MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Krajobraz po Łodzi

Rozmawiał Adam Willma
Rozmowa z Ewą (radiologiem), Anną (pediatrą) i Beatą (specjalistką w dziedzinie medycyny pracy)

     - Zaskoczyło panie to, co się stało w Łodzi?
     - Zaszokowało. To się na pewno dzieje, ale wolałabym, żeby prasa opisując te wszystkie okropności miała już pewne dowody w rękach. Jeżeli takie dowody uda się zebrać, to oczywiście ci ludzie powinni być niezwykle surowo ukarani.
     - Są lekarze, którzy pracują w pogotowiu z powołania. Miałam okazję poznać specyfikę tej pracy i wspominam tę pracę jak najgorzej. Pracowałam na zdezelowanym sprzęcie, a co najważniejsze straszliwy był poziom stresu. W ciągu dyżuru ma pan 2-3 wezwania, w których od moich decyzji zależy czy pacjent przeżyje. Wiedziałam, że bywają takie sytuacje, w których kierowca karetki pracuje jako grabarz, ale stąd jeszcze daleko do mordowania pacjentów. Jeśli czegoś sprawa Łodzi nas uczy, to tylko tego, że w każdym zawodzie pracuje gros uczciwych ludzi i niewielki odsetek kanalii.
     - Niewielki odsetek? Z własnego doświadczenia wiemy, że lekarze przyjmujący łapówki to nie jest drobny odsetek. A czymże jest uzależnianie zabiegu od łapówki? Czy takie postępowanie różni się od łódzkiej patologii?
     - Nie, tego się chyba nie da porównać.
     - U dziecka moich znajomych wykryto nowotwór. Człowiek, który je zoperował, był nieskazitelnie uczciwy, nie wziął za to ani grosza, jednak łóżka w szpitalu klinicznym rozdzielał profesor, a jego taksa wynosiła 25 tysięcy złotych. Czy ten profesor nie jest zbrodniarzem podobnym do tych, którzy rozdzielali ludzi na obozowych rampach?
     - Ja mam dystans do tych wszystkich opowieści, bo zdarzało mi się słyszeć rzeczy ewidentnie nieprawdziwe. Prasa bierze pieniądze za sensacje, tak samo jak ten profesor - za zabieg.
     - Znam podobnego pana profesora. Wstyd o tym mówić. Uważam to za karygodne.
     - Jaki odsetek lekarzy bierze łapówki?
     - Niewielki, bo żeby brać łapówki, trzeba mieć zdolność decyzyjną. Ilu lekarzy ma taką możliwość? Trzeba być ordynatorem albo decydować o przyjęciu do kliniki. Jeśli szpital zatrudnia kilkuset lekarzy, to takich jest może 15. Oczywiście nie uważam za łapówkę czekoladki za 3,50 czy nawet koniaku za 35 złotych.
     - Dlaczego lekarze biorą?
     - Oprócz aspektu osobowościowego jest też oczywiście finansowy. Upomniałam mojego męża, aby nie mówił w towarzystwie, ile zarabiam. Mam rozbawiać towarzystwo opowiadaniem, że na konto szpital przelewa mi 840 złotych? Mój mąż, który na szczęście nie jest lekarzem, mawia, że mam bardzo drogie hobby.
     - Za dyżur, na którym nikt mnie nie pyta, czy chcę przyjąć zawszonego pijaka, dostaję 50 złotych. Mój kolega, który operował od 19.30 do 4.00 dostał za swój dyżur 70 złotych. A teraz dostajemy wypowiedzenie w zakresie premii regulaminowej, trzynastki i nagród. Dziwi się pan, że łapówka kusi?
     - Dlaczego w takim razie pani nie przyjmuje łapówek?
     - Nie potrafiłabym. Nie zapomnę tego, gdy na początku mojej kariery przyszły dwie starsze panie, które wrzuciły mi po pięć złotych do kieszeni, żeby przyspieszyć badanie. Zatrzęsło mną, nie zapomnę tego uczucia. Jeśli pacjent chce się zrewanżować, proszę bardzo: kwiaty, kawa, czekolada, cokolwiek. Byli pacjenci, którym pomogłam i oni kupili mi za to perfumy. To było miłe, ale przecież nie pomagałam tym ludziom z myślą, że coś od nich dostanę. Wie pan, dla mnie największą rzeczą jest to, że pacjent przychodzi i mówi "jest pani wspaniałym lekarzem, rzadko się takich spotyka".
     - Nie biorę, bo pracuję dla pasji. Stać mnie na to, bo mój mąż lepiej zarabia. Od studiów staram się walczyć ze sobą, żeby marne płace nie zeszmaciły mojego podejścia do zawodu, żebym przez to, że mało mi płacą, nie zaczęła pracować tak jak mi płacą.
     - Mnie nie stać, bo mój mąż też niewiele zarabia. Efekt jest taki, że moje dziecko korzysta w szkole z darmowych posiłków dla najuboższych dzieci. Gdyby nie pomagali rodzice, zbankrutowalibyśmy. Kiedy rozpoczęłam pracę w przychodni, pacjenci przynosili 30 złotych za lewe zwolnienie. Ja w to nie weszłam, ale gdybym się na to zgodziła, dziennie mogłabym mieć dziesięciokrotność tej kwoty. A jednak nigdy się nie ugięłam. Pewnego dnia pacjent, któremu pomogłam, rzucił mi na stół 50 złotych i po prostu uciekł. Nie mogłam mu tych pieniędzy oddać. To żenujące, ale byłam szczęśliwa, że mam te 50 złotych.
