Rozmowa z dr. Krzysztofem Osińskim, historykiem z Biura Edukacji Publicznej Delegatury Instytutu Pamięci Narodowej w Bydgoszczy.
- 27 lutego minęło 70 lat od aresztowania ppor. Leszka Białego, ps. "Jakub", żołnierza AK i emisariusza z Częstochowy o ps. "Bolesław". W jaki sposób Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Bydgoszczy trafił na ślad "Jakuba"?
- Po zdobyciu miasta komuniści przystąpili natychmiast do obsadzania wszystkich możliwych instytucji i eliminowania rzeczywistych i potencjalnych wrogów. W pierwszej kolejności działania te wymierzono w członków AK, ponieważ były to osoby przeszkolone wojskowo, często posiadające broń, mające ugruntowane poglądy polityczne i będące przeciwnikami komunizmu. W aktach oskarżenia zatrzymanych wówczas osób znajduje się kuriozalne sformułowanie głoszące wprost, że powodem aresztowania był fakt, iż w czasie II wojny światowej były one członkami AK! Rozpoznanie bydgoskiej grupy AK przez komunistów było prowadzone już w czasie wojny, co wynikało ze współpracy, którą AK prowadziła z komunistyczną partyzantką zrzuconą przez sowietów w Borach Tucholskich. Partyzanci ci nie tylko walczyli z Niemcami, ale również zbierali informacje o strukturach i kadrach AK, które przydały się później do prowadzenia inwigilacji i aresztowań wśród byłych członków AK. Ppor. Biały został więc zatrzymany w ramach szerszego rozpracowania wymierzonego w działaczy AK.
Rodzeństwo Joanny Szynkielewskiej, siostrzenicy Leszka Białego.
(fot. zbiory)
- Już po zamordowaniu ppor. Białego i "Bolesława" do Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego miały trafić akta ze śledztwa. Miał je do Warszawy zawieźć Bronisław Halewski, oficer śledczy bydgoskiego UB. Czy ktoś znalazł te dokumenty?
- Materiałów związanych ze sprawą Białego jest sporo. Są one jednak bardzo rozproszone, stąd problemy w poprawnym rozpoznaniu i w opisywaniu tej sprawy. Myślę, że raczej nie możemy spodziewać się odkrycia jakiś nowych dokumentów, które w fundamentalny sposób uzupełnią lub zmienią nasze pojmowanie tej sprawy. Mimo to dotychczasowy materiał w zupełności wystarcza do tego, żeby stwierdzić, że mamy do czynienia ze zbrodnią popełnioną przez funkcjonariuszy UB na bohaterskim żołnierzu AK. Jeśli zaś chodzi o sprawę rzekomego przekazania przez Halewskiego dokumentacji sprawy Leszka Białego bezpośrednio Romanowi Romkowskiemu to nie ma na to żadnego potwierdzenia. Wydaje się to tłumaczeniem funkcjonariuszy UB, którzy chcieli w ten sposób stworzyć wrażenie, że wszystkie zbrodnie, które popełniali robili na zlecenie warszawskiej centrali. Klasyczne przerzucanie odpowiedzialności za własne czyny na inne osoby.
- Wersja o samobójstwie obu akowców to po prostu ohydne kłamstwo!
- Przesłuchiwani w latach pięćdziesiątych funkcjonariusze UB rzeczywiście lansowali tezę, iż śmierć Leszka Białego oraz "Bolesława" była następstwem samobójstwa. Należy stanowczo odrzucić te twierdzenia, ponieważ nie mają one absolutnie żadnego poparcia w zachowanej dokumentacji. Co więcej, stoją w sprzeczności z relacjami osób, które w tym samym czasie więzione były w siedzibie UB przy ul. Markwarta. O traktowaniu więźniów świadczyć może relacja Edwarda Foryckiego, który wspominał: "W czasie okupacji hitlerowskiej siedziałem około miesiąca w kazamatach Gestapo i mogę powiedzieć, że Halewski bił mnie o wiele bardziej sadystycznie aniżeli gestapowcy. On się po prostu przy tym wyżywał". Relacji tego typu jest znacznie więcej; wszystkie mówią o bestialskim znęcaniu się nad osadzonymi więźniami przez bydgoskich funkcjonariuszy UB. O zezwierzęceniu tych osób świadczyć może nie tylko bicie osadzonych, ale również traktowanie zwłok zamordowanych przez siebie osób. Leszka Białego i "Bolesława" potajemnie pochowano na podwórku budynku UB w miejscu, gdzie później stały śmietniki. Ciało ks. Wacława Pacewicza poćwiartowano kilofami i wrzucono do Brdy. Są również dokumenty mówiące o potajemnym paleniu zwłok, czego przykładem chociażby sprawa Józefa Duńca zabitego w 1947 r. przez funkcjonariuszy Informacji Wojskowej. W świetle tego wszystkiego twierdzenia funkcjonariuszy UB o masowych samobójstwach zatrzymywanych przez nich osób uznać można za zręczną, choć nieskuteczną linię obrony, która miała usprawiedliwiać ich działalność sprzed kilkudziesięciu lat. Jednocześnie smutne jest, że zdarzają się historycy, na szczęście jest ich niewielu, którzy bezrefleksyjnie powtarzają twierdzenia ubeków, nie starając się ich weryfikować z rzeczywistością i zachowaną dokumentacją.
Leszek Biały (po lewej)
- Sprawcy mordu na ppor. Białym i emisariuszu z Częstochowy nie zasiedli na ławie oskarżonych. Dlaczego?
- W sprawie Leszka Białego prowadzone były w sumie trzy śledztwa. Jedno jeszcze w latach pięćdziesiątych, drugie w latach dziewięćdziesiątych i trzecie na początku XXI w. W żadnym nie doszło jednak do skazania odpowiedzialnych za zbrodnię funkcjonariuszy. Przyczyny były różne - ucieczka oskarżonych za granicę, ich śmierć oraz braki w dokumentacji, która - jak wiele na to wskazuje - była niszczona nie tylko w czasie rządów komunistów, ale również w latach dziewięćdziesiątych XX w. Pomimo tego, że śledztwa nie doprowadziły do skazania funkcjonariuszy UB to pozwoliły jednak na zebranie sporej wiedzy i dokumentacji, która z pewnością pozwala lepiej poznać fundamenty, na których utworzono tzw. Polskę Ludową.