Ponure informacje napływają zwłaszcza z Bydgoszczy, która jest z kolei niechlubnym liderem wśród miast. W przypadku mieszkań socjalnych i komunalnych co trzecie obciążone jest długiem. Marnym pocieszeniem jest, że relacja długów do dochodu miasta nie jest najgorsza. Marnym – bo te dochody w czasie nadchodzącego kryzysu będą topnieć, a mieszkania i długi pozostaną i ktoś będzie musiał te dziurę cerować.
Sprawa wymagałaby zaangażowania socjologów, którzy mogliby odpowiedzieć jak to możliwe, że w dobie najniższego w historii Bydgoszczy bezrobocia (w maju było to 2,2 proc) aż co trzeci lokator z miejskich zasobów nie płaci. Co ciekawe, z badań zleconych przez BIG wynika, że część dłużników nie płaci czynszu, choć dysponuje oszczędnościami. To ważna informacja, bo okazuje się, że samorządowych budżetów wyciekają pieniądze, które mogłyby zostać przeznaczone na przykład opiekę nad seniorami (a w tej dziedzinie nieuchronnie rysuje się nam katastrofa).
Sprawa jest poważna, bo nie dość, że cudze rachunki muszą spłacać inni, to za chwilę pojawi się problem zaniechań inwestycyjnych. I między bajki będzie można włożyć sobie hasła o oszczędności energii i realizacji unijnych dyrektyw.
Tymczasem coraz modniejszym politycznym chwytem stają się hasła „mieszkania jako prawa”. Lansuje je od lat europejska lewica, a ostatnio dołączył je do programu Donald Tusk: „Mieszkanie jest prawem człowieka, to znaczy móc mieszkać w godnych warunkach to nie jest jakiś przywilej, to nie może być marzenie i dorobek całego życia”.
I pięknie, pozostaje tylko pytanie, kto za to zapłaci. Dorzucimy jeszcze jedną solidną daninę do dziesiątków istniejących? Problem polega na tym, że a chwilę mieszkań będziemy mieć pod dostatkiem, bo apokalipsa demograficzna, którą od dekad wieszczą socjologowie, już się rozpoczęła. Pustoszeć będzie wiele miast, miasteczek i wsi. Co oznaczają kolejne polityczne wizje budowy mieszkań? Oznaczają w praktyce kolejne osiedla na przedmieściach Warszawy, Krakowa i Wrocławia. Cóż, przecież wszystkie dotychczasowe ekipy zgodnie wyznawały model polaryzacyjno-dyfuzyjny (kluczowa rola kilku ośrodków). I teraz będą musiały pić to nawarzone przez siebie piwo. Jak myślicie, na czyj koszt?
