Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Napadali na konwoje i banki. Proces bydgoskiej szajki

mc
Dariusz N. (po lewej,  w czarnej bluzie i czarnych spodniach) do w Bydgoszczy aresztu trafił w 2010 roku
Dariusz N. (po lewej, w czarnej bluzie i czarnych spodniach) do w Bydgoszczy aresztu trafił w 2010 roku Andrzej Muszyński
Dariusz N. miał w Bydgoszczy warsztat samochodowy, wypożyczalnię aut, a w Niemczech restaurację. Twierdzi, że pożyczył pieniądze od niewłaściwych ludzi. Odsetki rosły, a on zaczął rabować.

Proces w sprawie kilkudziesięciu napadów na konwoje i agencje bankowe dopiero się rozpoczął. W Sądzie Okręgowym w Bydgoszczy w piątek (25 maja) spotkało się ośmiu oskarżonych. Dwóch policjanci doprowadzili z aresztu w kajdankach.

Przeczytaj także:Kibole odpowiedzialni za burdy na Zawiszy nie okazali skruchy. Żądają swoich szalików

Dariusz N., 43-letni bydgoszczanin odmówił składania wyjaśnień. Sędzia odczytał jego zeznania ze śledztwa.

Zaczął od skoku na kierowcę firmy mięsnej w Bydgoszczy. Napad był dobrze przygotowany. Bandyci mieli w samochodzie broń gazową, taśmę klejącą i kominiarki. - Zajechaliśmy mu drogę - zeznawał Dariusz N. śledczym w Bydgoszczy - To był taki grubasek. Skrępowaliśmy mu ręce taśmą i wzięliśmy pieniądze.

Łupem padło 5 tys. zł. To przykład jednego z kilkudziesięciu napadów, w których N. - jak twierdzi - brał udział. Na pierwszej rozprawie Dariusz N. wyznał, że był zmuszony zmienić fach na rozbójniczy. Rzekomo nie mógł się wypłacić ludziom, od których pożyczył pieniądze.

Wiadomości z Bydgoszczy
Kilkanaście tomów akt, które w piątek leżały na biurku bydgoskiego sędziego, to dokumentacja bandyckiego procederu z lat 2001-2010. Dariusz N. twierdzi, że w Bydgoszczy miał wypożyczalnię aut i warsztat naprawczy, a Niemczech - restaurację. Co nie zmienia faktu, że właśnie za Odrą - jak zeznaje N. - zaopatrywał się w broń do napadów.

Wśród oskarżonych jest Mariusz W., szwagier N. W szajce każdy miał swoją rolę. Tomasz D., na przykład miał specjalizować się w zamianach tablic rejestracyjnych aut wykorzystywanych do napadów. Do skoku na stację gazu w Osielsku pod Bydgoszczą zaopatrzyli się w szlifierkę, by sforsować kasetkę z gotówką. Przed akcją łańcuchem zamknęli wjazd na stację.

By zatrzeć ślady w rabowanych wozach bandyci używali... benzyny.

Ale podobno płonęły tylko stare auta: - Nigdy nie paliliśmy nowych samochodów - mówi N. - W nich zacieraliśmy ślady środkami chemicznymi.

Przez dziewięć lat łupem grupy padło kilkaset tysięcy zł. W szajce rej miał wodzić Arkadiusz K., który powiedział: - Każdy odpowiada za swoją gębę, bo kara będzie straszna.

Dariusz N. wpadł w ręce policji w 2010 roku. Został ujęty na gorącym uczynku, zaraz po skoku na agencję PKO w Bydgoszczy.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska