Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mieszkanka Bydgoszczy: Nigdy nie zapomnę twarzy księdza, który dopuścił się molestowania wobec mnie

Krzysztof Błażejewski
Ofiara molestowania: Moja ówczesna wiedza, podobnie jak większości rówieśniczek, o sferze seksualności była znikoma. Nie wiedziałam, nie mogłam wiedzieć, o co księdzu mogło chodzić, co chciał zrobić, ale czułam, że zdarzyło się coś, co nie miało prawa się zdarzyć.
Ofiara molestowania: Moja ówczesna wiedza, podobnie jak większości rówieśniczek, o sferze seksualności była znikoma. Nie wiedziałam, nie mogłam wiedzieć, o co księdzu mogło chodzić, co chciał zrobić, ale czułam, że zdarzyło się coś, co nie miało prawa się zdarzyć. 123rf, zdj. ilustracyjne
Rozmowa z mieszkanką Bydgoszczy, emerytką, która przed wielu laty jako dziecko przeżyła „zły dotyk” podczas tradycyjnej kolędy parafialnej.

Jak to się stało, że teraz, po tylu latach, chce pani opowiedzieć tamtą historię?
To dość naturalny i powszechnie znany mechanizm. Do tej pory czułam się z moimi przeżyciami zupełnie sama. Nie odważyłam się przez długie lata o tym nikomu wspomnieć czy choćby zasugerować. Teraz już mogę opowiedzieć pod warunkiem zachowania anonimowości. Nie mam żadnych dowodów, niczego na potwierdzenie własnych słów. W sądzie byłoby to słowo przeciwko słowu. I do tego doszłoby zapewne padające z wielu ust pytanie, czemu właściwie robię z igły widły?

Ośmieliło panią to, że zrobiło się o podobnych przypadkach głośno?
Oczywiście. Podobnie jak w przypadku kobiet, które w ostatnich latach coraz częściej mówią o tym, że w przeszłości były gwałcone czy molestowane, działa ten sam odruch poczucia, że jestem jedną z wielu ofiar. Pomógł mi amerykański ruch „Me too”. Skoro inne odważyły się mówić, i we mnie wezbrała odwaga. Tym bardziej, że wreszcie, po tylu latach zmowy milczenia wokół postępków księży, nie tylko w sferze naruszeń czyjejś seksualności, ale i innych zachowań, w Polsce zaczęto o nich mówić, pomimo dalszych prób kościelnych hierarchów ukręcania tym sprawom łba, zaprzeczania czy pomniejszania rangi takich zdarzeń. Teoretycznie to i ja mogłabym wszystko spłycić, powiedzieć, że moje przeżycia to właściwie nic wobec tylu ujawnianych obecnie głośnych spraw. Ale to było i nie da się nie pamiętać.

Potrafi pani wrócić spokojnie do wspomnień? Jak się to wydarzyło? Gdzie i kiedy?
Było to jeszcze w latach 60. ub. wieku. Miałam wtedy 15 lat. Moi rodzice podjęli pracę w Bydgoszczy, zamieszkaliśmy na nowym osiedlu - blokowisku. Wcześniej mieszkaliśmy na wsi, gdzie wszyscy się znali. Do szkoły musiałam dojeżdżać koleją. Czekałam nieraz długo na pociąg w poczekalni dworcowej, różne tam było towarzystwo, często podpite, ale czułam się bezpieczna, bo byłam „swoja” i nigdy nikt mnie nie zaczepił. W Bydgoszczy czułam się już inaczej. Miasto wielkie, osiedle podobnie, ludzi mnóstwo, prawie nikogo nie znałam. Obco czułam się w szkole, w mojej nowej klasie i obco na lekcjach religii, na które chodziłam po południu, raz w tygodniu, do budynku parafialnego.

Czy w czasie tych lekcji działo się coś niezwykłego?
Nie, praktycznie tych lekcji nie było. Ksiądz zwykle wychodził na korytarz i zamiast mieć z nami zajęcia, rozmawiał z innymi księżmi czy klerykami, prowadzącymi zajęcia w sąsiednich salach, zaglądając do naszej na krótko, żeby nas uciszyć. Dom parafialny był molochem, uczniów było mnóstwo z różnych szkół, ruch ogromny.

