https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Na drodze

Wojciech Mąka
Roman Cumbrowski i pień wycietego dębu: - Człowiek przy tym drzewie czuł się bezpieczny.
Roman Cumbrowski i pień wycietego dębu: - Człowiek przy tym drzewie czuł się bezpieczny.
Przez środek pokoju w domu Cumbrowskich ma biec autostrada. Bo taki jest plan urzędników. Cumbrowcy poszli z urzędnikami na wojnę. I zablokowali budowę autostrady.

Nowe Marzy to wieś na drodze do Gdańska. Dwanaście kilometrów za Świeciem, tyle samo przed Grudziądzem.
Kiedyś było tu sześć gospodarstw, sklep i mleczarnia. Dwa przystanki PKS ułatwiały mieszkańcom życie. Do lasu blisko, a w lesie mnóstwo grzybów. Rósł tu dąb pamiętający królów. W niewielkiej strudze woda zimna i czysta - nic tylko wpuścić pstrągi.
Teraz w Nowych Marzach nie ma już prawie nic. Bo w poprzek szosy do Gdańska ma biec autostrada A-1.

Autostrada i przyjaźń

Autostradę biegnącą przez Nowe Marzy wymyślono na początku lat siedemdziesiątych. Miała omijać wieś od południowej strony: na stoku pod lasem. Tak narysowano to na pierwszym projekcie z 1978 roku. Już wcześniej mieszkańcy wsi wiedzieli, że coś się święci, bo zaczął się ruch. Kupowano działki na południowym krańcu wsi. Wśród kupców najwięcej było urzędników - oni najdokładniej i najszybciej dowiadywali się o autostradzie. Potem pojawił się problem, bo żaden projektant nie wpadł na to, że budowa autostrady na stoku będzie droga. Zbyt droga.
Narysowano więc drugi projekt - z autostradą na północnym krańcu Nowych Marz.
Z tego projektu też nic nie wyszło. Tym razem z powodu przyjaźni polsko - radzieckiej. Bo po wojnie z okolicznych pól zebrano zwłoki poległych żołnierzy radzieckich i złożono w zbiorowej mogile przy szosie. Obok mogiły postawiono cokół z czerwoną gwiazdą na czubku, żeby wszyscy z daleka widzieli. Kiedy zjawiła się delegacja - dokładnie nikt nie pamięta. Rosyjski "kamandir" razem z garścią żołnierzy przyjechał ziłem, za nim samochodami osobowymi - polscy urzędnicy. "Kamandir" wysiadł z szoferki, popatrzył na szosę i cokół z czerwoną gwiazdą na czubku - i powiedział jedno słowo: "Niet".
Mogiły i cokołu nikt nie odważył się przenieść. Postanowiono więc przenieść autostradę.
Na trzecim projekcie narysowano ją, jak biegnie przez sam środek Nowych Marz. Przez gospodarstwa, przydrożny krzyż i czterystuletni dąb.

Pierwszy dzień wojny

Wywłaszczenia zaczęły się osiem lat temu. Wojewoda kujawsko-pomorski musiał kupić pięć gospodarstw. Przysłał rzeczoznawców. Ci mieli nie lada kłopot. Bo wartości domów leżących przy drodze krajowej nie można do niczego porównać. Nikt tu nigdy niczego nie sprzedawał, jak więc wyliczyć wartość nieruchomości? Dlatego wyceny były przeróżne. Za stuletnią chałupę z rozwalonym kominem taką mieszkalną przerobioną ze stajni - właściciele dostali ponad 80 tysięcy złotych.
Ogromne gospodarstwo Cumbrowskich - osiem szklarni, dwa domy, kilka zabudowań gospodarczych - wyceniono na 246 tysięcy. - Zgodziliśmy się, mimo że nie wzięto pod uwagę przyszłych zysków, które mielibyśmy otwierając zajazd i warsztat wulkanizacyjny, tak jak planowaliśmy - mówi Roman Cumbrowski. Zaplanowane było wszystko. Tam, gdzie teraz jest duże okno od strony szosy - miało być wejście do zajazdu. Obok kuchnia i WC ("Nawet podjazd zaczęliśmy usypywać"). W połowie lat 90. zakazano rozbudowy ("I tak wam to zburzą").
Więc wszystko wyglądało na załatwione. Ale na rozprawie wywłaszczeniowej okazało się, że rzeczoznawca obniżył wartość gospodarstwa. O połowę... - Pytam faceta, co się dzieje, a on pokazuje wszystkim skrzyżowane ręce i mówi "nic nie mogłem zrobić" - stwierdza Cumbrowski. Na tak wysoką wycenę rzeczoznawcy nie zgodziła się Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad.
Tego dnia zaczęła się wojna.

