Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ksiądz Czesław Chojecki

Adrianna Błaszkiewicz
Ks. Czesław Chojecki
Ks. Czesław Chojecki Adrianna Błaszkiewicz
- W tym roku kończę 91 lat. Trudno mi już opowiedzieć o sobie jakby się chciało najpiękniej - mówi kapłan z 64-letnim stażem.

Ksiądz Chojecki urodził się na Podlasiu, koło Siedlec w 1916 roku. Jego ojciec Edward pochodził z biednej podlaskiej szlachty.

Cztery pierwsze klasy szkoły ks. Czesław ukończył w swoim domu. Potem musiał pokonywać cztery kilometry dziennie, by dostać się do klasy piątej szkoły w Zbuczynie. Do klasy szóstej, już w innej wsi, chodził siedem kilometrów. - Tam spędziłem rok i do VII klasy już nie chodziłem. Uczyłem się nieźle, spróbowałem zdać do gimnazjum i udało się. Najpierw uczęszczałem do gimnazjum kościelnego, ale ponieważ ojca nie było stać na opłacanie nauki mojej i brata, przeniosłem się do państwowego. Tam udzielałem kolegom korepetycji i za zarobione w ten sposób pieniądze opłacałem mieszkanko, w którym spałem i w którym częstowano mnie jedzeniem.__Żyłem bardzo skromnie. Po roku przyszła poważna choroba, która doprowadziła do krwawienia płuc. Musiałem wracać do domu.

Ks. Czesław zdał maturę w Siedlcach i zastanawiał się, co dalej ze sobą zrobić. - Rodziców nie pytałem, oni mnie też nie. W Zbuczynie byłem ministrantem i kiedyś odezwał się we mnie głos: "Bądź księdzem". I tak postanowiłem.

Tak rozpoczął się kolejny etap nauki - w seminarium w Płocku. Wspomina ksiądz prałat: - Nauka dla mnie specjalnie trudna nie była, ale ponieważ to była nauka i wiedzy materialnej, i ducha, więc trzeba było się do tego przyzwyczaić. Kiedyś ojciec duchowny zapytał mnie, czy bym był gotów opuścić seminarium, gdyby jemu wydawało się, że mój charakter nie nadaje się do kapłaństwa. Powiedziałem: naturalnie, jestem od tego, żeby słuchać.

Przyszedł rok 1939. Na jednym z wykładów ksiądz profesor spojrzał on w okno i zamilkł. Potem spojrzał na studentów. W oczach miał łzy. - Powiedział nam, że to koniec. Niemcy otoczyli seminarium. Zebrano nas wszystkich i jakaś niemiecka twarz w czapce z trupią główką odczytała rozkaz, aby w ciągu 12 godzin opuścić gmach. Można było zabrać książki i drobiazgi, ale pościeli i bielizny już nie. Kazali nam się udać do Generalnej Guberni.

Ksiądz Czesław i jego koledzy wrócili do domu, na Podlasie. Nie chcieli jednak siedzieć z założonymi rękoma. Wystarali się o przyjęcie do seminarium w Ołtarzewie. Byli tam rok, znów do wkroczenia Niemców.

- W końcu trafiłem do Sandomierza. Była tom miło, Niemcy specjalnie nie przeszkadzali. W 1943 roku ukończyłem studia i otrzymałem święcenia. Cieszyłem się bardzo, ale przyszedł też wielki smutek, kiedy słyszałem, że na Polskę najechali Rosjanie, którzy walczyli z Niemcami i z Polakami. Modliłem się: Boże dopomóż mi, bym choć jedną msze świętą odprawił normalnie, po tych niełatwych studiach. W Boże Narodzenie w naszej parafii Zbuczynie urządzono nam uroczystość prymicyjną i tam odprawiłem moją pierwszą mszę świętą.

Trwała trwała. Nie sposób było dostać się do Płocka. Ks. Czesław rozpoczął posługę u kolegi w pobliskiej parafii. Uczył w szkole, głosił kazania podczas niedzielnych mszy.

- Po rekolekcjach wielkanocnych w 1944 roku zjawiła się u nas Żydówka Stella Zylbersztajn. Mieszkała na terenie parafii, pragnęła przyjąć chrzest i zostać katoliczką. Ja miałem ją przygotować do chrztu, bo proboszcz nie mógł. Gdyby Niemcy się o tym dowiedzieli, to by nas pomordowali. Stella, po chrzcie Wanda, mieszka obecnie w Palestynie. Koresponduję z nią.

Na początku 1945 r. Płock. W marcu ks. Chojecki z kolegą postanowili do niego wrócić. Okazyjnie ciężarówką dotarli do Warszawy, do Płocka przepłynęli przez Wisłę statkiem.

Po krótkim pobycie w parafii Dobrzykowo, ksiądz Czesław został wikariuszem w Płocku i prefektem w trzech szkołach.

- Były takie lata, że ponad 40 godzin tygodniowo musiałem przepracować, nie licząc parafii. W szkole żyliśmy jak jedna rodzina. Jednak władze czerwone odebrały mi jedną szkołę, potem kolejną. Uczyłem tylko w jednej, nr 6. Wiem, że byłem śledzony przez ubeków w szkole i poza szkołą. Ostrzegano mnie, by mieć się na baczności.

12 lutego 1947 r. płoccy harcerze zwrócili się prośba o biskupa o mianowanie ks. Czesława kapelanem hufca. - Bardzo ta praca mi odpowiadała.Odczuwałem wspaniały wpływ zasad harcerskich na wychowanie młodzieży. Dwa razy byliśmy na obozie: w lesie rozbiliśmy namioty, ja miałem krzesło do spowiedzi, zbudowali mi też ołtarzyk. Po paru latach czynnej pracy w hufcu, komuniści odsunęli mnie i od tego, ale miłości dla prawa harcerskiego i harcerstwa nie zdołali zabić w mojej duszy.

18 lutego 1857 r. ks. Chojecki zwrócił się do biskupa o przeniesienie na samodzielną placówkę. Trwało to trochę, bo trzeba było znaleźć zastępstwo w szkole, ale w końcu ks. Czesław trafił do parafii Ruże w dekanacie rypińskim. - Warunki były trudne: światła elektrycznego nie było, wodę przywożono beczkowozem.

Kolejną parafią było Obryte w dekanacie pułtuskim, a w 1969 roku - parafii św. Trójcy w Rypinie. - Ciągnęła się wtedy sprawa domu katolickiego, który został zbudowany przez parafię przed wojną, a w Polsce Ludowej zamieniono go na dom kultury. W 1970 roku władze ministerialne stwierdziły, że dom jest własnością kościoła, ale będzie użytkowany przez miasto i parafia nie może z niego korzystać. A potrzeba było sal katechetycznych. Zrobiliśmy je w starej stodole.

W 1982 biskup Sikorski wyraził zgodę na sprzedaż domu katolickiego i przeznaczenie pieniędzy na budowę nowego kościoła parafii św. Stanisława Kostki, który w br. obchodzi 25-lecie.

Proboszcz Chojecki w 1991 r. odszedł na emeryturę i jest rezydentem parafii św. Trójcy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska