Czy uda mu się przekonać do tej koncepcji? W połowie lutego burmistrz zapoznał z projektem przekształceń publicznych przedszkoli komisję budżetu i edukacji, dwukrotnie spotykał się z dyrektorkami przedszkoli i przedstawicielami związków zawodowych. Dziś czeka go najcięższa przeprawa, bo załogi przedszkoli mają najwięcej do stracenia - może miejsca pracy, a także parasol ochronny w postaci Karty Nauczyciela.
Samorząd cienko przędzie
Oficjalne argumenty za prywatyzacją to przede wszystkim to, że miasto nie chce dopłacać do jednego dziecka 400 i więcej zł miesięcznie. W przyszłym roku dotacja osiągnęłaby pewnie 470 zł. Trzeba by "zabrać" na ten cel pieniądze z innych zadań.
W ratuszu chcą, by w Chojnicach nadal było sześć przedszkoli, dotacja na nie stopniowo by się zmniejszała. Placówki niepubliczne nadal będą pod pieczą kuratorium, liczebność grup się nie zwiększy, a zajęcia będą prowadzić nie panie z ulicy, ale wykwalifikowani nauczyciele.
Projekt zakłada oddanie przedszkoli w ręce obecnych pracowników. Stracą nauczyciele, bo w placówkach niepublicznych nie będą mogli korzystać z przywilejów Karty Nauczyciela. Ale samorząd nie jest w stanie udźwignąć tego ciężaru, zaś państwo nie kwapi się, by mu w tym pomóc.
System przedszkoli niepublicznych będzie nadal dotowany przez samorząd, może nawet więcej niż w 75 proc. Burmistrz spodziewa się, że konkurencja między przedszkolami wpłynie na atrakcyjność oferty, wydłużenie czasu pracy i sprawowanie opieki w weekendy.
Jaka opłata
Doświadczenia innych miast, gdzie przedszkola publiczne już są, wskazują na to, że opłata rodziców nie jest w nich wyższa. W pełni finansowane przez miasto będą oddziały zerowe i integracyjne.
Obiekty przedszkolne mają być użyczone, a po trzech latach możliwa będzie ich sprzedaż z bonifikatą nawet do 70 proc. Czy to wszystko przekona załogi przedszkoli? Więcej jutro.