Anwil Włocławek - King Szczecin 94:98 (25:15, 33:20, 18:26, 10:25, d. 8:12)
ANWIL: Mathews 25 (2), Bell 15 (3), Dimec 13, Petrasek 11, Łączyński 3 (1) oraz Dykes 15, Frąckiewicz 4, Nowakowski 3(1), Szewczyk 3, Kowalczyk 2.
KING: Schenk 21 (3), Matczak 17 (3), Davis 15, Dorsey-Walker 10 (3), Langevine 6 oraz Bartosz 13, Kikowski 9 (2), Richardson 4, Borowski 3.
Ta para miała być jedną z najciekawszych w ćwierćfinale. Kilka dni wcześniej King wygrał z Anwilem w lidze 82:76, wygrał także we Włocławku. Walczący z małym dołkiem formy Anwil uchodził jednak za faworyta turnieju, a w tym meczu zagrał już z Kamilem Łączyńskim i nowym skrzydłowym Michałem Nowakowskim.
- Mam nadzieję, że zawodnicy widzieli błędy w niedawnym meczu w Szczecinie i różnie w podejściu na pierwszej i drugiej połowy. Nie możemy się dać stłamsić faulami i agresywnym naciskiem ze strony rywala, musimy odpowiedzieć w ten sam sposób - powiedział przed meczem Przemysław Frasunkiewicz.
I faktycznie, jego podopieczni zaczęli z dużo większym animuszem i prowadzeniem 11:5. To była przede wszystkim dużo lepsza defensywa, a w ataku więcej współpracy i dzielenia się piłką. W 2. kwarcie przewaga Anwilu była coraz większa: kolejne bloki i przechwyty w obronie, asysty Łączyńskiego i Mathewsa, a pod koszem Dimec bezlitośnie ogrywał Langevine’a. To była najlepsza koszykówka Anwilu od kilku tygodni. W 19. minucie przewaga włocławian przekroczyła 20 punktów po „trójce” Jamesa Bella (52:29). Włocławianie mieli ponad 60 procent z gry do przerwy, wymusili także 9 strat Kinga.
Po przerwie było już +25, ale w 3. kwarcie włocławianie zaczęli w pewnym momencie forsować rzuty za 3, które nie wpadały, a King błyskawicznie zmniejszył straty do 13 punktów (74:61). Przed ostatnią kwartą nic więc jeszcze nie było rozstrzygnięte.
King nadal naciskał, a Anwil zaczął tracić piłki i kontrolę nad wydarzeniami na boisku (76:68 po „trójce” Kikowskiego).
Włocławianie w minutę przekroczyli limit fauli, wciąż zbyt wiele akcji rozgrywali indywidualnie (zaledwie 13 asyst wobec 22 Kinga). Szczecinianie trafiali arcyważne rzuty z dystansu i na minutę przed końcem był remis 86:86. Żadna z drużyn już nie trafiła do kosza i mieliśmy dogrywkę.
Obie drużyny pudłowały na potęgę. W 42. minucie wolnymi prowadzenie Kingowi dał Schenk. W ostatniej minucie rozgrywający trafił znowu, a po wsadzie Langevine’a było 94:90. Przy prowadzeniu 96:94 Kikowski zebrał piłkę po własnym niecelnym wolnym, był ponownie faulowany i trafił już obie próby.
Przemysław Frasunkiewicz: - W drugiej połowie King zagrał agresywnie, my nie potrafiliśmy wykonać niektórych rzeczy. W akcjach jeden na jeden w końcówce zabrakło nam sił. Niestety, ego niektórych graczy było większe niż umiejętności. Graliśmy dobrze, gdy nie próbowaliśmy czegoś pokazywać i udowadniać na parkiecie, a dzieliliśmy się piłką. Ego, chęć pokazania czegoś sprawiła, że ten mecz nam się posypał.