Ośmielony dosunął się tak, że poczułam jego ciało

[bJak i kiedy doszło do przypadku molestowania pani przez księdza?[/b]
Podczas wizyty w domu w czasie kolędy. Moi rodzice pracowali tego dnia dłużej i do domu mieli wrócić późno. Mama zostawiła mnie podjęcie decyzji, czy przyjmę księdza sama, czy też nie. Byłam wychowana w religijnej rodzinie i nie przychodziło mi do głowy, że można by nie przyjąć księdza. To był dla mnie ktoś niezwykle ważny, obdarzony charyzmą, nimbem świętości, aureolą dobroci. Nawet specjalnie się nad tym, co zrobić, nie zastanawiałam. Przygotowałam stół, ustawiłam krucyfiks, wodę święconą, a gdy nadszedł czas, otworzyłam drzwi.

Potrafi pani opowiedzieć, co się potem wydarzyło?
Spróbuję, chociaż nie wiem, jak mi to pójdzie. Przyszedł młody wikary, miał dwadzieścia parę lat. Zdziwił się, że przyjmuję go sama, a kiedy zaprosiłam go do pokoju, pośpiesznie odprawił ministrantów. Myślałam, że usiądzie naprzeciwko mnie, ale on zajął miejsce po tej samej stronie stołu w taki sposób, że w ciasnym pokoiku zablokował mi możliwość ruchu. Przyjęłam to początkowo jako coś zupełnie normalnego, nie zwróciłam na to uwagi. Dopiero po pewnym czasie zrozumiałam, że dzieje się coś niezwykłego. Nie miałam pojęcia, o co księdzu może chodzić, ale konwersując, przysuwał się do mnie z krzesłem coraz bliżej. Ja się odsuwałam, on się przysuwał, aż znalazłam się w samym rogu. Ośmielony dosunął się tak, że poczułam jego ciało. Stopniowo zaczął przyciskać mnie mocno do ściany i obejmować. Byłam całkowicie sparaliżowana, nie wiedziałam, co się dzieje. Wydaje mi się, że w strachu odruchowo powiedziałam, że za chwilę przyjdą moi rodzice. Akurat ze schodów doleciał hałas. Ksiądz nagle wstał i bez słowa wyszedł. Byłam tym tak zszokowana, że przez wiele kolejnych dni zachowywałam się jak nieobecna w codziennym życiu. Moja ówczesna wiedza, podobnie jak większości rówieśniczek, o sferze seksualności była znikoma. Nie wiedziałam, nie mogłam wiedzieć, o co księdzu mogło chodzić, co chciał zrobić, ale czułam, że zdarzyło się coś, co nie miało prawa się zdarzyć.

Ta twarz i tamte wpatrzone we mnie, nienaturalnie wyglądające oczy śnią mi się czasami jeszcze i teraz

Czy powiedziała pani o tym, co się zdarzyło podczas kolędy, rodzicom, kiedy już wrócili wieczorem do domu?
Ależ skąd! Ani słowa! Pewnie, że o tym myślałam, żeby o wszystkim powiedzieć, byłam bardzo z rodzicami związana, ale naprawdę nie wiedziałam, jak miałabym to zrobić, jakich słów użyć. Byłam wciąż tak przerażona, że bałam się, że się rozpłaczę i jednocześnie okropnie się wstydziłam tego, co miało miejsce. Byłam głęboko przekonana, że rodzice nie uwierzyliby mi. Ojciec zapewne sugerowałby mi, że się pomyliłam, że coś mi się przywidziało, że to wszystko odbyło się przypadkowo i na pewno bez żadnych złych intencji ze strony księdza. Był przekonany - podobniej jak wcześniej ja, że księża są pod każdym względem ludźmi najczystszymi. Opowiedzenie o tym, co się wydarzyło, było w tej sytuacji zupełnie nierealne. Piekły mnie policzki, kiedy mówiłam, że wszystko odbyło się zwyczajnie, jak każdego roku i że ksiądz zapomniał dać mi „obrazek”, jak to się zawsze działo podczas poprzednich kolęd. Starałam się przez kolejne dni jak najmniej przebywać w domu, żeby rodzice nie zauważyli, w jakim stanie jestem. Uciekałam na całe popołudnia na podwórko, chowałam się przed wszystkimi i nadal trzęsłam się ze strachu. Wieczorami uciekałam do lekcji i czytania książek. I nigdy moim rodzicom o tym zdarzeniu nie powiedziałam, aż do ich śmierci. Nie mogłam. Nigdy nie znalazłam na to dość siły w sobie.

