ZIELONA GÓRA: Młodzi zielonogórzanie zaśpiewali i zatańczyli...
Czyżby Sępólno Krajeńskie podobne aspiracje miało? Woda w Jeziorze Sępoleńskim czysta, złoty piasek na plaży miejskiej zachęca nawet teraz - w blasku jesiennego słońca - do wodnych igraszek.
Nowy, okazały pomost (oddany oficjalnie w ostatnią środę) znajduje się w pobliżu starówki. Niewątpliwie przyczyni się - jak oznajmia tablica informacyjna - do rozwoju turystyki, rekreacji i sportu na Pojezierzu Krajeńskim. Zadanie jest współfinansowane (ponad 14 mln zł) ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Kujawsko-Pomorskiego. Inwestycja pochłonie w sumie ponad 25 mln zł.
Czytaj też: Akwedukt w Fojutowie to jedna z największych atrakcji Borów Tucholskich. Teraz można tam swobodnie dojechać
Wszystko pięknie, ale bydgoscy kajakarze, którzy w ostatni słoneczny weekend wystartowali z sępoleńskiej plaży miejskiej, nie do końca byli zadowoleni. Chodzi o wypływ z Jeziora Sępoleńskiego na rzeczkę Sępólną (Sępolenkę) przegrodzony zbyt niską betonową kładką, a kilka metrów dalej progiem spiętrzającym wody jeziora. Poniżej progu przez najbliższe kilkaset metrów do młyna wody jak na lekarstwo. Teren wokół młyna ogrodzony, więc trzeba wejść na teren prywatny. Za młynem jeszcze mniej wody, więc brodząc po dnie musimy holować kajaki.
Na szczęście humory nam dopisują. Tym bardziej, że zaraz wody przybywa i można wsiąść do kajaków. Na krótko, bo pojawiają się trzciny, które szczelną ścianą przegradzają dalszą drogę. Przedarcie się przez zielsko to wyczyn nie lada, wyzwanie dla prawdziwych miłośników tego rodzaju kajakarstwa. I tak aż do jeziora Niechorz.
Rzeczka mogłaby się stać szlakiem kajakowym i wpłynąć - jak pomost nad jeziorem - na rozwój turystyczny całego Pojezierza Krajeńskiego. Trzeba wszak przeprowadzić prace melioracyjne, przynajmniej do jeziora.
Później jest łatwiej, choć odcinków typowo szuwarowych jest jeszcze kilka. Ale dość biadolenia, bo Sępolenka za prawdziwy poligon kajakarstwa ekstremalnego w wydaniu szuwarowo-błotnym może uchodzić. Znane są przypadki przepłynięcia tej rzeczki w załadowanych ekwipunkiem kajakach dwuosobowych i w kanadyjce. Dla zdrowia psychicznego polecam wszak wyprawę w jak najkrótszych kajakach jednoosobowych. Te łatwiej pokonują ciasne zakręty, wypłycenia i zwalone drzewa, łatwiej przedzierają się przez trzcinowiska. Nie chronią wszak - co oczywiste - przed insektami wszelkiego autoramentu, spadających tysiącami na głowy, ramiona, fartuchy kajakowców. Kto boi się pająków, ślimaków, pijawek i innych "przyjemniaczków", w zapasy z Sępolenką stawać nie powinien.
Poza tym jest pięknie - rzeczka wije się niczym wąż w szerokiej dolinie to ku prawemu, to lewemu brzegowi prowadząc. Widoki bajkowe zupełnie - tam, gdzie szuwary świata nie przesłaniają. Dno nie istnieje - można powiedzieć. Wsadziłbyś bracie całe wiosło i już go nie zobaczył. Za to woda czyściutka jak kryształ.
Grzęzawiska Sępolenki to temat sam w sobie, a przy tym o historycznym zabarwieniu. 9 lutego 1945 roku w pobliżu mostu między Przepałkowem a Komierowem ugrzęzło kilka niemieckich pojazdów pancernych - niedobitków 4 Dywizji Pancernej: czołg średni Panzerkampfwagen IV, dwa samobieżne działa pancerne Sturmgeschütz IV (StuG) i ciężki czołg Panzerkampfwagen VI Tiger, czyli Tygrys. W roku 1999 wydobyto jednego StuGa, który wzbogacił kolekcję Muzeum Orła Białego w Skarżysku-Kamiennej.
Nie zauważyliśmy żadnych pozostałości wojny, co nie oznacza, że ich tam nie ma - bagna Sępolenki po prostu dobrze wciągają. Z mostu jest niedaleko do Komierowa, gdzie znajduje się zespół pałacowo-parkowy należący do Komierowskich. Korzenie tego rodu sięgają 966 roku (sic!), gdy w orszaku księżnej Dobrawy przybył do Polski czeski rycerz Bossuta - protoplasta familii.
Naszą całodniową przygodę kończymy przy mostku w miejscowości Ciosek, zostawiając za rufami 22 km.