Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mamo, żyjesz w mojej pamięci

Renata Kudeł
Ponad sześćdziesiąt lat temu, wyrokiem niemieckiego sądu zgilotynowano dwie włocławianki - wstrżąsające wspomnienie włocławianina Andrzeja Sobczyńskiego.

- Trzynaście lat po ślubie z tatą, mieszkanie numer trzynaście, aresztowana trzynastego, trzynaście dni później stracona... - wylicza włocławianin Andrzej Sobczyński, nim rozpocznie opowieść o swojej matce. - Ale ja nie jestem przesądny - twierdzi.
Mały Andrzejek z zachwytem patrzy na prezenty. Czekolada! Pomarańcze! Do domu przy Smolnej przywiozła te cuda ciocia Maria, która przedostała się z Generalnej Guberni przez zieloną granicę. Podzielono je solidarnie, na małe kawałeczki, żeby każdy z domowników mógł spróbować. Ciocia Maria przywiozła też coś bardziej praktycznego - poszukiwany przez wszystkich gęsty grzebień, którym wyczesywano gnidy i wszy. Andrzej i Basia, jego siostra, która miała piekny, gruby warkocz, zostali poddani "operacji". Insekty, wrzucane natychmiast do kuchennego pieca, pękały jak małe baloniki.
A mama, czy pamięta mamę? - Do dziś nie wiem, czy to wrażenie, czy rzeczywiście wtedy, gdy ojciec był ze mną i siostrą pod więzieniem, widziałem jej twarz - zamyśla się Andrzej Sobczyński. - Byłem małym chłopcem, który nie rozumiał grozy sytuacji...

Bańka na mleko

Okupacyjne lato 1941 roku we Włocławku mijało dla wielu polskich rodzin , tak jak poprzednie, na ciągłych zabiegach, by zdobyć żywność. Zenon i Helena Janina z Zarembów Sobczyńscy mieli na okupacyjne niedomogi swój sposób - wypady do Lubrańca, do domu brata mamy. Tam było łatwiej o mąkę, kaszę, czasem mięso i nabiał. 13 sierpnia, zanim mama Andrzeja i Basi wyruszyła w podróż do Lubrańca, wybrała się do mleczarni przy ulicy 3 Maja nazwanej "Witamina". Chciała kupić dla dzieci chleb i mleko. Wstała rano, wzięła bańkę na mleko i wyszła.
Niemieckie sprzedawczynie w "Witaminie" ignorowały Polki, stojące w długiej kolejce. W pierwszej kolejności obsługiwały Niemki. Jedna z nich przyszła do sklepu z małym dzieckiem. To ją ponoć pchnięto po protestach Polek, zniecierpliwionych oczekiwaniem, napierających na ladę. Ktoś podobno uderzył jedną ze sprzedawczyń bańką mleka. Wezwano policję. - Kobiety rozpierzchły się, ale mama została, bo śpieszyła się na pociąg do Lubrańca - mówi Andrzej Sobczyński. - Tłumaczyła nam później, że nic nie zrobiła, więc dlaczego miała uciekać? Ale to ją sprzedawczynie wskazały jako prowodyrkę "napaści na obywatelkę Rzeszy". Helenę Sobczyńską aresztowano i poprowadzono do budynku Gestapo przy ulicy Kościuszki. Zwolniono ją po zeznaniach jakiejś Niemki, która powiedziała, iż stała z boku i nie angażowała się w awanturę.

Wyrok śmierci

- W domu ojciec namawiał mamę, żeby mimo wszystko uciekła do brata, w Lubrańcu, gdzie już wówczas ukrywali się różni ludzie - opowiada Andrzej Sobczyński. Mogła też ukryć się we własnym domu. Mieszkanie przy ul. Cyganka składało się z kilku pomieszczeń w amfiladzie. W ostatnim było sekretne przejście na niewielki strych, zastawione ciężką szafą. Nie chciała. Wieczorem, 13 sierpnia 1941 roku, do mieszkania Sobczyńskich zapukali dwaj mężczyźni w kapeluszach i skórzanych, czarnych płaszczach. Nie budząc dzieci Helena pocałowała je na pożegnanie.
- Nazajutrz ojciec dowiedział się, że przeciwko mamie odbyła się rozprawa sądowa w trybie doraźnym, prowadzona przez Songergericht in Leslau - mówi Andrzej Sobczyński. - Był w szoku, gdy usłyszał, że zapadł wyrok śmierci na mamę. Za co? - pytał. Byliśmy wtedy razem z nim pod więzieniem. Prowadzono ją do siedziby Gestapo, My byliśmy tuż obok. Nie zdawaliśmy sobie sprawy, że widzimy ją po raz ostatni.
Następnego dnia w mieście rozwieszono plakaty o skazaniu na śmierć dwóch kobiet, uczestniczących w napaści na Niemki w sklepie "Witamina" - Heleny Sobczyńskiej i Katarzyny Kalembryk. A niemieckie gazety zamieściły artykuł o zdarzeniu i wyroku sądu, tak je komentując: " Ten wyrok niechaj będzie dla polskiej ludności powaznym ostrzeżeniem. Przeciwko Polakom, którzy przeciwstawiają się porządkowi niemieckiemu i nie powstrzymają się nawet przed gwałtownymi czynami przeciwko Niemcom, jurysdykcja wkroczy natychmiast i bezwględnie".

