Marszruta w deszczu i mgle, czyli wyprawa Macieja Boinskiego wzdłuż Noteci

Przygotowywał się długo. Trenował. Spodziewał się w styczniu niskich temperatur i śniegu. Liczył, że część drogi przejść będzie mógł po zamarzniętej tafli rzeki ciągnąc za sobą sanki z ekwipunkiem.

Pogoda sprawiła jednak psikusa śmiałkowi. Lodu i śniegu nie ma, za to mocno we znaki daje się wilgoć. Przemoknięte ubranie i buty utrudniają marsz. Nie zawsze udaje się przejść 20 km. A tyle dziennie chciał pokonywać.

Maciej Boinski ma 33 lata. Marsz wzdłuż Noteci rozpoczął zaraz po Nowym Roku, w czwartek 2 stycznia. Postawiony sobie cel to: przejść w styczniu brzegiem Noteci od ujścia do źródła. Blisko 400 kilometrowy marsz zakończyć się ma w Santoku, gdzie Noteć wpływa do Warty.

Prognozował, że w trasie będzie około 20 dni. Na razie ma za sobą blisko 200 km. Minął Mąkoszyn, Kruszwicę, Janikowo, Barcin...

W domu śmiałek zostawił żonę i 4,5-letnie dziecko. Jednak w Nakle nie tylko rodzina trzyma kciuki za powodzenie wyprawy. Wiele osób zachwyciło się pomysłem i wspiera Macieja Boinskiego. Choćby Zbigniew Kubisz, który zawiózł go na miejsce startu i śledzi codziennie poczynania.

- W poniedziałek wędrowiec dotrze już do Nakła - zapowiada z przejęciem pan Zbigniew. Z informacji, które nam przekazał wynika, że Maciej Boinski w niedzielę dotrze do Chobielina. W tej miejscowości, leżącej w gminie Szubin, zatrzyma się na nocleg. W poniedziałek 13 bm. - takie są zapowiedzi - dotrze na przystań rzeczną w Nakle nad Notecią.

- Trasę z Chobielina do Nakła Maciej Boinski przejść ma wraz z grupą harcerzy z drużyny wodniackiej działającej przy szkole w Występie.