Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niespłacona krzywda tysięcy robotników

Redakcja
- O, tu jest Elrelain! - pan Henryk pokazuje Elterlein na mapie Niemiec. Tam pracował w czasie wojny.
- O, tu jest Elrelain! - pan Henryk pokazuje Elterlein na mapie Niemiec. Tam pracował w czasie wojny. fot. autorka
Kazali na pieniądze czekać, to czekał. Latami, z rzadka się upominając. I kilka tysięcy złotych przeszło koło nosa. Do kogo mieć pretensje?

Już w 1993 roku Henryk wysłał dokumenty, że w czasie wojny pracował u bauera w Niemczech. O, proszę - pokazuje oryginalną literę "P". Taki kawałek materiału musieli nosić wszyscy przymusowo zatrudnieni Polacy. - O, a tu zdjęcie z robót, zaświadczenie z urzędu repatriacyjnego, nawet jednego niemieckiego świadka mam i wszystko za mało! - 79-letni mężczyzna czuje się zwyczajnie wystrychnięty na dudka. - Zwodzą, wymyślają, aby tylko nie wypłacić. Inni odszkodowania dostali, nawet za pracę w Polsce, a ja nic. Co mam zrobić, żeby dostać? Dobre pytanie, ale spóźnione o kilka lat.

Nie ma takiej miejscowości
Żeby zrozumieć kłopoty Henryka trzeba, choć pokrótce, poznać jego losy. W 1940 roku rodzinę wysiedlono z Koronowa w Lubelskie, trzy lata później Arbeitsamt wysłał Henryka na roboty do Niemiec. Chłopak nie miał jeszcze 15 lat. Wysłali do Ertelain, niedaleko Drezna, do gospodarza Gietza - precyzuje. Do kraju wrócił w 1946 roku.

Na początku lat 90. Henryk zapisał się do Stowarzyszenia Polaków Poszkodowanych przez III Rzeszę (SPP). Przedstawił dokumenty, został zweryfikowany i czekał na odszkodowanie. Stowarzyszenie obiecało, że będzie się starać o pieniądze dla robotników przymusowych. Po to przecież powstało.

W końcu zaczęły się wypłaty. Ale zamiast pieniędzy Henryk dostał w 1994 roku pismo z Fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie. Niestety, pieniędzy nie otrzyma.

Jedynym dokumentem, jaki miała Fundacja było zaświadczenie z zakładu, że do emerytury zaliczył Henrykowi lata pracy w miejscowości Ertelain. To stanowczo za mało na potwierdzenie deportacji. W dodatku komisja nie znalazła takiej miejscowości na żadnej mapie.

- To jak oni szukali, że nie znaleźli? - zdenerwował się Henryk. Taką nazwę zapamiętał, a czy było to Ertelain, Erdelein czy jakoś podobnie? Skąd ma po tylu latach wiedzieć? Wysłał więc zaświadczenie z urzędu repatriacyjnego, wysłał zdjęcie, na którym stoi wraz z kolegami, jak on zesłanymi do Niemiec, wyraźnie widać literę P. Podał dokładnie, u kogo pracował: Ertelain, bauer Ryszard Gietz, Grynehajnestarsse...

Magistrat to za mało
Lata mijały, nie było ani odpowiedzi, ani pieniędzy. Pod koniec 1997 roku Henryk zebrał się i pojechał do Niemiec, tam, gdzie pracował. Wrócił zadowolony. Magistrat poświadczył, że Richard Götz mieszkał przy Grünheinerstr... Mało tego, w miasteczku żył jeszcze sąsiad, który Henryka pamiętał! Dał mu na tę okoliczność kilka zdań napisanych na maszynie. Tylko miejsc owość nazywała się Elterlein, a nie Ertelain.

Wszystko to Henryk wysłał do Warszawy. Tym razem odpowiedź z Fundacji "Pojednanie" przyszła po półtora roku. Znowu kazali uzupełnić dokumenty.

Bo jeden świadek to za mało, poza tym nikt nie uwierzytelnił jego podpisu, nie poświadczył kopii dokumentu. Do listu dołączono wykaz, jakie wymagania muszą być spełnione, żeby dokumenty były wiarygodne.

Henryk stwierdził, że przecież część z tej listy kiedyś już wysłał, więc nie będzie się powtarzał. A z tym świadkiem to co? Ma znowu jechać do Niemiec, żeby ktoś mu potwierdził, że tamten własnoręcznie podpisał oświadczenie?! Bzdura! Nic im nie odpisał.

Dalej czekał. Rok, drugi, piąty... Nie niecierpliwił się, nie denerwował?! - Pewnie, że się dopytywałem! Nawet jeździłem do fundacji do Bydgoszczy, prosiłem, żeby mi w końcu dali te pieniądze. Przecież mnie kiedyś zweryfikowali. Trzeba czekać, czekać cierpliwie, powtarzali ciągle.

Terminy dawno minęły
Dopiero latem 2005 roku napisał skargę do Warszawy. Jeszcze raz włożył do koperty dokumenty, przypomniał, że "za pośrednictwem Stowarzyszenia Polaków Poszkodowanych przez III Rzeszę przesłałem wniosek we wrześniu 1993 i do tej pory nie ma żadnej wiadomości... ".