Prośba do Hitlera

Prośba do Hitlera
Zenon Sobczyński rozpaczliwie starał się zapobiec egzekucji. Wysłał listy do Kancelarii Rzeszy, z prośbą do Adolfa Hitlera o ułaskawienie. Ponieważ to jego żona musiała złożyć podpis pod prośbą, wysłał je do więzienia w Poznaniu, gdzie ją przewieziono. Oba wróciły do ojca nieotwarte. Za to do do męża i dzieci dotarł list z celi śmierci, pisany kilka godzin przed egzekucją: "Kochany Zenku, Jędrusiu i Basiu! Dzisiaj wieczorem wyspowiadałam się i przyjęłam Pana Jezusa, bo jutro rano mam się rozstać z tym światem. (...) Zenku kochany! Proszę cię, ucz dzieci, ażeby modliły się i prosiły Boga za swoją matkę, która kochała je i ciebie nade wszystko na świecie. Żegnajcie serdecznie wszyscy moi kochani..."List, datowany na 25 sierpnia, dotarł do rodziny już po jej śmierci. Wyrok wykonano przez zgilotynowanie.
Gdy osiem miesięcy później Zenon Sobczyński zwrócił się do zarządu Więzienia Poznańskiego o wydanie rzeczy żony, z niemiecką skrupulatnością wydano mu trzylitrową bańkę do mleka, bluzkę, czarną kamizelkę, jesionkę, złoty pierścionek z onyksem i obrączkę z dukatowego złota. Paczkę zapakowano w szary papier.
Komputer wnuka
- Ta historia wciąż tkwi we mnie - mówi Andrzej Sobczyński. W rodzinie kult matki pozostał żywy do dziś. Może stąd wzięła się jego pasja do badania dziejów rodów ojca i matki? Stworzył rodzinne drzewo genealogiczne Zarembów, którego dzieje sięgają roku 1748. Przesiedział w archiwach dziesiatki godzin, szukając aktów urodzenia, ślubów. Choć z wykształcenia jest technologiem budowy maszyn i wiele lat przepracował także jako nauczyciel zawodu we Włocławku, pochłonęła go historia. - Przełom nastąpił wówczas, gdy mój wnuk dostał z okazji pierwszej komunii świętej komputer - twierdzi pan Andrzej. - Postanowiłem i ja dorównać mu w obsłudze tego urządzenia i dziś mogę powiedzieć, że ułatwiło mi to docieranie do informacji i graficzne opracowywanie historii rodzinnych.
Stąd w zbiporach pana Andrzeja wydane własnym sumptem wydawnictwa., poświęcone mamie, ojcu, bardzo interesujące własne wspomnienia z okresu okupacji. - Robię to dla wnuka i dla potomnych - mówi.
Jak na razie zwiodły próby rehabilitacji Heleny Sobczyńskiej, choć jej syn poruszył niebo i ziemę, by odszukać niezbędny do tego procesu wyrok sądu niemieckiego. Dokument zaginął, ale jest nadzieja, że po nitce do kłębka uda się go odnaleźć. Nie wiadomo też, gdzie Helena Sobczyńska została pochowana. Poszukiwania, prowadzone przez syna przez lata nie dały rezultatu. Być może kiedyś zaowocuje intensywna współpraca z Instytutem Pamięci Narodowej, który wspiera pana Andrzeja w poszukiwaniach wyroku. - Wówczas mama mogłaby być pośmietnie zrehabilitowana ta jak gdańscy pocztowcy - uważa. Na cmentarzu we Włocławku, na nagrobku rodziny Sobczyńskich widnieje napis: Helena Janina z Zarembów. Ur. 1900, zamordowana przez hitlerowców w 1941 r, Grób symbliczny".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska