Pan Marek, w jednej z najpopularniejszych grup rolniczych na Facebooku, zwrócił uwagę na pewien problem - kradzieże na polach.
- Złapaliśmy takiego szkodnika na gorącym uczynku. Jak święty Mikołaj z workiem wychodził. Cały dzień ładnie pryzmę ogarniał, charytatywnie - wspomina pani Ania.
- Pamiętam, jak miałem siałem jeszcze kukurydzę, byli tacy, którzy kładli ją w reklamówki przezroczyste. Tak nosili do siebie codziennie po kursie koło mojego domu, w biały dzień. W końcu nie wytrzymałem ze śmiechu i powiedziałem, żeby kładli to w inne reklamówki. I się skończyło - wspomina rolnik z Kujawsko-Pomorskiego.
Kiedyś mi na działce kradli truskawki. Miałem świadomość, że to miejscowi smakosze. Ostentacyjnie opryskałem je wodą, umieściłem kilka tabliczek z informacją, że zostały opryskane chemicznie, a okres karencji to 10 dni. Żadna truskawka nie zginęła! - opisuje pan Krzysztof.
Pan Mateusz dodaje: - Normalne zjawisko. Znajomemu - w tamtym roku - pół hektara dyni wytargali co do sztuki. Kolejny internauta kwituje: - Normalne zjawisko? Dla mnie to patologia. Ktoś dla królików zrywa. Autor postu odpowiada: - Można przecież przyjść, zapytać, czy można urwać albo pozbierać po noszeniu.. Nie byłoby problemu.
- U mnie było podobnie z trawą. Ktoś codziennie kosił sobie dla królików. Zostawiłem kartkę i od tamtej pory spokój - pisze pan Łukasz.
- Tu nie chodzi o ilość, ale o przyzwoitość. Kradzież to kradzież. Najpierw komuś trochę kukurydzy, potem jak się to udało to kurę, potem krowę, a potem... Zło należy krytykować - stwierdza pani Anna.