Fundacja nawet szybko odpisała i szczegółowo wyjaśniła Henrykowi jakie wypłaty były, do kiedy przyjmowano wnioski i dlaczego nic nie dostał. I nie dostanie, bo terminy dawno minęły.

Chyba niewiele z tego zrozumiał, bo rok później znowu powtarzał: "Przesyłam swoją weryfikację przez Wojewódzką Komisję w Bydgoszczy jak również weryfikację z komisji Urzędu Do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych, która to przyznała słuszność mojej sprawie... Czekam z niecierpliwością na załatwienie mojej sprawy już 14 lat".

Co to za różnica
Dziś trudno ustalić, co, kiedy i gdzie Henryk wysyłał. Wszystko wskazuje na to, że się pogubił. -Ten pan kilkakrotnie wspomina, że wysłał zdjęcia, zaświadczenie z punktu repatriacyjnego, ale do nas takie dokumenty nie dotarły - mówi Agnieszka Dzierżanowska z Fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie. Sprawdzaniem dokumentów składanych przez poszkodowanych zajmuję się od lat. - Bardzo możliwe, że przesłał je do SPP i tam utknęły.

Najprawdopodobniej tak właśnie było, bo w stowarzyszeniowej teczce Henryka są dokumenty, o których on cały czas mówi. Wysłał je nie tam, gdzie powinien.

Nieświadomie, bo dla niego Fundacja "Pojednanie" i Stowarzyszenie Poszkodowanych przez III Rzeszę to jedno i to samo.

- Gdyby przysłał je nam w 2000, nawet jeszcze w 2001 roku, dostałby pieniądze - mówi Agnieszka Dzierżanowska. Gdyby tak cierpliwie nie czekał latami, gdyby szukał gdzieś pomocy, reagował szybciej, a nie po roku czy kilku latach... Gdyby, gdyby, gdyby....

Stowarzyszenie, fundacja, urząd
Co za ironia losu! Człowiek ma dokumenty, które świadczą, że był na przymusowych robotach, a pieniędzy nie dostanie!

Nie on jeden. Jest 127 tysięcy poszkodowanych, którzy zgłosili się do Fundacji "Pojednanie", ale wypłaty ich ominęły. Z najróżniejszych powodów. Mieli za słabe dokumenty, uznali, że Fundacja czepia się drobiazgów stawiając coraz to wyższe wymagania, inni wzięli na przeczekanie licząc, że ich będzie na wierzchu i w końcu i tak dostaną, co się należy.

Przecież w latach 70. ZUS zaliczył im pobyt na robotach do emerytury, wystarczyły zeznania świadków. Fundacja tego nie honoruje. Zweryfikowało ich Stowarzyszenie Polaków Poszkodowanych przez III Rzeszę, płacą składki, więc dlaczego kolejny raz mają udowadniać prześladowania? Urząd do spraw kombatantów przyznał dodatek do emerytury za deportację, a Fundacja na to głucha. Do tego ludzie mylą organizacje, myślą, że SPP to oddziały regionalne Fundacji "Pojednanie".

Starzy ludzie zwyczajnie się w tym wszystkim pogubili. Trudno też uwierzyć, ale wielu z nich dopiero teraz się dowiaduje, że były jakieś wypłaty za pracę u Niemca!

Jak pech, to pech
Ponad 100 tysięcy zawiedzionych, rozżalonych, z niespłaconymi krzywdami to niemało. Czy nie można im dziś zadośćuczynić? Dlaczego nie wrócić do tych poszkodowanych, nie dać im ostatniej szansy? Zostały przecież resztki z odsetek od niemieckiego funduszu, z tych pieniędzy wypłacana jest pomoc socjalna. Ale to od zarządu zależy, na co przeznaczy pieniądze.

Zasugerowaliśmy Fundacji, czy do takich spraw, jak pana Henryka, nie można by wrócić? Magdalena Wida, rzecznik prasowy odpowiada, że taką szansę "Pojednanie" już dało. Wystarało się o zgodę niemieckiej fundacji, by osobom, które złożyły wnioski lub uzupełniły dokumenty między 1 lipca 2006 a 6 września 2007 wypłacić świadczenia z nagromadzonych odsetek. Kilka tysięcy poszkodowanych dostało ponad 5 mln złotych. Henryk znowu miał pecha.

Dokumenty, które wysłał w 2005 roku, wreszcie dotarły do fundacji, zostały pozytywnie ocenione. Ale wniosku nie złożył. Skąd miał wiedzieć, że potrzebny jest następny? I dlaczego ten z 1993 roku nie wystarcza?
Znowu nic.

Po tylu perypetiach panu Henrykowi zabrakło tylko nowego wniosku, by wreszcie otrzymać pieniądze, które mu się jak najbardziej należą. Wystarczyłoby, żeby Fundacja mu wniosek wysłała. Czy "Pojednanie" nie powinno oficjalnie wrócić do niezałatwionych spraw i jeszcze raz je przejrzeć? Co roku umiera około 40 tysięcy osób, które otrzymały wypłaty. Tym bardziej nie powinno być takich, którzy z formalistycznych względów zostaną z niespłaconymi krzywdami.

Jolanta Zielazna
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska