I do turystycznego korzystania z niej zachęcili już następców.
- Nie mogliśmy nie zatrzymać się w Grudziądzu - mówi Jarosław Kałuża, pomysłodawca trzeciego już Królewskiego Flisu. I to nie tylko ze względu na zabytki... - To tutaj, w sklepie za rogiem sprzedają najlepszą wędzoną słoninę w kraju! Zawsze kupuję jej na zapas, a wystarcza tylko do wieczora - śmieje się flisak pokazując trzy kg kupionego specjału.
Kiedy trzy lata temu, pierwszy raz Jarosław Kałuża spływał Wisłą na tratwie, patrzono na niego jak na dziwaka. Jego celem było udowodnienie, że rzeka jest żeglowna i, że warto nią pływać. Udało się! Niedawno "Pomorska" informowała o uruchomieniu przez prywatnego przedsiębiorcę regularnej żeglugi pasażerskiej z Krakowa do Gdańska. - A za nami płyną trzy następne spływy! - mówi Jarosław Kałuża. - Wszystkim bardzo gorąco kibicuję. Cieszy mnie, że na rzece pojawia się coraz więcej łódek. To także zasługa "Pomorskiej", która o nas zawsze pisze.
Flisacy płyną z Krakowa, a 23 maja chcą dotrzeć do Gdańska. Dalej, bo aż do Australii - oczywiście już nie tratwą - popłynie beczka z ziemią, której odrobinę flisacy nabierają w mieście każdego postoju.
- Nasz spływ odbywa się pod hasłem od "Kopca Kościuszki do Góry Kościuszki". Chcemy do Australii wyekspediować polską ziemię, bo pojawiły się tam głosy, aby zmienić nazwę Góry Kościuszki na bardziej australijską - mówi Jarosław Kałuża.
O spływie i ośmiorgu jego uczestnikach poczytać można w internecie na stronie www.flis.info