Dąb, który nie przeszkadzał

Pierwszą ofiarą wojny był czterystuletni dąb stojący na działce Cumbrowskich, dwadzieścia kroków od zabudowań. Pomnik przyrody. Na pniu miał tabliczkę z orłem. Nikt nie miał go prawa tknąć. - Człowiek przy nim czuł się bezpieczny... - mówi Cumbrowski.
Wojewoda wydał zgodę na ścięcie dębu. Zrobiono to przy okazji wycinki innych drzew i kawałka lasu. Dzień wcześniej drwale odkręcili tabliczkę z orłem. Kilka godzin i dębu nie było. A w dokumentach drwale wpisali numer ewidencyjny innego pomnika przyrody - dębu spod Dragacza. - A potem przyjechali ludzie z ministerstwa ochrony środowiska i prawie się popłakali - mówi Cumbrowski. - Bo okazało się, że naszego drzewa nie trzeba było wycinać. W niczym by nie przeszkadzało.
Za wycinkę dębu Cumbrowskich Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad zapłaciła 270 tysięcy złotych!
Drugą ofiara wojny był sąsiad Cumbrowskich. Też walczył. Chciał większe odszkodowanie, ale się poddał. Dostał 150 tysięcy złotych. Sąd - nie wiadomo dlaczego - kazał złożyć pieniądze w depozycie sądowym. Sąsiad umarł, dostał zawału.
Teraz w Nowych Marzach są już tylko dwa gospodarstwa. Jedno nie przeszkadza autostradzie. Drugie - to zabudowania Cumbrowskich. Szklarni już nie ma.
- Dostaliśmy część pieniędzy - przyznaje Cumbrowski. - Potraktowaliśmy je jako zaliczkę. W tym roku zacząłem budować nowy dom, mały, ma tylko 50 metrów kwadratowych. Niedaleko stąd. Ale pieniądze się skończyły. Dom nie jest gotowy.
Tymczasem wojewoda kujawsko-pomorski stwierdził, że suma przekazana Cumbrowskim to... całe odszkodowanie. Postanowił zająć zabudowania.

W rękach urzędników

Wojewoda podpisał decyzję o wywłaszczeniu 30 listopada 1999 roku. W lutym 2005 roku Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad w Bydgoszczy wysłała Cumbrowskim upomnienie, a 14 września 2005 roku wojewoda wezwał ich do wydania zabudowań - pod groźbą wszczęcia postępowania egzekucyjnego.
Do Cumbrowskich przyjechał egzekutor z urzędu wojewódzkiego. - Był zupełnie nieprzygotowany, nic nie wiedział... Myślał, że tu mieszkają tylko dwie osoby, a jest nas siedmioro - mówi Urszula Cumbrowska. - Potraktowali nas jak ciemnych ludzi i oszustów. Mieli na przykład informację, że ja jestem ciężko chora, że leżę w łóżku i teść musi się mną opiekować... Potem wszystko sprawdzali w urzędzie gminy, jakbyśmy byli oszustami i złodziejami.
Cumbrowscy wysłali zażalenie do Ministerstwa Infrastruktury. Napisali, że wojewoda popełnił błędy, decyzja o wywłaszczeniu jest nieważna, a oni - żeby wymóc na wojewodzie działanie zgodne z prawem - stosują obronę konieczną. Minister przyznał Cumbrowskim rację. Miesiąc temu uchylił decyzję wojewody nakazującą oddanie budynków skarbowi państwa.

Teraz wojewoda ma kłopot

- To nie nasza sprawa, ale urzędu wojewódzkiego, to on odpowiada za przygotowanie terenu pod inwestycję - mówi Zdzisław Glonek, zastępca dyrektora bydgoskiego oddziału Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. - Zwycięzca przetargu na budowę autostrady - Gdańsk Transport Company - już wspomina o możliwości domagania się odszkodowania za to, że plac budowy nie został im udostępniony.
Prawnicy Kujawsko - Pomorskiego Urzędu Wojewódzkiego już przygotowali odwołanie do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. - Na wyznaczenie terminu rozprawy trzeba będzie czekać - mówi inspektor z urzędu wojewódzkiego. - Budowa autostrady na tym odcinku będzie opóźniona.
- Opóźnienie pół roku to mało, będzie większe - mówi Urszula Cumbrowska. - Wszystko, nasz los też, jest w rękach urzędników.
"Skanska" na plecach
Chodzimy z Cumbrowskim po dawnym gospodarstwie. Szosą przemykają samochody. Z ziemi wystaje olbrzymi plaster pnia - resztki dębu. Oglądam strugę, w której płynie woda jak kryształ. Obok domu zardzewiały szkielet szklarni. - Wszystko nam zabrali, zostały tylko te zabudowania - mówi Cumbrowski. - Chcę tej autostrady, nie jestem jej wrogiem. Jest potrzebna, żeby ludziom lepiej się podróżowało. Ale chcę też, żebyśmy byli dobrze traktowani. Nie poddam się.
Z szosy zjeżdżają dwa samochody. Zatrzymują się parę metrów od zabudowań. Wysiada z nich kilkoro ludzi w pomarańczowych kamizelkach z napisami "Skanska" na plecach. Patrzą to na dom Cumbrowskich, to na pola. Pokazują sobie coś, jeden robi zdjęcia. "Skanska" to gdańska firma. Wchodzi w skład konsorcjum, które wygrało przetarg na budowę autostrady.
Wysoko na niebie widać wielkiego ptaka. Powoli macha skrzydłami. Cumbrowski się cieszy: - To orzeł bielik, widzi pan? Gnieżdżą się w lasach na wzgórzu. Orzeł...

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska