"Szykujemy się na poniedziałek. Bardzo dużo pracy ale jakoś idzie..." - napisali do nas w e-mailu załączając historię opisaną przez ojca Darka Maruta:
Czytaj: "Nasze" dzieciaki na Madagskarze czekają na pierwszą lekcję [zdjęcia]
Piękny piórnik
"Ojcze - jakie to wszystko śliczne… powiedziała Lucie dotykając z przejęciem swojego nowego plecaka, zeszytów i piórnika z przyborami. Po kolei z namaszczeniem wyciągała długopisy, ołówki, kredki oglądając je uważnie - jakie to wszystko śliczne…
Lucie ma 11 lat. Taka młoda, dziecko jeszcze, a tak wiele już przeszła. W zeszłym roku zmarł jej młodszy brat. Kilka miesięcy temu - tato. Pracował jako policjant i utrzymywał całą rodzinę z jednej pensji. Zostali sami, przygnębieni i bez środków do życia, bez nadziei na jakąkolwiek zmianę czy poprawę. Mama została sama z piątką dzieci, ale nie na długo z piątką, bo cztery miesiące po śmierci męża urodziło się kolejne dziecko.
Czytaj też: Ojciec Darek uczył (na Madagaskarze) dzieci swoje, a miał ich wszystkich... dużo
Lucie chodziła po domach i zbierała rzeczy do prania. Z wielkim tobołkiem rzeczy szła nad rzekę i prała, by pomóc mamie i młodszemu rodzeństwu. Sama ubrana w starą, jedyną spódniczkę, jedną ręką podtrzymywała niesiony na głowie tobołek, a drugą - zasłaniała rozdarte elementy swego ubioru.
Jedenastoletnia dziewczynka. Jak normalnie powinna spędzać czas? Mogłaby przecież bawić się lalkami, czytać książki czy biegać z koleżankami. Lucie nie ma na to czasu. Już dawno przestała być dzieckiem. Książki nie miała nigdy w ręce, a o lalce może sobie tylko pomarzyć. Ona ma na głowie dużo ważniejsze sprawy - co dzisiaj zjemy?"
Czytaj również: Mamy dziecko! Redakcja zaadoptowała Juliankę Rahariniantę z Madagaskaru
Rodzina cierpi biedę...
"Nie ma pola, nie ma pracy, nie ma nic do jedzenia. Na swoją malutką siostrzyczkę Lucie mówi Dudusi. Tuli ją pieszczotliwie i śpiewa kołysanki.
To miesiąc temu Lucie przybiegła na misję krzycząc z daleka, że mama zaczęła rodzić. Na końcu ciąży chorowała, była słaba i niedożywiona. Nie mieli pieniędzy ani na położną ani na lekarza. Dziecko urodziło się małe i słabe."
Szansa
"11 października Lucie wraz ze swoim rodzeństwem pójdzie do szkoły. Kabota, 5 letni brat, jest szczególnie szczęśliwy. Dwa tygodnie temu prawie zmarł na malarię. Lucie wraz z mamą, która też ledwo trzymała się na nogach, przyniosły go płacząc. Miał wysoką gorączkę i majaczył. Na lekarstwa trzeba by pracować tygodniami a malarii wystarczy tylko kilka godzin.
Kabota jest jeszcze słaby, ale snuje już marzenia o tym jak to będzie w szkole. Przed oglądaniem swoich nowych zeszytów najpierw pobiegł umyć ręce. - Ale w szkole będziecie musieli być bardzo grzeczni i pilnie się uczyć - tłumaczy Lucie swemu rodzeństwu.
Dzieci patrzą na nią z uwagą, słuchają jej jak drugiej mamy.
Dzieci co dzień w czasie południowej przerwy otrzymają gorący posiłek. Ryż, kawałek mięsa i warzywa. Będą mogły spokojnie uczyć się pisać i czytać.
Lekarstwa, dożywianie, odzież, nauka w szkole i otwarte serca Polaków, pomimo tak wielkiej odległości. To dzięki Wam, tu w dalekim buszu na Madagaskarze po raz kolejny mogliśmy powiedzieć życiu - TAK."
Czytaj e-wydanie »