Spis treści
- Wprowadzamy program „Lokalna półka” - mówi poseł Jan Krzysztof Ardanowski, przew. Rady ds. Rolnictwa i Obszarów Wiejskich przy Prezydencie RP, w spocie wyborczym PiS. - Zobowiążemy sieci handlowe do współpracy z lokalnymi producentami żywności.
Chodzi o to, by nałożyć na markety obowiązek posiadania w swojej ofercie minimum 2/3 owoców, warzyw, produktów mlecznych i mięsnych oraz pieczywa pochodzących od lokalnych dostawców.
Pojawiły się pytania o szczegóły programu
Co na to rolnicy i przetwórcy?
- Markety prowadzą swoją politykę i łatwo z nimi nie będzie - uważa Maciej Przybylski, który prowadzi w Szostce (pow. radziejowski) rodzinne gospodarstwo specjalizujące się w produkcji warzyw. - Oby można było wyegzekwować nowe wymogi! Bo niektóre sieci potrafią wprowadzić takie normy jakościowe, że trudno je rolnikowi spełnić. Czasami nie podoba im się np. kolor albo długość warzyw i już są zwroty towaru.
- Pomysł jest bardzo dobry, bo takie zasady powinny obowiązywać w cywilizowanym świecie, ale „diabeł tkwi w szczegółach” - twierdzi Mariusz Falgowski, prezes Kujawskiej Spółdzielni Mleczarskiej KeSeM we Włocławku. - Trzeba jasno określić np. co to jest rynek lokalny.
Ardanowski podkreśla, że szczegóły będą dopracowane później i zwraca uwagę, że na określenie lokalnego rynku trzeba będzie spojrzeć racjonalnie: - Mamy różny klimat i w niektórych regionach Polski nie rosną na przykład owoce miękkie, ale sklepy będą tego towaru potrzebowały. No to, skoro w danym powiecie, czy w województwie nie uprawia się tych owoców, to niech szukają ich w innych województwach.
Rozmowy z sieciami handlowymi są bardzo trudne
Zdaniem Falgowskiego nawet gdyby poziom minimalny obniżyć do jednej trzeciej produktów lokalnych na marketowych półkach, to już mogłoby to pomóc takim mleczarniom jak włocławski zakład. - Bo rozmowy z sieciami handlowymi są bardzo trudne - twierdzi prezes Falgowski. Dodaje, że na rynku mleka jest kryzys, mleczarnie przerzucają na swoje barki ciężar związany z kosztami, by móc jak najwięcej zapłacić rolnikom za surowiec. - A sieci handlowe naciskają na mleczarnie, by jeszcze bardziej obniżyły ceny swoich produktów - mówi Falgowski. - Niestety konsumenci tych obniżek długo na sklepowych półkach nie zauważą. Problemem są też wysokie marże, na które nie mamy wpływu. Wiem, że w niektórych sklepach marże na nasze wyroby sięgają nawet stu procent!
Andrzej Zawistowski, współwłaściciel Masarni Władysławowo (koło Łabiszyna) nie sprzedaje wyrobów z rodzinnej przetwórni do marketów, ale wie, że sieć handlowa to trudny klient. - Słyszałem o „Lokalnej półce” i uważam, że pomysł jest dobry także ze względu na ślad węglowy - ocenia Andrzej Zawistowski, którego brat Piotr prowadzi lokalną piekarnię. - Nawet dla klimatu lepsze jest kupowanie żywności od lokalnych rolników i przetwórców.
Lokalne produkty nie powstają w fabrykach żywności
Marzena i Mariusz Górscy z Sośna (pow. sępoleński) specjalizują się w produkcji drobiu. Gospodarze zajmują się sprzedażą bezpośrednią gęsich i kaczych tuszek. - Ten pomysł ma sens, ale zastanawialiśmy się z mężem, czy konsumenci będą świadomi, że lokalne produkty często powstają w zupełnie innych warunkach niż te wyprodukowane w sposób przemysłowy - zwraca uwagę pani Marzena. - Chów drobiu w naszym gospodarstwie odbywa się w najbardziej, jak to tylko możliwe, naturalny sposób. Wykorzystujemy swoje pasze, gęsi i kaczki rosną u nas dłużej niż na dużych fermach, więc tuszki muszą być droższe.
To też może Cię zainteresować
- Przede wszystkim zachęcam rolników bardzo mocno do rolniczego handlu detalicznego (RHD) i sprzedaży bezpośredniej, bo tu nie ma żadnego pośrednika, który doliczy sobie marżę - mówi Ardanowski. - Nie sądzę, żeby gospodarze zajmujący się rolniczym handlem wstawiali swoją żywność do sklepów, ale jest duża grupa rolników, którzy nie zajmują się i nie będą się zajmowali RHD (bo nie potrafią tego robić, albo nie mają warunków), więc dla nich dostarczanie żywności do sklepów będzie dobrym rozwiązaniem. A sieciom, które do tej pory miały Eldorado i mogły przebierać w ofertach, a nawet straszyć dostawców, teraz będzie zależało na pozyskaniu lokalnych produktów. Zyskają rolnicy, przetwórcy i konsumenci.
Podkreśla, że szczegóły będą jeszcze dopracowane, także z udziałem przedstawicieli branży rolnej: - Wiem, że łatwo nie będzie!