Pamięta pani twarz tamtego księdza?
Nigdy jej nie zapomnę. Ta twarz i tamte wpatrzone we mnie, nienaturalnie wyglądające oczy śnią mi się czasami jeszcze i teraz.

Co pani z tym zrobiła?
Nic. Dokładnie nic. Ukryłam to w sobie przed całym światem. Można nawet powiedzieć, że starałam się to ukryć przed samą sobą. Komu miałabym właściwie cokolwiek powiedzieć? To była rzecz z najgłębszej sfery intymności. I dotyczyła tego świata sacrum, który wydawał mi się wówczas być ponad wszelkim profanum. To była moja wielka i jednocześnie ciężka tajemnica, którą nosiłam ze sobą przez całe życie. Właściwie aż do teraz.

Co się działo dalej? Jak wyglądało pani życie?
Zaraz po kolędzie przestałam chodzić na lekcje religii. Panicznie bałam się, że w domu parafialnym spotkam tego samego księdza. Bałam się nawet jego spojrzenia, jego obecności choćby z daleka. Bałam się, że może do mnie podejść, zagadnąć,; i co wówczas miałabym mu powiedzieć? A jeśli inny ksiądz chciałby zrobić to samo, korzystając z przypadkowych okoliczności? Ci ludzie, dotąd traktowani niemal jako święci, nagle pokazali mi się w zupełnie innym świetle. Byłam zdezorientowana, bo było tak, jakby runął mi nagle na głowę ten świat wartości, który wcześniej znałam, a w zamian pojawiła się pustka i rozpaczliwe pytanie: dlaczego? W domu, oczywiście, nie przyznałam się, że nie chodzę na religię. W czasie lekcji wychodziłam z domu, zabierając ze sobą zeszyt i błąkałam się przez dwie godziny po ulicach. Starałam się też nie chodzić w niedziele do kościoła, wykręcałam się od tego, jak tylko to było możliwe, choć na ogół nie miałam jak rodzicom odmówić, kiedy wybieraliśmy się wszyscy razem.

Ksiądz, który mnie dotykał, był dla mnie reprezentantem nie tylko stanu duchownego, ale też Kościoła i całej wiary

Czy to przeżycie spowodowało w pani tylko niechęć do duchownych, czy także kryzys wiary?
Jedno i drugie. Przestałam wierzyć w Boga. Oczywiście nie stało się to od razu, odrzucenie wiary wymagało szeregu przemyśleń, lektur, ale w konfrontacji wiary z ateizmem szala moich przekonań stopniowo przechylała się na stronę tego drugiego. Ksiądz, który mnie dotykał, był dla mnie reprezentantem nie tylko stanu duchownego, ale też Kościoła i całej wiary. Bałam się wówczas wszystkiego, co z religią się kojarzyło. Naturalne było jeszcze dziecięce pytanie, jak Bóg mógł na to pozwolić? Dlaczego nie zareagował? Gdzie wówczas był? Dziś już, oczywiście, taki pytań nie zadaję...

Jak się żyje z takim wspomnieniem? Jak się je pamięta po roku, dwóch, po kilku latach?
To jest mniej więcej tak, jak się żyje z bardzo ważną tajemnicą, z której nie można nikomu się zwierzyć. Nosi się ją w sobie, ona ciąży na sumieniu, a niczego z nią nie da się uczynić. Bardzo źle się z tym czułam, że oszukiwałam moich rodziców w sprawie chodzenia na lekcje religii czy do kościoła. I nie tylko rodziców. Na letnich obozach, kiedy koleżanki szły do kościoła, ja się starałam od tego wymigać i też mi źle z tym było, że bałam się im powiedzieć prawdę, w którą by nie uwierzyły. Taki ciężar naprawdę przeszkadza. Także i myśl, że właściwie nie było to nic wielkiego, nawet ktoś mógłby to nazwać błahostką, że przecież do niczego właściwie nie doszło, a ja nie mogłam z tym sobie przez długie lata poradzić. Oczywiście, im dłuższy dzielił mnie dystans od tego zdarzenia i im bardziej dojrzewałam, spoglądałam na to z coraz mniejszymi emocjami. Nie mogę powiedzieć, żeby w jakiś zasadniczy sposób to wpłynęło na moje życie. Wyszłam za mąż, mam dzieci. A jednak ta niezwykła skaza na psychice pozostała.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Mieszkanka Bydgoszczy: Nigdy nie zapomnę twarzy księdza, który dopuścił się molestowania wobec mnie - Express Bydgoski

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska