Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maciej Grześkowiak: Ten rak mi się zdarzył

Roman Laudański [email protected]
Maciej Grześkowiak
Maciej Grześkowiak
- Nie miałem do nikogo pretensji, że zachorowałem na raka - opowiada Maciej Grześkowiak. - Nie pytałem: dlaczego ja? Tylko: po co? Czy choroba, cierpienie ma mnie zmienić? Co jeszcze muszę zrobić?

Kariery mogłoby mu pozazdrościć wielu (kierował ośrodkiem telewizji w Bydgoszczy, był wiceprezydentem, pracował w Urzędzie Marszałkowskim, teraz w PES-ie).

Natomiast nikt nie pozazdrości mu choroby.
Rak uderzył w niego podczas Euro 2012. Oglądał mecz, a tu naraz pojawił się potworny ból jądra. Wreszcie spotkał się z lekarzem. Dwadzieścia minut po siódmej rano usłyszał diagnozę: rak. Lekarz powiedział, że ma guza, którego trzeba koniecznie wyciąć, żeby nie było przerzutów.

- A bolało mnie już dwa - trzy miesiące wcześniej, ale pomyślałem, że samo przejdzie - opowiada Maciej Grześkowiak. Doktor dał mu tydzień na poukładanie wszystkich spraw i wy-znaczył termin operacji.

- Stałem przed szpitalem ze świadomością, że mam raka - wspomina tamten moment. - Co robić? Dzwonić do żony? Poczekać na spotkanie w domu? Pojechać z tą świadomością do pracy? Przed szpitalem przestrzeń i zieloność. Ciepły czerwiec. A ja stoję i zastanawiam się: co dalej? Pomyślałem, że mam dwie drogi: ciemną i jasną. Ciemna to początek depresji, użalania się nad sobą, rozpaczy. Może wtedy depresja chwyciłaby mnie i trzymała. Jasna - dam temu radę. Muszę spróbować. Nie poddam się! Zadzwoniłem do żony, że mam guza i pogadamy po południu. Popłakała się. Dodałem, że za tydzień mam operację. Do tego czasu zachowuję się normalnie. Nie chciałem oddać depresji nawet skrawka życia.

W pracy opowiedziałem o chorobie szefowi. Czasem słyszy się, że ktoś z takiego powodu jest zwalniany, a tu pełne wsparcie. Maciej jeszcze nie wiedział, czy rak jest złośliwy, ale nasieniaki mają to do siebie, że najczęściej są. No i czy zdążyły pójść przerzuty?

Czytaj: Róża ma 16 miesięcy. I nowotwór

- Miałem tydzień na uporządkowanie wszystkich spraw. Pierwsza myśl: gdyby dane mi było odejść, to jak zabezpieczyć żonę i syna? Umówiłem się z ubezpieczycielem. Siadamy w ogródku. Mówię mu: mam raka i nie wiem, co ze mną będzie. On wyjaśnia, co z której polisy zostanie dla rodziny. Zapewnił, że jeśli po chorobie nie będę w pełni sprawny, to on bierze na siebie wszystkie formalności.

Maciej Grześkowiak: - Od wielu lat nie ma we mnie lęku przed śmiercią. Często powtarzałem, że spieszy mi się na ta-mten świat. W życiu wszystko robiłem z jak największym zaangażowaniem, żeby zasłużyć na to, co czeka na mnie po śmierci. Wierzę, że to jest podróż. Im krótsza, tym lepiej. Mając świadomość własnych grzechów, pomyłek i zaniedbań dostałem czas na odrobienie tego wszystkiego "w polu". Dlatego nie było we mnie paniki - śmierć jest przejściem. To się musi przydarzyć każdemu z nas. A że może spowodować to choroba? OK. Tylko kiedy zaczynałem o tym mówić - mocno irytowałem żonę. A to ona przez pół roku wspierała mnie i syna.

Zapewnia, że nie było w nim buntu, sprzeciwu. Nie miał pretensji, że na raka zachorował właśnie on. - Nie pytałem: dlaczego ja? Tylko: po co? Czy choroba, cierpienia ma mnie zmienić? Co jeszcze muszę zrobić.
Uważa się za wyjątkowego farciarza w życiu. Mówi, że sprzyjał mu Bóg. Dostał "spadek" po trzynastym apostole-imienniku Macieju. Kiedy apostołowie rzucali losy, kto zajmie miejsce Judasza - padło na Macieja. Apostoł miał farta. Maciej też.

Powtarza, że często nie zasłużył na to, co niosło życie. Dostawał więcej niż mu się należało. Zrobił karierę, poznał świat. Zawalił egzamin na polonistyce i przeniósł się na anglistykę. Nauczył się języka, skorzystał z zagranicznych kursów dla dziennikarzy. Zrobił fajne materiały. Awansował. Zarabiał.
- Ateiści wynaleźli słowo "przypadek", żeby zastąpić nim słowo "cud" - uśmiecha się. -Otrzymałem mocno niezasłużone dary od Boga. No to nie mogę uciekać przed chorobą, która akurat mnie dotknęła. - Los, Bóg zsyła nam rzeczy dobre i złe. Radość i krzyż są po coś.

