Dwadzieścia lat. Żeby lepiej poczuć, co to oznacza, sięgnijmy pamięcią wstecz. Przed dwudziestu laty Adam Małysz wygrał konkurs skoków w Zakopanem, a Polskę odwiedził prezydent Rosji (tak, tak, ten sam Władimir Władimirowicz). Przed dwoma dekadami premierę miał „Dzień świra”, koncert na stadionie Gwardii zagrał Roger Waters, a media żyły aferą „łowców skór”. Dwadzieścia lat, czyli przed chwilą.
Po dwóch dekadach grób można zlikwidować i nie pozostaje ślad. Zwykle szczątki po prostu wkopuje się głębiej. Ale w wielu miejscach 20 lat to za mało czasu dla ciała, aby zamieniło się w „szczątki”. To smutny los zwłaszcza osób samotnych, w przypadku których nie ma chętnych do do wysupłania kilkuset złotych. Do niedawna w uprzywilejowanej sytuacji byli „lokatorzy” murowanych grobowców, w których pozostawało miejsce na dodatkowe pochówki. Ci mieli w perspektywie dziesiątki lat bonusu na niezacieralność pamięci. Ale w nowym projekcie ustawy wszyscy mają zostać zrównani, więc likwidacji grobów będzie jeszcze więcej niż dotychczas. Na szczególne traktowanie mogą liczyć jedynie rezydenci urn. W Toruniu, w ramach zachęty, zafundowano im 90 lat spokoju.
Ale co właściwie począć z rozrastającymi się cmentarzami? Przecież materialna wieczność, choć kusząca tak samo jak za czasów faraońskich, jest jedynie iluzją. Wszyscy w końcu zamienimy się w proch, a najpewniej już pokolenie naszych prawnuków nie będzie znało naszych imion. Dobrą, stosowaną od średniowiecza praktyką, była instytucja kostnicy. Kostnicą nazywano pierwotnie niewielki cmentarny budynek, do którego składano z szacunkiem ekshumowane kości.
Inny pomysł miał ks. Stanisław Fijałek – nietuzinkowy duchowny i wielkiego ducha człowiek z parafii pod Trzebinią. Ksiądz Fijałek, przerażony „betonozą” polskich cmentarzy wymyślił i pobudował z wiernymi pokaźny kurhan, który z zewnątrz pokryty został zielenią. Stosując metodę tanatopraksji (przyspieszonej mumifikacji), miano w nim chować całe pokolenia parafian z Karniowic. Ostatecznie spoczął w nim samotnie tylko ksiądz Fijałek (i to wbrew własnej woli skremowany), bo nowemu proboszczowi takie herezje nie mieściły się w głowie. Betonoza wróciła.
Cóż, każdego odchodzącego z tego świata żal, ale są tacy jak ks. Fijałek, którzy odchodzą zdecydowanie za szybko. Nekropolia ks. Fijałka niszczeje, ale pozostała po nim inna pamiątka - w karniowickim kościele nie ma klęczników - żeby ci, którzy chcą paść na kolana, wiedzieli co czynią.
