Nad całym łańcuszkiem unosi się przykry, polityczny smród oraz przyjemny zapach pieniędzy. A po drodze - od stolicy po wieś Łodzia - są
figury:
z Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa, prawicowy b. szef Dyrekcji Lasów Państwowych w Toruniu, rezydent "Dworu Chobielin" k. Nakła Radek Sikorski, b. poseł AWS Kosma Złotowski, Koło Łowieckie "Jeleń" z posłem SLD Grzegorzem Gruszką i socjalistycznym jeszcze wojewodą Tomaszem Gliwą oraz nakielski sąd. A łańcuszek kończą dziki (w dosłownym sensie) i prawie setka "jeleni" - chłopów z czterech pechowych wiosek. Dziki co roku zżerają im całe plony marchwi, ziemniaków, zboża i kukurydzy, a do tak pięknie wykarmionej zwierzyny strzelają później panowie myśliwi.
Łańcuszek świętego Antoniego jest niezwykle skomplikowany, a poszczególne jego ogniwa niemiłosiernie splątane. Upraszczając sprawę - bo w tym nie połapałby się i sam święty Hubert - chodzi o to, że profesjonalne zarządzanie obwodem łowieckim to naprawdę ciężkie pieniądze. I prestiż, z możliwością zawarcia wyśmienitych znajomości. A już wyjątkową gratką są polowania dewizowe, na które co roku przyjeżdża do Polski kilkanaście tysięcy zagranicznych myśliwych.
Koło łowieckie
"Jeleń"
nazywane jest prominenckim, zapewne ze względu na - jak mówi prezes koła - "członka niemacierzystego", posła Grzegorza Gruszkę i b. wicewojewodę Tomasza Gliwę. "Jeleń" dzierżawił obwód łowiecki nr 122, na którym znajdują się m.in. cztery pechowe, nadnoteckie wioski. Umowa z lasami państwowymi ważna miała być do 2007 roku. Miała, bo ówczesny minister środowiska Antoni Tokarczuk, na prima aprilis 2000 roku, wyciął myśliwym z "Jelenia" przedni numer: przekazał obwód łowiecki pilskiej Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa. Oznaczało to, że myśliwi z "Jelenia" mogli co najwyżej chodzić na grzyby, a dochody z polowań będzie czerpał zupełnie kto inny. Ale kto?
I tu zaczyna się ów polityczny smród, towarzyszący każdej aferce III RP. Nieopodal Nakła ma swoją rezydencję były minister, bojownik o wolność talibów z Afganistanu, Radek Sikorski. Rezydencja nazywa się "Dwór Chobielin", a punktami orientacyjnymi są natowska flaga na dachu oraz tablica u wjazdu na posiadłość:
"Strefa zdekomunizowana"
Radek Sikorski co prawda nie poluje, przynajmniej oficjalnie, ale ma wielką słabość do zwierzyny leśnej. Ciasnota we dworze sprawiła, że pan minister starał się o kupno 2 hektarów przylegającego lasu - na hodowlę danieli - ale zgody nie dostał. Na szczęście, jak dotąd, państwowych lasów w Polsce kupić nie można, a tym bardziej robić z nich prywatne tereny łowieckie.
W najbliższym sąsiedztwie chobielińskiego dworu jest inna posiadłość, Dąbki, które należą do równie świeżej daty posiadacza - Romana Barlika. Rzecz jasna jest on właścicielem tamtejszego pałacyku i sporych obszarów, reklamowanych za granicą jako "prywatne tereny łowieckie". Wcześniej, kiedy był tylko administratorem obwodu łowieckiego w Dąbkach, prokuratura prowadziła przeciw niemu dochodzenie, umorzone "ze względu na niską szkodliwość społeczną". Barlik organizował - wedle świadków, którzy okazali się niewiarygodni - nielegalne polowania dla dewizowców, brał łapówki za lewe odstrzały oraz kłamał w sprawozdaniach z polowań...