Szpital. Wiozą go na łóżku na operację. Nad głową migają korytarzowe światła, zupełnie jak w filmie. Jedna z pielęgniarek odbiera telefon od córki. Dziewczynka pyta: jak zrobić jajecznicę? - Musisz rozbić jajka i usmażyć.
Dwuznaczność tej sytuacji (- Rozbijasz jajeczko, a ja za chwilę je stracę) doprowadziła do tego, że wjechał na salę operacyjną rechocząc ze śmiechu. Do końca żartował z chirurgami, aż poprosił, żeby może wreszcie go uśpili, bo twarzy lekarzy, którzy mu to zrobią, nie będzie chciał pamiętać.
Opowiada, że najtrudniejszy po operacji jest fizyczny ból. Wszystko boli. Mięśnie nie działają. Pierwsza wizyta w toalecie urasta do rangi zwycięstwa w olimpiadzie.

Wypis ze szpitala. Dwa tygodnie czekania na wyniki. Przeczytał biografię Jobsa (m.in. twórca Apple), który przegrał walkę z rakiem. Jedną z odwiedzających Macieja osób był ksiądz, z którym zaczęli rozmawiać o wykorzystaniu nowych mediów w internecie. Po kilku godzinach rozmowy usłyszał, że gdyby nie operacja (ksiądz powiedział dosadniej), to nie spotkaliby się i nie rozmawiali o tych sprawach. I dzięki temu już dwa razy prowadził spotkania o wykorzystaniu nowych mediów przez Kościół.

- To był czas, kiedy rozmawiałem z bardzo wieloma ludźmi - wspomina. - Pogłębiło się to jeszcze w trakcie chemii. Ale dla wielu ludzi chemia brzmi bardzo groźnie. Nie wiedzą, jak rozmawiać z chorym. Wspominać o raku? Unikać tematu?
Idąc na onkologię zostawił na Facebooku krótką wiadomość o chorobie. Kiedy w szpitalu otworzył laptopa, popłakał się podczas czytania kilkudziesięciu wpisów.
- Wspaniałe doświadczenie, wielkie wzruszenie - uśmiecha się. - Kiedy byłem zdrowy i odwiedzałem kogoś w szpitalu, też nie bardzo wiedziałem, jak się zachować. A czyjaś obecność jest bardzo potrzebna. Kościół przypomina o nawiedzaniu chorych. Nie chodzi o soki czy owoce. O obecność, wsparcie, dobre słowo.
Na onkologii doświadczył poczucia wspólnoty w niedoli wszystkich pacjentów. Po chwili znajomości mogłeś już rozmawiać o wszystkim. Słuchasz histo-rii ich choroby, życia. Opowiadasz o sobie.

Sześć tygodni chemii. Wycieńczony organizm.
Po wkłuciach trudno już było znaleźć miejsce na kolejne. Przez pięć-sześć godzin sączyła się chemia, którą najgorzej wspomina. Ból. Leżał skurczony i poobijany chcąc zająć jak najmniej miejsca. Doświadczał poczucie kruchości ciała. Czuł, jakby ciało było workiem lub niewielką skorupką. Że właściwie już go nie ma. Ale to był tylko ból fizyczny. Gorszy był psychiczny. Od euforii po kompletnego doła, poczucia oddzielenia się od ciała. - Że ja sam, to już nie to zmaltretowane z bólu ciało. Że mną w żadnym przypadku nie może ono być. Widziałem siebie z boku. Byłem już poza ciałem.

Choroba przewartościowała jego życie. Przypomniała o wła-ściwej hierarchii, o której łatwo - zwłaszcza w dziennikarskiej pracy - zapomnieć, bo praca jest na pierwszym miejscu.
Dziś, pamiętając o Szefie (Bogu), stara się nie zaniedbywać rodziny. Cieszy się każdym: "tato", którym syn wracający ze szkoły wita go w domu. Trudno wyciągnąć go na spotkanie, piwo.
Maciej: - Ten rak mi się zdarzył nie dlatego, że pan Bóg tak chciał, tylko dlatego, że żyjemy w taki, a nie inny sposób. Zaniedbujemy się, źle odżywiamy, za dużo denerwujemy. Uporządkowałem każdy dzień. Zacząłem jeździć rowerem, regularnie biegać, spacerować. Wzrosła też moja życiowo-społeczna bezkompromisowość - dodaje. - Jestem wyczulony na obłudę, grę, puste gadanie, które nie przynosi pożytku. Jeśli chcemy coś zmienić w Bydgoszczy, to po prostu to róbmy, bez zbędnego gadania i jałowych sporów.

Co trzy miesiące chodzi na badania okresowe. - Nie wiem, ile zostało mi czasu, czy choroba nie wróci, ale nie ma to znaczenia - opowiada. - Nieuchronność śmierci jest wpisana w nasze życie. Nie sztuką jest prze-dłużanie życia, trudniejsze jest przeżywanie każdej sekundy tak, jak można najlepiej. Na maksa!

Obiecał sobie, że każdemu dziennikarzowi będzie opowiadał o tym, że choć raz w roku każdy z nas powinien zrobić sobie badania. Bo jeśli dbamy o samochód, regularnie bywamy na przeglądach, to o wiele bardziej powinniśmy dbać o nas samych, o nasze organizmy. A badania krwi mogą być pierwszym sygnałem pojawienia się nowotworu. Wtedy lekarze mają szansę na szybką pomoc.
- Nie zaniedbujcie badań! - prosi.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska