Ale do meritum – oto podczas obrad, w ostatniej chwili, nasi przedstawiciele wyłapali haniebny błąd, który pojawił się w urzędowym druku. Poszło o złowieszczy zwrot "osoby niepełnosprawne". Aż Was odrzuciło, prawda?
Istnieje jednak szansa, że wstyd nie pójdzie w świat, bo w porę udało się wprowadzić wersję poprawną – "osoby z niepełnosprawnością".
Jeśli rodzice nie posłali Was do szkół albo nie ma w Was krztyny empatii, wyłożę kawę na ławę.
Otóż problem, jak to często bywa, przylazł z angielszczyzny, gdzie nie takie słowa poddaje się torturom, a nawet wypalaniu ogniem i żelazem. Chodzi o to, że sformułowanie osoba niepełnosprawna: "stygmatyzuje te osoby, sugerując ich całkowitą nieprzydatność jako osoby. Sugeruje, że niepełnosprawność to kluczowa determinanta, podczas gdy sformułowanie osoba z niepełnosprawnością zawęża niepełnosprawność do jednej z wielu cech danej osoby, nie naruszając poczucia godności osoby oraz poczucia jej społecznej przydatności".
Teraz rozumiecie. Tyle że – jeśli w przypadku angielskiego zwrotu "disabled people" można od biedy wysnuć taki wniosek, to w polskiej wersji mamy wyraźny człon "niepełno", więc o "sugerowaniu całkowitej nieprzydatności" nie ma mowy.
Żeby było zabawniej, ta resocjalizacja języka wkurzyła nawet pełnomocnika ds. osób niepełnosprawnych na Uniwersytecie Medycznym w Poznaniu, który wysmażył zapytanie do Rady Języka Polskiego, o co właściwie chodzi z tym zamieszaniem. I Rada odpowiedziała mu, że może spać spokojnie.
Nie wykluczam jednak, że to moja krótkowzroczność czyni mnie niepełnosprawnym w rozumieniu problemu. Być może to właśnie na sali obrad naszego sejmiku utoczona zostanie kulka, która zmieni się w lawinę i zmiecie po drodze Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych i Pałac Inwalidów w Paryżu. I że rozniecony w Toruniu kaganek, oświeci tych, którzy dotąd nie wiedzieli, że są urażeni.