Zarówno minister Sikorski, jak i pan na Dąbkach, znali się dobrze - łączyła ich nie tylko
miłość do lasów
i hodowli danieli. Nic zatem dziwnego, że minister Antoni Tokarczuk (AWS), na wniosek posła Kosmy Złotowskiego z AWS, odebrał "Jeleniowi" komuszy okręg łowiecki i przekazał Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa, podlegającej awuesowskiemu ministrowi rolnictwa. Agencja zaś wydzierżawiła okręg łowiecki właśnie... Barlikowi. Oczywiście zupełnym przypadkiem w tym okręgu leżą dwory Chobielin i Dąbki. Idąc tropem dewizy dekomunizacyjnej ministra Sikorskiego "zdekomunizować okręgi łowieckie, znaczy sprywatyzować". Najlepiej swoim.
Myśliwych z "Jelenia" mocno poniosło, skierowali sprawę do Naczelnego Sądu Administracyjnego i - ku zdumieniu awuesowskich ministrów - wygrali. W sierpniu 2000 roku NSA uchylił niezgodną z prawem decyzję ministra Tokarczuka. Obwód łowiecki wrócił pod zarząd myśliwych z "Jelenia".
Tymczasem głupie dziki i inna zwierzyna łowna, nieświadoma poważnych, politycznych rozgrywek, zżerała plony chłopów z Anielina, Łodzia, Sadek i Samostrzela. I rozorała łąki. Nadnoteckie chaszcze są bowiem idealnym schronieniem dla dzików, a pola - żerowiskiem.
- Tak, ma pan rację - potwierdza prezes "Jelenia" Mirosław Chmura. - Polowania to doskonały interes. Pod warunkiem, że odszkodowania rolnikom zapłaci kto inny aniżeli dzierżawca okręgu, jak w naszym przypadku.
To jedna mafia!
- _mówią o wszystkich ogniwach łańcuszka rolnicy, ale na wszelki wypadek proszą o anonimowość. - Oni, tam na górze, żrą się o szmal, politycznie, a nam koło "Jeleń" winne jest prawie trzy miliardy starych złotych, z odsetkami. Sąd? Sprawę założylim dwa lata temu i ciągnie się do dziś... - sugestywnie pokazują gest Kozakiewicza.
Z sądem to jest tak: sprawa sądowa rolnika Franciszka Wojteckiego ma być "wzorcowa". Jeśli wygra z "Jeleniem", to cała reszta pozostałych chłopów też wygra. Ale na zwycięstwo zupełnie się nie zanosi, bo koło "Jeleń" twierdzi, że kiedy powstały szkody - okręgiem łowieckim zarządzała Agencja Własności Rolnej w Pile. Ta z kolei nie stawia się na rozprawy, kluczy, dowodzi, że straty powstały po sierpniu 2000 roku.
- _Niech się Agencja procesuje z kołem łowieckim - powiada Wojtecki. - Mnie tam wszystko jedno, kto zapłaci: Tokarczuk, Sikorski, Barlik czy Chmura. Ale zdaje się oni liczą na to, że sprawa się przedawni, jak miną dwa lata. A wtedy mogę ją skierować do wc...
Chłopi pisali już wszędzie, gdzie mogli, organizowali zebrania wiejskie, ba - powoływali własnych biegłych do oszacowania strat, gdyż jak "Jeleń" wyszacuje, to trzeba by dopłacić "Jeleniowi". I tak Bogiem a prawdą - sądom też nie wierzą. Zresztą - kto dziś na wsi ma pieniądze na adwokatów, pisma procesowe, świadkowanie? - Przyjechał taki jeden mądry łowczy - mówią jeden przez drugiego - i powiedział, że najlepiej, jakbyśmy kukurydzy nie uprawiali, marchwi, zboża i ziemniaków też. To co, politykę mamy uprawiać?!
Wojtecki domaga się w sumie niewiele ponad 10 tysięcy złotych. Podobnie jak Ozimina, Dereniowski i inni. Tylko, głupia sprawa, w łańcuszku świętego Antoniego zawsze przegrywa ostatni. Jakby na dowód Wojtecki wyciąga przekaz pocztowy za szkody z 1999 roku: 314 złotych i 90 groszy.
Łańcuszek świętego Antoniego
Jacek Deptuła
Dla rolników podnakielskich wsi Łodzia, Samostrzel, Śmielin i Anieliny myśliwski łańcuszek zaczął się od byłego ministra środowiska Antoniego Tokarczuka, a kończy na prostym chłopie Franciszku Wojteckim.