POLONIA - OLIMPIA 2:1 (1:1)
Bramki: Haftkowski (32), Charzewski (78) - Pawlak (37).
OLIMPIA: Struski - Kowalski, Kościukiewicz, Brede, Simson - Pawlak, Kryszak - Rogóż (79 Rusinek), Ruszkul, Domżalski (69 Koczur) - Sulej.
Żółte kartki: Rogóż, Kryszak, Simson. Widzów: 400.
Grudziądzanie udali się do Słubic w okrojonym składzie bez leczących urazy Paschala Ekwueme i Valentina Daha, dlatego trener Marcin Kaczmarek miał bardzo ograniczone pole manewru jeśli chodzi o formację ofensywną. W porównaniu z pojedynkiem z Elaną w wyjściowej jedenastce zaszła jedna zmiana. Na prawą pomoc, po pauzie za żółte kartki, wrócił Tomasz Rogóż, który zastąpił Krzysztofa Rusinka.
"Biało -zieloni'' mieli duże problemy ze sforsowaniem skomasowanej defensywy polonistów. Ci byli ustawieni na 25 - 40 metrze i czekali na ataki Olimpii. Ci głównie forsowali granie górną piłką, bo boisko było bardzo nierówne i trudno było wymienić kilka podań, nie mówiąc o zawiązaniu jakiejś kombinacyjnej akcji.
Słubiczanie ograniczyli się do kontrataków. Po jednym z nich niezdecydowanie grudziądzkich obrońców wykorzystał Michał Haftkowski, który z kilku metrów pokonał Mateusza Struskiego. Na remis grudziądzanie nie czekali długo. Po jednym z rzutów rożnych wykonywanym przez Mariusza Kryszaka piłka trafiła do Huberta Kościukiewicz, który głową zgrał ją do stojącego przed bramką Mariusza Pawlaka. Kapitan "biało -zielonych'' uprzedził interweniującego bramkarza Polonii i również główką doprowadził do wyrównania.
W drugiej połowie obraz meczu nie zmielił się. Stroną prowadzącą grę byli grudziądzanie, ale lepsze okazje stwarzali sobie poloniści. Po ich kontrach dwa razy piłkę z linii bramkowej wybijali obrońcy Olimpii. Remis utrzymywał się do 78. minuty. Wtedy gospodarze wykonywali rzut wolny w odległości około 35 metrów od bramki. Piłka trafiła do stojącego samotnie w polu karnym Piotra Charzewskiego. Spokojnie przyjął piłkę i przymierzył nie do obrony.
Grudziądzanie rzucili się do desperackich ataków, by doprowadzić do remisu. Najlepszą okazję w samej końcówce miał Pawlak, ale jego główka była minimalnie niecelna.
- Rozegraliśmy słaby mecz. Nasza gra była rwana i szarpana. Nie było zawodnika, który potrafiłby przetrzymać na dużej piłkę. Szkoda porażki, bo rywal był w naszym zasięgu i spokojnie mogliśmy co najmniej zremisować - podsumował Tomasz Asensky, asystent trenera Kaczmarka.