     - Jak wiadomości o łapówkach rozchodzą się w środowisku lekarskim? Ten temat pojawia się w rozmowach?
     - To się wie. Od pacjentów, od kolegów. Wie się, ile trzeba położyć, żeby coś załatwić. Czasami to jest dla człowieka szok, kiedy dowiaduje się, że bierze osoba, której w ogóle by się o to nie podejrzewało.
     - Były rektor Akademii Medycznej w Gdańsku przyznał w prasie, że sam zapłacił swojemu koledze po fachu łapówkę za wykonanie zabiegu...
     - A co w tym dziwnego? Jeżeli ten lekarz inaczej nie przeprowadzi operacji? A co go obchodzi rektor? Kim rektor jest dla niego? Potępienie moralne jest oczywiste, ale z drugiej strony taka jest rzeczywistość.
     - Ten lekarz rozumuje następująco: żeby być dobrym, musiałem w to sporo zainwestować, a teraz inwestycja musi się zwrócić. I w jakimś wymiarze ma rację, bo chory jest system.
     - Dobrze, ale jeśli rektor płaci, to kto uczył was w szkole etyki?
     - Dla mnie autorytetem moralnym byli rodzice, którzy oboje są lekarzami. Ci ludzie nigdy nie brali, więc w domu zawsze brakowało pieniędzy na życie.
     - Żebyśmy się dobrze zrozumieli: naprawdę mało kto wybiera zawód lekarza dla pieniędzy. Pamiętam zajęcia z języka rosyjskiego. Na pytanie "Pacziemu wy chotieliby stat' wraczom?" Każdy z nas bez wahania odpowiadał: żeby pomagać ludziom. Może jeden ze stu idzie na te studia z zamysłem, żeby zrobić popłatną specjalizację i się na niej obłowić.
     - Etyka to był przedmiot, który mieliśmy o ósmej rano. Wiało nudą, więc na ogół na wykładzie pojawiały się trzy osoby. Nie wiem, jak to wygląda obecnie, ale za naszych czasów Akademia Medyczna była czymś w rodzaju porządnej szkoły rzemieślniczej, ale nie szkołą wyższą. Tam nie było czasu na kształtowanie osobowości, ale ciężka harówka, aby posiąść ogromną ilość wiedzy medycznej. Na innych studiach ludzie mieli czas, żeby podyskutować o różnych rzeczach, a u nas tego nie było.
     - Jak w środowisku odbiera się osobę, która bierze?
     - Znam człowieka, który ma możliwości decyzyjne i wykorzystuje je. Proszę powiedzieć, co ja mam zrobić? Gdzie znajdziemy pracę, której nie ma nigdzie? My też mamy kredyty na mieszkania i samochody. Nie będę zwracała mu uwagi, on pracuje na siebie. Zresztą on pewnie powiedziałby: odwal się kobieto, wykonuję dobrą robotę, nikogo nie krzywdzę, mam trójkę dzieci, które muszę utrzymać.
     - Chciałabym, żeby ludzie mieli nie tylko świadomość, że lekarz musi uratować życie, bo taka świadomość jest powszechna, ale również świadomość, że za to ratowanie życia dostaje 800 złotych. Mówmy o tym głośno i wyraźnie tak samo, jak o łapówkach.
     - I znowu wracamy do pieniędzy. Czy nagle lekarz, który ma dziś w pogardzie pacjentów po otrzymaniu pięciokrotnie wyższej pensji zmieni się nie do poznania?
     - To jest brutalne, ale nawet jeśli jest chamski, będzie przynajmniej udawał, że taki nie jest. Taka jest natura człowieka. Druga strona tego medalu jest taka, że gdyby pacjentka, która strofuje dziś lekarza wiedziała, że pani doktor to jest osoba, która zarabia 6-7 tysięcy złotych, będzie grzeczna i miła, tak samo jak miła jest dla notariusza. Do zamożnego człowieka ludzie inaczej się odnoszą. Bogatego się szanuje. Może tak nie powinno być, ale tak jest. Proszę zauważyć, jak ludzie zachowują się w prywatnej klinice, sama tego doświadczyłam, mogę coś na ten temat powiedzieć. A przecież to są ci sami lekarze. Może to jest złe, a może po prostu takie są reguły rządzące światem.
     - Co się zmieniło w środowisku lekarskim po sprawie łódzkiej?
     - Stało się coś bardzo złego. Przez pogotowia przetoczyła się nawałnica z obelgami. W naszym pogotowiu kazali zapisywać numery telefonów, z których dzwoniono z obelgami. W ciągu dwóch godzin arkusz był pełny. Część lekarzy z pogotowia nie wytrzyma tego psychicznie i odejdzie. Będą mieli trochę mniej pieniędzy, ale bez takiej straszliwej presji. Ci zepsuci pozostaną, bo na nich nie zrobi to wrażenia. Autorytet lekarza został zdruzgotany.
     - To utrwali piętno, które i tak obciąża już dziś lekarzy. Ja na przykład przestałam dawać swoim pacjentom bezpłatne próbki leków, żeby nie budzić podejrzeń "ile ona z tego ma". Otóż nic z tego nie miałam, robiłam to z dobrej woli. Od firmy dostałam kalendarz i trzy długopisy. Wypisuję nimi recepty.
     PS. Imiona rozmówców zostały zmienione.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Inflacja będzie rosnąć, nawet do 6 proc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska