Przypomnijmy, że mieszkańcy bloku wielokrotnie skarżyli się nam na stale pogarszający się stan ich zdrowia. Podejrzewali, że może to mieć związek z masztem zamontowanym na ich budynku. Żądali jego demontażu. Chodzi o urządzenie radiowo-sanitarne służące do bezprzewodowego przekazywania danych z punktów Totolotka.
Ludzie nie chcą
Mieszkańców nie przekonały wyniki badań przeprowadzonych na zamówienie prezesa Kujawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej przez wojewódzki sanepid. Z jego raportu wynika, że praca anteny zamontowanej na dachu nie stanowi zagrożenia dla zdrowia i życia mieszkańców bloku. Mieszkańcy twierdzą dziś, że badania przeprowadzono tylko na parterze budynku. Prezes Miklas zaprzecza. - _To bzdura. Przeprowadzano je w różnych miejscach bloku, także na ostatniej kondygnacji - _zapewnia.
W ostatnim czasie mieszkańcy zaczęli niepokoić się kolejnym masztem, jaki zauważyli na dachu. - _To antena służąca do lepszego odbioru internetu. Część mieszkańców ja chce, część nie. Wypowiemy jednak umowę właścicielowi, który ją tam zamontował - _tłumaczy prezes.
W ręce wspólnoty
Prezes ma już dosyć zamieszania wokół anten. Poinformował nas, że wypowiedział już umowę firmie, która jest właścicielem największego masztu na wieżowcu. - _Mieszkańcy sobie tego nie życzą, więc żadnych anten już tu nie będzie - _tłumaczy. Dodaje jednak, że maszt ten będzie stał na bloku jeszcze przez pół roku. Umowa z jej właścicielem zawiera bowiem półroczny okres wypowiedzenia.
Prezes twierdzi, że według niego bardziej szkodliwy od masztu na dachu jest telefon komórkowy noszony na piersi lub przewody elektryczne w ścianach. Nie chce już jednak polemizować na ten temat. Dodaje, że mieszkańcy wraz z masztem stracą 3 tys. zł rocznie, jakie KSM pobierał od właściciela anteny. Podejrzewa, że maszt trafi teraz na sąsiedni usiany antenami blok zarządzany przez wspólnotę. - Ona chętnie je przejmie, bo wie, że są z tego pieniądze.