- Taka z pani współczesna czarownica?
- Nie jestem szamanką. Jestem dyplomowaną zielarką.
- A czym się zajmuje dyplomowana zielarka?
- Leczy ludzi. I zapewniam, że nawet gdy nie ma lekarza, to też sobie poradzę. Dwadzieścia lat już tu pracuję i mam przysłowiowy rentgen w oczach. Wystarczy, że się klientowi dobrze przyjrzę gdy wchodzi… Poza tym, mam nosa. A sklep w tym miejscu jest już od 70 lat. W trzynastym roku swojej pracy zawodowej stałam się jego właścicielką.
- A jak pani do tego sklepu „Herbapolu” trafiła?
- Przez przypadek. Z wykształcenia jestem ekonomistką, ale jak większość kobiet - miałam problemy z nadwagą i chciałam schudnąć. Nie jestem bydgoszczanką, bo pochodzę z Nakła, ale moja mama, gdy tylko przyjeżdżała do Bydgoszczy, zawsze sklep „Herbapolu” odwiedzała. To już była taka tradycja, tu wypadało wejść. No i kiedyś zauważyłam, że sklep poszukuje chętnych do pracy. Zgłosiłam się i wybrano mnie spośród wielu kandydatek.
- Niełatwo jest utrzymać 170 m kw., chociaż sklep mieści się przy głównej ulicy w mieście …
- To jest naprawdę wielkie wyzwanie, bo sklep znajduje się w I strefie. No, ale na szczęście nadal mamy stałych klientów, którzy od lat już tu właśnie szukają pomysłu na swoje zdrowie.
- O co pytają najczęściej, czego szukają?
- Wszystkiego. Najczęściej jednak są to leki, które mają pomóc w ratowaniu życia. Są to choroby onkologiczne. Oczywiście, nie neguję w terapii leków farmakologicznych, ale uważam, że leki farmakologiczne, choć coraz droższe, są coraz gorsze. Tymczasem w naszej placówce monitorujemy działanie leku roślinnego i bez obaw mogę powiedzieć, że mam takich pacjentów, którzy z nowotworu się wyleczyli. Dawno niby już nie powinni żyć, a jednak żyją. Nikogo do niczego nie zmuszam. Ludzie mają prawo wyboru. Ja tylko przekonuję, że warto. I będę przekonywać do skutku, bo w to wierzę. No i jak dotąd nikomu krzywdy nie zrobiłam. A herbatkę zieloną piję nie dlatego, że modna, tylko dlatego, że pomaga.
- Trochę nie chce się w to wierzyć …
- Jest dużo sceptyków, ale ich wiara nie jest mi potrzebna. Pracuję przez osiem miesięcy z pacjentem chorym na białaczkę, który bardzo regularnie przyjmuje w tym czasie lek roślinny. I ten lek ma dużą moc terapeutyczną. Tylko podkreślam - dyscyplina zażywania jest tu bezdyskusyjna. A niestety, nie wszyscy tej regularności i dyscyplinie są w stanie sprostać. A to jest wymóg ziół wszelakich. Do ziół trzeba mieć serce. Nie da się tu pójść na żadne skróty.
- Czyli tych, którzy się spieszą leczymy ziołami w tabletkach …?
- Od tabletek uciekamy, bo to w końcu też chemia. Ale podajemy im tzw. „perełki”. Czyli krople, których podstawą jest 15 standaryzowanych ziół z bioinformacją . Na przykład - w chorobach układu krążenia są to krople bez alkoholu i bez etanolu.
- Co jest w stanie panią zirytować? Wkurzyć?
- Chamstwo, kłamstwo, obłuda i złodziejstwo. Z ludźmi, którzy to robią - się nie zadaję. Odrzucam też wampirów energetycznych.
- Dokąd chciałaby pani pojechać?
- Nie mam wygórowanych oczekiwań. Zaakceptuję nawet ekstremalne warunki. Zgadzam się z tym, że podróże kształcą, więc staram się, by szczególnie moje dzieci jak najwięcej zobaczyły. Uwielbiam Morze Czerwone, stąd zawsze chętnie pojadę do krajów arabskich.
- Czym można sprawić pani przyjemność, a czym przykrość?
- Przyjemność - zawsze dobrym słowem. A przykrość - słowem złym, nieprawdą.
- Przebacza pani?
- Przebaczam. Ale w efekcie i tak od kogoś, kto zrobił mi krzywdę się odcinam.
- Czego się pani boi?
- Na pewno kalectwa. Nie wyobrażam sobie siebie na wózku inwalidzkim. Boję się też choroby bliskich, no i jednak śmierci też.
- Której z domowych czynności najbardziej pani nie lubi?
- Zdecydowanie sprzątania. Nie umiem też piec, więc i za tym nie przepadam.
- Gdyby miała pani do wyboru jeden bilet - na dobry koncert, dobry teatr, dobry film lub zawody sportowe …
- … to poszłabym na pewno najpierw na operę. Mogłaby być Tosca albo Nabucco .
- Które cechy u mężczyzny ceni pani najbardziej?
- Mężczyzna powinien być przystojny, najlepiej brunet, wysoki, inteligentny i mieć poczucie humoru. Wzorem męskiego ideału był mój, nie żyjący już niestety, tata.
- A gdyby oczy miały wybierać?
- Wybrałyby miłą i uśmiechniętą twar.
