Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie prezenty, ale głębokie i szczere relacje stanowią o szczęściu [rozmowa]

Karina Obara
Karina Obara
Agnieszka Pawłowska: - Teraz czas jest towarem reglamentowanym, prezenty stały się sposobem na zagłuszenie poczucia winy
Agnieszka Pawłowska: - Teraz czas jest towarem reglamentowanym, prezenty stały się sposobem na zagłuszenie poczucia winy Archiwum prywatne
- Warto zatrzymać się i zadać sobie pytanie: co właściwie jest dla mnie ważne w tym czasie? - zachęca świątecznie Agnieszka Pawłowska, psycholożka, trenerka uważności i współczucia.

Są tacy, którzy nie lubią świąt. Rozumie ich pani?
Czas świąteczny wiąże się z wieloma pomysłami dotyczącymi tego, jak powinien wyglądać nasz dom, jak powinien być nakryty stół, jak powinniśmy być ubrani, jak powinniśmy się zachowywać i czuć, jaka atmosfera powinna panować wśród domowników czy zaproszonych gości. Te wszystkie powinności tworzą gęstą sieć oczekiwań czy wymogów w stosunku do nas samych i do innych osób dzielących z nami ten czas. Warto mieć też świadomość, że każda z osób siedzących przy świą­­te­cznym stole ma indywidualną listę oczekiwań, które w znacznej części mogą się od siebie różnić. Na przykład ciocia Krysia lubi, gdy podczas wieczerzy w tle słychać kolędy grane w ra­dio, wujek Tomek preferuje ko­ncert bożonarodzeniowy w telewizji, babcia Lusia wolałaby ciszę, a dzieci, nie zważając na uroczysty nastrój, rzucają w siebie pluszakami, biegając wokół stołu. Nie dość, że już lista oczekiwań, które sami we własnej głowie two­rzymy, powoduje niewiarygodne napięcie, to dodatkowo frustracja związana z niemożnością spełnienia oczekiwań wszystkich wokół może doprowadzić do bezsilności czy złości. Nie bez przyczyny Święta Bożego Narodzenia znalazły się, już lata temu, na liście najbardziej stresujących wydarzeń w życiu człowieka.

Święta Bożego Narodzenia znalazły się na liście najbardziej stresujących wydarzeń w życiu człowieka.

Jak można świąt nie lubić? Magiczna atmosfera, pyszne jedzenie, prezenty, kojące rozmowy z bliskimi, spotkania z ważnymi ludźmi. Kto by na to nie czekał?
I tu pojawia się paradoks. Napięcie, które serwujemy sobie sami, bo „musi być idealnie”, powoduje, że nie potrafimy się cieszyć tym, co w czasie świąt najważniejsze: zatrzymanie, refleksja, bliskość osób dla nas ważnych, wspomnienie tych, którzy już odeszli, o­powieści, plany i marzenia, czy­li dzielenie się tym, co dla nas istotne. Często bywa niestety też tak, że w ciągu roku nie mamy czasu się spotkać, usiąść, porozmawiać, wyjaśnić trudne sprawy, przedyskutować różne punkty widzenia. I gdy w końcu odkładamy na bok wszystkie obowiązki, siadamy wspólnie do stołu, to o­kazuje się, że otwartość, ciepło i wzajemna sympatia ustępują miejsca niedomówieniom, u­razom, ocenom. Trudno w takich warunkach o magiczną, świąteczną atmosferę.

Znam takich, którzy w świę­ta biorą dyżury w pracy. Nie dlatego, że muszą, ale taki mają styl życia.
Dyżury w pracy, samotne wyjazdy w góry czy zagranicę, poszukiwanie sposobów na e­fektywniejsze czy też sympatyczniejsze spędzenie tego świątecznego czasu, pokazują, że coraz mniej wierzymy w to, że święta spędzane w gronie rodzinnym przynoszą coś dobrego. Z jednej strony może to wynikać z niechęci do konfro­ntacji rodzinnych, które nierzadko kończą się wręcz dramatycznie, z drugiej, z chęci pobycia w ciszy i spokoju, których brakuje nam na co dzień w gonitwie od jednych zadań do drugich. A jednak to właśnie głębokie i szczere relacje z i­nnymi ludźmi stanowią o naszym poziomie szczęścia. Nie sukcesy zawodowe czy liczba odwiedzonych miejsc, a właśnie bliskość z drugim człowiekiem. I choć to wymaga sporej pracy i zaangażowania, to warto pochylić się nad jakością naszych relacji i zadbać o nie – nie tylko zresztą w czasie okołoświątecznym.

