Wchodząc na stadion Zawiszy kilka minut przed rozpoczęciem meczu zastanawiałam się, czy przypadkiem nie trafiłam na trening. Słychać było krzyczących do siebie zawodników, samotnie śpiewającego kibica na przeciwległej trybunie czy kopnięcia piłki.
Jednak mimo dość niskiej frekwencji, wynoszącej do 3 tysięcy kibiców (choć stadion ma 20 tysięcy miejsc), piłkarze nie wydawali się zdeprymowani brakiem ogłuszającego dopingu, w wyczerpującym upale grali z oddaniem i zaangażowaniem, tak, że na mecz miło było patrzeć.
Przeczytaj także: Zawisza Bydgoszcz pokonał Koronę Kielce 2:0! [wideo, zdjęcia]
Miło było też kibicować. Nawet piknikowo. Przez 90 minut meczu: żadnych obelg, wyzwisk, agresywnych zachowań. Oprawa skromna, ale zadziwiająco kulturalna i przyjazna nawet dla dzieci. Od czasu, gdy grupa kiboli ogłosiła bojkot, na stadion Zawiszy naprawdę można przyjść bez obawy o własne zdrowie i życie, a wyjść ze zdziwieniem, że piłkarskie widowisko da się chłonąć w takiej atmosferze.
Świadczyć o tym może choćby fakt, że to bydgoszczanie, w wyrazie szacunku, oklaskiwali byłego trenera Zawiszy Ryszarda Tarasiewicza, obecnie trenującego Koronę.
Polityka właściciela klubu wobec kiboli przynosi efekt w postaci większej kultury na stadionie, ale wciąż nie przyciąga innych. Może warto zwrócić uwagę na zwykłych kibiców, którzy często boją się przyjść na stadion, mając w pamięci wydarzenia i awantury z poprzedniego sezonu? Czas przełamać stereotyp klubu niepanującego nad trybunami i przyciągnąć kibiców, którzy chcą wspierać drużynę i oglądać dobrą piłkę. Trzeba ich tylko zachęcić, na przykład łatwiejszym dostępem do kas.
Na mecz poszłam z ojcem, który bał się puścić mnie samą. Jak się okazało, niepotrzebnie. Tego dnia Zawisza zyskał dwójkę nowych kibiców. Dla klubu różnica niezauważalna, większość trybun wciąż stoi pusta. Czas wypełnić cały stadion.
Czytaj e-wydanie »