- Trudno się mówi, a reszta jak Bóg da - tak nieszczęście, które ich spotkało, podsumowuje Zbigniew Kamecki.
Była środa popołudnie, gdy nad Cekcynem rozpętała się burza. Wyglądało groźnie. Kameccy mieszkają przy drodze, w pobliżu są inne budynki. Ucierpieli tylko oni, na szczęście tylko materialne. Jak to wyglądało?
Burza w Cekcynie: nagle zrobiło się ciemno
- Patrzyłem w okno - opowiada pan Zbigniew. - Wiało z jednej strony, nagle zaczęło też wiać z drugiej strony i zrobiło się ciemno. Padał grad z deszczem, przez okno nawet dobrze nie widziałem. Jak przestało padać, patrzę, że dach leży na ziemi.
To dach z dawnego budynku gospodarczego, który dziś dla rodziny pełni funkcję garażu. Wielki dach był w jednej części i ...obrócony.
- A ja chciałem iść, bo mieliśmy taki namiot-daszek - zdradza Kamecki. - Chciałem go zdjąć. Gdybym poszedł, to bym już nie żył. Żona mnie nie puściła. O sekundy się rozchodziło. Żona powiedziała: - Niech ten namiot się rozleci! Był blisko garażu. Pięć metrów dalej.
Zbigniew Kamecki z Cekcyna: - Dziękuje żonie i Bogu
Kamecki wie, że narodził się od nowa. I dziękuje żonie i Bogu. Dodaje, że "płakać nie ma co, tylko sobie radzić" .
Ale straty materialne, owszem, bolą. Choćby to, że pod domem stała nowa pompa ciepła, jeszcze nie zapłacona. - Szlag ją trafił - słyszymy. - A i dach był robiony w październiku, w listopadzie zakładaliśmy fotowoltakę.
Pewnie dlatego, że więźba dachowa była nowa, mocna - dach z fotowoltaiką to "coś" porwało w całości. Wszystko spadło w jednym kawałku, a się nie połamało. Kameccy już wiedzą, że z gminy nic nie dostaną - byli dziś rano pytać w gminie.
Kameccy z Cekcyna: musimy zbudować od nowa
Porwany został nie tylko dach, ale i padły dwie z czterech ścian. Strażacy po zdarzeniu założyli plandekę, a dziś od rana rodzina przy pomocy dobrych ludzi porządkuje teren i wywozi zniszczone cegły. Chce szybko przystąpić do odbudowy. Dwie pozostałe ściany trzeba będzie wyburzyć i wszystko postawić na nowo. Blacha była pogięta, więc nie będzie można jej wykorzystać. Kameccy zamówili już więźbę, blachę i pustaki. Pan Kamecki przyznaje, że najgorzej może być z fachowcami- murzami.
A fotowoltaika? Czy jest do odzyskania? Przyjechała firma, która ją wykonała. Dwa panele odłożyła na bok, z nich raczej nic nie będzie. - Najważniejsze, by zdrowie było, to sobie poradzimy - kończy rozmowę z nami pan Zbigniew.
