Nie ma paniki, ale, wiadomo, klienci zawsze mają wątpliwości, gdy o firmie, której powierzyli oszczędności, mówi się źle publicznie i nie dotyczy to tylko naszej - uważa Andrzej Dunajski, rzecznik Krajowej SKOK.
Dzwonimy do Kasy Stefczyka w Bydgoszczy i podajemy się za klienta, który chce wiedzieć, czy jego lokata jest bezpieczna.
- Nie ma się czego bać - słyszymy głos w słuchawce. - Kontroluje nas Komisja Nadzoru Finansowego. To nie pierwsze takie pytanie. Nasza firma ma zły pijar, ale to się uspokoi. Oczywiście niektórzy przestraszyli się i wycofali pieniądze, ale ciągle też zakładamy nowe lokaty. Znowu przychodzą także ci, którzy wcześniej zabrali pieniądze.
Klientka SKOK: - Nie wycofam lokaty, bo jest oprocentowana na 4,6 proc., a PKO BP zaproponował mi 2,7 proc.
- Nie ma paniki, ale zamieszanie wokół kas na pewno im nie służy - uważa Dunajski. Potwierdza, że klienci nie odchodzą masowo z kas, a niektórzy wracają.
- Nie otrzymujemy sygnałów o wycofywaniu pieniędzy ze SKOK-ów - mówi też Maciej Krzysztoszekz Komisji Nadzoru Finansowego. - Opublikowaliśmy raport o sytuacji w kasach, jak robimy to w przypadku innych firm przez nas nadzorowanych: bankowych czy ubezpieczeniowych. Teraz nadal rozpoznajemy tę sytuację.
Przypomnijmy, w zeszłym tygodniu KNF zasugerowała, że SKOK-i działają na granicy opłacalności. Ponad połowa wykazała pod koniec ubiegłego roku straty. 30 proc. zaciągniętych w nich pożyczek jest zagrożonych.
