Błażej Sędzikowski (na zdjęciu) cierpi na chorobę alkoholową. 27 maja trafił na obserwację na oddział geriatryczno-psychiatryczny Wojewódzkiego Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Świeciu. - Ordynator detoksu zaproponował, że "upchnie" mnie na psychiatrii na dwa tygodnie, bym codziennie mógł się upominać o miejsce na odwyku. Zgodziłem się, bo mieszkam kilkadziesiąt kilometrów od Świecia - wyjaśnia.
Nie mógł oddychać
Pierwszego dnia, ok. północy na oddział przyjęto nowego pacjenta - mężczyznę ok. 50 lat. - Był pijany. Natychmiast przywiązano go do łóżka. Zdziwiło mnie to, bo posłusznie wykonywał polecenia. Dopiero w nocy zaczął szarpać pasy. Hałas przywołał pielęgniarki, które dały mu domięśniowo zastrzyk 10 mg relanium. Mężczyzna zasnął. Pielęgniarki osiągnęły efekt - było cicho - komentuje.
Ok. godz. 6 obudziło go głośne charczenie. Mężczyzna obok spazmatycznie łapał powietrze.
- Nigdy nie słyszałem, by ktoś tak oddychał - podkreśla. - Pobiegłem powiadomić siostry. Jako alkoholik wiem o relanium, że nie należy łączyć go z alkoholem, że u uczulonych może wywołać trudności z oddychaniem. Siostry orzekły, że pacjent ma wyschnięte gardło. Nie pomogły, mimo że nawet dla laika oczywiste było, że każdy spazmatyczny haust przychodzi mu z coraz większym trudem.
Ok. godz. 11 zaczął wymiotować flegmą.
- Próbowałem ułożyć go na boku, jednak uniemożliwiały mi to pasy - tłumaczy Sędzikowski. - Wzywałem pomocy, ale żadnej z sióstr nie było w pobliżu! Po kilku minutach jedna pomogła mi odwiązać węzeł i ułożyliśmy pacjenta w bezpiecznej pozycji. Lekarz nadal nie reagował.
Ok. godz. 14 przerwy między oddechami wynosiły już ok. 60 sekund. - Pogotowie, krzyczały siostry. Ale pani doktor była zbyt zajęta - wspomina Sędzikowski. - Ok. 15 stało się oczywiste, że człowiek umiera. Wtedy dopiero dyżurna doktor wezwała karetkę. Pacjent zmarł w drodze do niej. Udusił się.
Od personelu Sędzikowski dowiedział się, że przyczyną zgonu był obrzęk płuc.
- To po zastrzyku pacjent stracił przytomność i już jej nie odzyskał - podkreśla.
Nie przez relanium
Nie wierzy w to Grażyna Szybo-wicz, szefowa oddziału ratunkowego Nowego Szpitala w Świeciu. - W takich okolicznościach, zwła-szcza gdy alkoholik ma drgawki, jest pobudzony, relanium podaje się rutynowo. Niemożliwe, że pacjent zmarł wskutek tego zastrzyku. A tym bardziej, po tak długim czasie - zapewnia specjalistka.
Dr Szybowicz nie pamięta tego konkretnego zdarzenia:
- Nie sposób. Często jesteśmy wzywani do szpitala psychiatrycznego - tłumaczy.
Sędzikowski przyjmuje tłumaczenie lekarza. Nie akceptuje jednak obojętności personelu szpitala psychiatrycznego.
- Pacjent miał dużą torbę z rzeczami osobistymi i dwie butelki wody mineralnej. Ktoś dbał o niego i wysłał do szpitala w dobrej wierze. Gdyby ten ktoś wiedział... - milknie Czytelnik.
Bliscy zmarłego stawili się w szpitalu następnego dnia. Niestety, Sędzikowski nie zdążył ich poznać. Nie wie też, jak się nazywa zmarły i skąd pochodzi. - Dowiedziałem się tylko, że jego syn poprzedniego dnia wrócił z Anglii.
Sprawa dla prokuratora
Sędzikowski deklaruje, że może świadczyć w sądzie, jeśli zajdzie konieczność.
- Prokuratura powinna wnikliwie zbadać ten zgon - ocenia. Nie wyklucza tego Jolanta Cieślewicz, prokurator rejonowy w Świeciu. - Nie trafiło do nas zgłoszenie w tej sprawie - dodaje.
Dlaczego Błażej Sędzikowski ujawnia ją po dwóch miesiącach? - Wcześniej bałem się - tłumaczy. - Ale wychowano mnie na człowieka, który nie zwykł chować głowy w piasek, jest wrażliwy na ludzką krzywdę i wierzy w wartość wypowiedzianej głośno prawdy.
Waldemar Szczepański, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Świeciu zbadał okoliczności dramatu. Skwitował go suchym oświadczeniem:
"U pacjenta doszło do nagłego pogorszenia stanu zdrowia. Zgodnie z ustaloną procedurą, została wezwana karetka pogotowia ratunkowego. Jednak mimo podjętych działań medycznych, pacjent w niej zmarł. Analiza dokumentacji medycznej wskazuje, że proces leczniczo-diagnostyczny był prowadzony prawidłowo. Wydawanie jednoznacznych opinii o sposobach leczenia przez osoby bez odpowiedniej wiedzy medycznej jest nieobiektywne, a często krzywdzące dla osób niosących pomoc chorym".
Nie ma pewności czy mężczyzna by żył, gdyby karetka dotarła wcześniej. Pewne jest, że pacjentów w takim stanie nie wolno pozostawiać samych sobie.