie zamkną. Ten temat to jest już tak znany ,że chyba drugie pokolenie się na nim chowa. Nara_ziut
j
jarecky
Dziękuję Pani za artykuł z 25.04.08 pt."Bumerang w lesie".
Chciałbym dodatkowo zwrócić uwagę, iż oprócz brata Andrzeja wymienionego w artykule także drugi brat "znalazł" pracę w Nadleśnictwie Gniewkowo.
Należałoby może sprawdzić czy przeprowadzony za ciężkie pieniądze remont w/w nadleśnictwa ma związek z osobą nadleśniczego. W swoim czasie w tym nadleśnictwie szeroko komentowana była tzw. "afera poligonowa", która polegała na podwójnym zaliczeniu areałów i do powierzchni Lasów i do powierzchni poligonu. Będę bardzo wdzięczny za wyjaśnienie tematu.
Kolejną kwestią do której należałoby powrócić jest problem związany z wątpliwym wydawaniem środków na prywatne dojazdy do pracy przez bohatera Pani artykułu. Otóż po podjęciu pracy w RDLP pan Kaczmarek codziennie dojeżdżał do pracy służbowym samochodem. Rodzi się pytanie czy owe dojazdy były zasadne i czy słusznie bulwersowały swego czasu bulwersowały lokalną opinią społeczną?
Z góry dziękuję za zajęcie się sprawą.
r
radca
Dostalem Pismo w roku 1998 od dyrekcji Lasow Panstwowych w Toruniu, abym sie zglosil w sprawie Krzyza w Strzyzawie.
Konkretnie dotyczylo Krzyza wykonanego z drzewa debowego - ktory umiejscowiony zostal w miejsu tragedii , gdzie przyjechala pijana erka z Pogotowia Ratunkowego-Fordon. Tam - tez, w tym miejscu lezal ranny 19-to letni Dawid....oczekujacy pomocy - niestety.
Musial umierac - bo pomoc udzielona zostala, ale pijanemu oficerowi Wojska Polskiego kapitanowi Dariuszowi Zmyjowi.W akcje pomocy pijanej zalodze erki organizowal czynnie i osobiscie - lekarz bydgoski Jaroslaw Czerniak.

Wracajac do krzyza w Strzyzawie i Nadlesnictwa w Toruniu......

Gdy sie udalem do dyrektora Lasow Pnastwowych w Toruniu - tam uslyszalem,ze byly ogromne naciski na to- abym ten krzyz usunal. Gdy powiedzialem, ze ten " Krzyz Dawida " zostal postawiony, na nim znajduje sie figurka Chrystusa oraz ,ze zostal poswiecony
przez Matke Dawida - wraz z modlitwa najblizszych czlonkow rodziny..... wtedy dyrektor powiedzial : " ALE JA MUSZE DAC ODPOWIEDZ - I CO MAM POWIEDZIEC ? ZE PAN POZNIEJ TEN KRZYZ USUNIE - JAK MINIE ZALOBA " ???

Odpowiedzialem dyrektorowi lasow panstwowych , ze :
+ Ten Krzyz nie bedzie nigdy usuniety - a zaloba pozostanie do konca zycia +
---------------------------------------------------------------------------------------------

Andrzej Kaniecki
ojciec Sp Dawida

ps. po " wizycie " w dyrekcji Lasow Panstwowych " - udalem sie w swej naiwnosci do redakcji RADIA MARYJA.... ale to juz osobny watek i mozna powiedziec, ze malo - kto by sie czegos takiego spodziewal.... jaki byl tego final
G
Gość
Jak to w przysłowiu ;
"

" Nosił wilk razy kilka , ponieśli i wilka ! "
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska