Siedzimy w kuchni, rozmawiamy, śmiejemy się, ale mimo wszystko to poważne spotkanie. Obok w specjalnym foteliku siedzi jego 11 - miesięczna córka Aleksandra. - Jak to jest, że mimo wypadku potrafisz być taki...radosny? - pytam. - To nie jest tak, że się nie przejmuję tym wszystkimi. Ale widzisz mam rodzinę - córkę i żonę. Muszę się o nie martwić, muszę sobie jakoś radzić - odpowiada Paweł Janik. - Tak naprawdę to była chwila nieuwagi. Czyściłem maszynę, zachwiałem się. Najpierw wciągnęło szmatę, później moją rękę. Miałem na tyle zdrowego rozsądku, że się lewą ręką odepchnąłem. Prawie cała prawa ręka została w kombajnie. Przybiegł teść, żona zadzwoniła na pogotowie. Nie czułem bólu, raczej szok. Przyjechała karetka i straż. Wyciągnęli moją rękę z maszyny. Pamiętam to wszystko, cały czas byłem przytomny, mógłbym opowiedzieć nawet jak wyglądali lekarze w Busku - Zdroju, gdy mnie przewieźli do szpitala - opowiada mieszkaniec Unikowa.
Ręki nie udało się lekarzom z Buska uratować. Pojawia się kolejna liczba: Cztery. Tyle łącznie miał operacji Paweł Janik od czasu wypadku. Aż trzy w klinice w Siemianowicach Śląskich. - Leżałem tam przez pieć tygodni. Żona, córka i teściowie, z którymi na codzień mieszkamy przenieśli się do Siemianowic, do rodziny. To był trudny czas - mówił Paweł Janik i uśmiech znika z jego twarzy. Ale tylko na chwilę. Paweł Janik wydaje się być człowiekiem o mocnej psychice, który mimo wypadku i wielu utrudnień wciąż widzi we wszystkim coś dobrego.
- Jedni chcą być dziennikarzami, tak jak Ty, a ja zawsze chciałem mieszkać i pracować na wsi. Pochodzę z Łodzi i po prostu się tam dusiłem. Miałem dziadków w Galowie i w każdej wolnej chwili przyjeżdżałem do nich. Ciągnęło mnie do rolnictwa, do maszyn. W 2011 roku przeprowadziłem się do dziadka na stałe. Potem poznałem żonę i razem z teściem zajęliśmy się gospodarstwem. Tak jak sobie wymarzyłem - opowiada Paweł Janik.
Pytam z czego się utrzymuje od czasu wypadku. Okazuje się, że jego miesięczna pensja wynosi 520 złotych, którą otrzymuje za opiekę nad dziadkiem. - Po wypadku nie mogę przenieść talerza zupy. Nie mogę się sam podpisać, bo ktoś musi mi przytrzymać kartkę. Zacząłem się starać w Krakowie o protezę. Firma Ottobock wystawiła mi kosztorys - dopasowana do mnie proteza kosztuje 100 tysięcy złotych. Dzięki niej mógłbym wrócić do pracy. Mógłbym coś dźwignąć, powiedzmy, że to byłaby namiastka dawnych czasów - opowiada Paweł Janik.
MOŻEMY POMÓC
Zakup protezy dla Pawła Janika można wesprzeć przelewając pieniądze na konto Fundacji Avalon na numer rachunku bankowego 62160012860003003186426001 w tytule przelewu wpisując: Janik,6915, za pomocą portalu pomagam.pl, wysyłając sms o treści POMOC,6915 na numer 75165 lub robiąc przelew bezpośrednio na prywatne konto Pawła Janika: 78105014291000009136790764, a także przekazując 1 % podatku.