Kolejny problem ze świętami to pytania krewnych: kiedy wyjdziesz wreszcie za mąż, kiedy dziecko, życzę ci abyś wreszcie ułożył sobie życie. Skąd to poucza­nie i wtrącanie się rodziny do życia innych się bierze?
Najczęściej te pytania nie wynikają ze złej woli pytającego, lecz z poczucia, że „przecież wiemy najlepiej, co będzie dobre dla drugiego człowieka” i tylko chcemy pomóc, bo może on nie wie, że to ważne. Dobrze byłoby, gdybyśmy wszyscy mieli świadomość tego, że każdy sam tworzy swój scenariusz życia, że mamy różne wizje tego, co daje spełnienie, różne systemy wartości i cele życiowe, że przekonywanie ko­goś do tego, że nasza wizja jest najlepsza – nie zwracając uwagi na to, czego ten ktoś naprawdę chce – jest działaniem przemocowym. A czasem te pytania trafiają w bardzo wrażliwy punkt i powodują cierpienie drugiej osoby: bo bardzo chciałaby znaleźć bliską osobę, z którą połączy się na stałe, lecz doświadcza w tym obszarze regularnych rozczarowań, bo o potomstwo stara się już od kilku lat i nadal jest w oczekiwaniu i tęsknocie za rodzicielstwem, bo marzenia o własnej firmie musi odłożyć na później, gdyż w tym momencie życia byłoby to zbyt ryzykowne przy spłacanym kredycie i rodzinie na utrzymaniu. Większość z nas nadal sądzi, że nie ma w tych pytaniach nic złego, że to tylko pytania grzecznościowe lub lekko sugerujące, by ktoś się w końcu „wziął w garść”.

Można na takie uwagi jakoś nieraniąco zareagować?
Dobrze w ta­kiej sytuacji zadbać o siebie już nawet przed spotkaniem z rodziną. Może jest tak, że niektóre z tych pytań sugerujących pojawiają się regularnie i za każdym razem powodują we mnie napięcie czy nawet ból. Warto więc pomyśleć, co może mi w tej sytuacji pomóc? Głęboki oddech? Policzenie w myślach do trzech? U­świadomienie sobie, że osoba pytająca prawdopodobnie nie chce mnie skrzywdzić, tylko troskę o mnie wyraża w taki dość koślawy sposób? Pomyślenie o odpowiedzi, która życzliwie lecz jasno postawi granicę, np.: „Dziękuję za troskę, gdy tylko coś zmieni się w tej sprawie z przyjemnością ciocię poinformuję.”

A gdy ciocia się obrazi? Co wtedy?
No cóż, po raz kolejny konfrontujemy się z potrzebą zadowolenia wszystkich, co jest przecież niemożliwe. Aserty­wne postawienie granic może się komuś nie spodobać, ale jeśli nie robimy tego złośliwie lub po to, by kogoś zranić, a jedynie po to, by ochronić siebie, to mamy do tego absolutne pra­wo, a nawet obowiązek. Bez względu na wiek i pozycję w hierarchii rodzinnej, każdy zasługuje na szacunek i uznanie jego prze­strzeni. Jeśli będziemy, jak zdarta płyta, powtarzać tę samą odpowiedź, bez niepotrzebnego tłumaczenia się z naszych decyzji czy wyborów, jest duża szansa, że druga osoba przestanie nam w końcu zadawać tego typu pytania.

Jak więc najlepiej rozmawiać z bliskimi, aby nie udawać kogoś, kim się nie jest, ale jednocześnie nie zepsuć atmosfery?
Na pewno warto mieć jak najwięcej życzliwości i łagodności do siebie i do innych. Wiedząc, że liczba oczekiwań związanych z czasem świątecznym skutkuje napięciem w nas wszystkich, zadbajmy o wewnę­trzny spokój i obniżenie standardów, które każdy obecny musi spełnić. To może znacznie pomóc. Wtedy, nawet gdy ktoś niefortunnie sfo­rmułuje zdanie, rozleje barszcz lub nie trafi z prezentem, bliżej nam będzie do roześmiania się niż do krzyku. Poza tym są tematy, które lepiej odłożyć na in­ne spotkanie niż świąteczna wieczerza: sytuacja polityczna w kraju i na świecie, najlepsze sposoby wychowywania dzieci, nasze podejście do religii i wiary czy też od lat nierozwiązane tematy związane ze spadkiem po dziadku lub konfliktem między stryjostwem.

