- Głównie przyjmowaliśmy osoby pod wpływem alkoholu, które zachowywały się agresywnie i wyzywały wulgarnie personel oddziału - mówi Norbert Krajczy, dyrektor nyskiego szpitala. - Ci ludzie po kilku godzinach, gdy alkohol trochę odparował, dochodzili do siebie i opuszczali SOR.
Dyrektor wylicza, że w miniona sobotę na szpitalny oddział ratunkowy jego placówki trafiło niemal trzy razy tyle pacjentów, co w zwykły dzień weekendowy. Głównie były to osoby przyjezdne. - Nie mamy fizycznej możliwości, aby tyle osób pomieścić. Pacjenci wymagali obserwacji. Gdybyśmy wypuścili ich z oddziału, a doszłoby do tragedii to musielibyśmy się tłumaczyć - mówi dyrektor Krajczy. - Żaden z tych pacjentów nie został przyjęty na oddział szpitalny, więc wniosek jest prosty: ci ludzie mogli zostać zaopatrzeni przez nocną i świąteczną opiekę zdrowotną. W Nysie nie ma izby wytrzeźwień, a wiele z tych osób właśnie tam powinno trafić.
Doświadczony chirurg-internista, który w sobotę zaopatrywał pacjentów na szpitalnym oddziale ratunkowym zapowiedział już dyrektorowi placówki, że więcej nie będzie dyżurował na SOR. I to bez względu na oferowane mu pieniądze. Podobne deklaracje złożyły pielęgniarki. - Trudno się dziwić, bo ludzie stają się coraz bardziej roszczeniowi. Praca z nimi, a do tego słuchanie wyzwisk robi się trudna do zniesienia - mówi dyrektor Krajczy.
Szef nyskiego zoz-u zapowiada, że do przyszłego roku organizatorzy Festiwalu Ognia i Wody muszą rozwiązać problem, bo inaczej impreza nie zostanie przez niego pozytywnie zaopiniowana. - Być może rozwiązaniem byłoby zorganizowanie polowej izby przyjęć na terenie Nyskiego Ośrodka Rekreacji. My absolutnie nie jesteśmy w stanie po raz kolejny pracować w takich warunkach jak w sobotę - mówi dyrektor Krajczy.