Grudziądzanie zrealizowali cel minimum na mistrzostwach świata w Berlinie. Co prawda, w drużynach sprinterskich nie zdobyli medali, ale pokonali najgroźniejszych konkurentów do kwalifikacji olimpijskich i mogą szykować się do startu w Tokio. Zacznijmy od pań. Urszula Łoś z Magdaleną Karwacką musiały pokonać Ukrainki i Nowozelandki. Rywalki w ogóle nie przeszły eliminacji sprintu drużynowego, co rozwiązywało dylemat.
Łoś i Karwacka w pierwszej rundzie przegrały z Rosjankami i zostały ostatecznie sklasyfikowane na 7. miejscu. Wygrały Niemki, które w finale pokonały Australię, brązowy medal dla Chinek. Taki wynik oznacza indywidualne kwalifikacje dla dwóch polskich kolarek w keirinie i w sprincie indywidualnym.
W drużynie sprinterów mieliśmy aż trzech kolarzy Stali: Mateusza Rudyka, Rafała Sarneckiego i Krzysztofa Maksela. Ten ostatni startował w eliminacjach, a w rundzie finałowej zastąpił go Sarnecki. Polacy o przepustkę do Tokio rywalizowali z Japończykami i Rosjanami i uzyskali w eliminacjach lepszy czas (5. miejsce). W ćwierćfinale nasz zespół przegrał z Australią (brązowi medaliści) i zajął ostatecznie 8. miejsce. W finale Holendrzy pokonali Brytyjczyków i ustanowili nowy rekord świata - 41,225 s.
To dla nas nie koniec emocji na mistrzostwach świata w Berlinie. Urszula Łoś i Rafał Sarnecki będą rywalizować w keirinie, Krzysztof Maksel na 1 km i przede wszystkim Mateusz Rudyk w sprincie.