Są też tacy, którzy martwią się, że nie stać ich na prezenty, jakimi chcieliby obdarować bliskich. Zapożyczają się albo mają poczucie winy. Można inaczej?
Och, to trudny temat, ponieważ wszechobecny konsu­mpcjonizm przeinaczył kompletnie sens świątecznych podarunków. Taki prezent powinien nieść przekaz „widzę cię’, „jesteś dla mnie ważny”, „chcia­łem sprawić ci przyjemność”, „dobrze, że jesteś”. To kiedyś były drobiazgi ręcznie robione, nad którymi spędzaliśmy czas myśląc o osobie, która będzie nimi obdarowana. Teraz czas jest towarem reglamentowanym, mamy go dla siebie coraz mniej, a prezenty stały się sposobem na zagłuszenie poczucia winy, że spędzamy ze sobą tak mało czasu. Im droższy prezent, tym szansa, że poczucie winy będzie mniejsza. Poza tym, zewsząd docierają do nas reklamy z informacją, że ten drogi prezent zapewni uśmiech na twarzy dziecka, że dopiero dostając tak drogi prezent ktoś poczuje się kochany, że na różnych rzeczach można zaoszczędzić, ale nie na prezentach świątecznych. Kiedy jednak pozwolimy sobie na chwilę zatrzymania i rzeczywistej refleksji na temat świąt, to okaże się, że najlepiej wspominamy nie te, po­dczas których dostaliśmy najdroższy prezent, lecz te, podczas których czuliśmy ciepło rodzinne, prawdziwą bliskość z innymi, gdy doświadczaliśmy tego czasu razem.

Bardzo niewielu udaje się nie ulec pokusie komercjalizacji świąt, bo nie wypada nie kupić, nie zrobić, nie wysprzątać na błysk. Co sobie tym robimy?
Nakręcamy się, napinamy, startujemy w jakimś wyimaginowanym wyścigu, gdzie na
końcu nie ma zwycięzców, tylko sami przegrani: wymęczona pani domu, która wszystko dopięła na ostatni guzik, zestresowany pan domu, który wszystko robi nie tak, jak należy, goście, którzy starając się zachować właściwie zaliczają kolejne wpadki, nierozwiązane konflikty, które w tym napięciu z taką lubością eksplodują w najmniej oczekiwanym momencie i jeszcze często świadomość długów, które trzeba będzie spłacić po tym świąte­cznym szaleństwie. To wszy­stko nie pomaga w tworzeniu magicznej atmosfery. Warto zatrzymać się i zadać sobie pytanie: co właściwie jest dla mnie ważne w tym czasie? Czy nie realizuję przypadkiem sztucznej wizji świąt, która nawet nie jest moja. Czy nie warto byłoby odpuścić trochę, by zrobić miejsce na to, co naprawdę ma wartość.

A jak pani spędza święta?
Bardzo różnie. Czasem u je­dnych dziadków, czasem u dru­gich, a czasem organizujemy święta u nas. Tak było w zeszłym roku. Nasze najmłodsze dziecko miało wtedy zaledwie pół roku. Dom nie był więc wysprzątany na błysk, za to mąż i starsze dzieci udekorowali go świątecznie. Ja porozdzielałam między gości przygotowanie poszczególnych potraw – okazało się, że każdy ma jakiś swój ulubiony przepis czy danie popisowe, które z przyjemnością przygotował. Ja oczywiście także przygotowałam dwie potrawy, co było prawdziwą przyjemnością, gdyż nie musiałam pędzić jak szalona. W międzyczasie mieliśmy jeszcze czas na rodzinny spacer, dekorację pierników i obejrzenie filmu świątecznego. Przyjmowaliśmy gości z prawdziwą radością i absolutnie nie zmęczeni. A co jeszcze jest bardzo ciekawe, wszyscy cieszyli się, że mogą być współorganizatorami naszej wieczerzy, bo przecież każdy przyniósł coś od siebie, czym mógł podzieli się z innymi.

I co tym pani zyskała?
Spokój, radość, spontaniczność i przestrzeń na to, by skupić się na rzeczach najważniejszych, czyli prawdziwym byciu ze sobą samym i z innymi.

Więcej wskazówek dla zainteresowanych na stronie internetowej Agnieszki Pawłowskiej: zyjuwazniej.pl

od 7 lat
Wideo

echodnia Policyjne testy - jak przebiegają

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska