Gdy podczas uroczystej gali odebrał nagrodę „Thorunium”, ci którzy nie wiedzieli o teczce, dzwonili z gratulacjami. Ci, którzy wiedzieli, unieśli falę szeptanego wzburzenia. Pojawiły się internetowe komentarze.
Jaka jest prawda
Bo teczka Jacka Beszczyńskiego rzeczywiście leży w archiwum IPN. Ale co w niej pozostało?
- Po co o tym pisać? - pyta Beszczyński. - Ta sprawa i tak już zweryfikowała moje znajomości. Niektórzy starzy znajomi wyrzucili mnie z Facebooka. Mam tylko żal, że nie spytali, czy to prawda i jaka jest prawda.
Teczka Beszczyńskiego została założona w 1985 roku, liczy 25 stron. To teczka osobowa, do której wpinano opinie funkcjonariuszy, plany wobec współpracownika, pokwitowania.
Esbecka legenda
Do pozyskania doszło 17 kwietnia 1985 roku. Esbek raportował przełożonym: „Rozmowa była prowadzona pod legendy, że w/w został szefem Komitetu Organizacyjnego tegorocznych Juwenaliów oraz jest obecnie kierownikiem klubu studenckiego „Imperial”, jak również kieruje przygotowaniem do Juwenaliów (…). TW pisemnie zobowiązał się do współpracy z organami SB obierając pseudonim Tomek. Ponadto uzgodniono podstawowe zasady współpracy tj. konspiracji i sposobów zdobywania informacji”.
W razie kontaktu telefonicznego oficer miał przedstawiać się jako „kolega Zbyszek z Warszawy”.
Jacek Beszczyński dobrze pamięta tamtą rozmowę: - Przed Juwenaliami dostałem wezwanie do komendy na Grudziądzką. Widziałem tego człowieka po raz pierwszy. Powiedział, że spodziewają się prowokacji, w związku z wydarzeniami z 1982 roku. Chcieli dowiedzieć się, jaki jest cele przemarszu studentów z Rynku Staromiejskiego na Bielany. Zażądali, aby - ze względu na bezpieczeństwo - w razie jakiejkolwiek zmiany trasy przemarszu - informować ich o tym. Pytali, czy zdaję sobie sprawę z odpowiedzialności, jaka w razie czego spadnie na mnie. Ale ten przemarsz był tradycją, nie brałem pod uwagę jakiejś manifestacji. Zobowiązałem się, że w razie takiej zmiany, poinformuję ich o tym.
- Na koniec esbek poprosił mnie o podpisanie zobowiązania - wspomina Jacek Beszczyński. - Tłumaczył, że musi wypełnić formalności wobec przełożonych.
Makulski miał w rękawie hak, który w razie czego mógł użyć...
Cały tekst Adama Willmy w piątek w papierowym wydaniu "Gazety Pomorskiej" oraz w plus.pomorska.pl