https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pod koniec lat sześćdziesiątych bydgoszczanie bawili się na potęgę. Ostro zakrapiana kronika kryminalna

(my)
inografika Monika Wieczorkowska
W restauracjach, których w tych czasach realnego socjalizmu było aż nadto, toczyło się życie towarzyskie, odbywał się handel. Tu rodziły się też przestępcze plany złoczyńców.

W listopadowy wieczór do restauracji "Sim" przy al. 1 Maja (obecnie ulica Gdańska) przyszedł Bogdan G. Przysiadł się do stolika, przy którym siedzieli Andrzej C. i Łucjan M. Panowie co prawda się nie znali, ale po alkoholu języki zaczęły się rozwiązywać, a Bogdan G. zaczął szastać gotówką.

Współbiesiadnicy, znani milicji z wcześniejszych wybryków, domyślili się, że G. to nadziany gość. Tylko czekali na taką okazję. Zaprosili do stolika "przynętę" - niejaką Barbarę B. Wdzięki niewiasty przypadły do gustu podpitemu Bogdanowi C., zwłaszcza, że dama kokietowała go i kusiła randką. Wkrótce cała czwórka udała się do Parku Ludowego. W pewnym momencie paniBarbara B. oznajmiła, że musi pójść do domu przypudrować nosek i pośpiesznie się oddaliła, a Bogdanem G. zajęli się jego nowi koledzy. Mężczyzna zorientował się, że grozi mu niebezpieczeństwo, ale było już za późno. Napastnicy siłą odebrali mu portfel. Okazało się, że było w nim zaledwie na flaszkę, dotkliwie go pobili i uciekli. Wkrótce zatrzymali ich milicjanci, a Sąd Powiatowy wymierzył surową karę - po trzy lata więzienia i pozbawienia praw publicznych i obywatelskich. Barbara B. też poniosła karę - oddano ją pod dozór milicyjny.

W pułapkę - tym razem we "Flisie" przy ul. Nakielskiej - wpadł Zenon M. Kiedy był już pod dobrą datą, do jego stolika dosiadł się doskonale znany stróżom prawa 20-letni Jan P. M. postawił mu nawet wódkę, a kiedy już spadł pod stolik, nowy kolega zaproponował, że zaopiekuje się nim i odstawi do domu. Kiedy prowadził Zenona M. ulicą Słoneczną dołączył do niego kolega i siłą odebrali ofierze 800 złotych. Później wrócili do "Flisa"i podzielili się gotówką. Łobuzów zatrzymało MO, a rozliczył Sąd Powiatowy.

Przeczytaj także: Najgłośniejsze fałszerwstwo banknotów w PRL-u. W Bydgoszczy!
Wódka doprowadziła do zguby 20-letniego Mieczysława Z. z Solca Kujawskiego, który, kiedy zabrakło mu ulubionego trunku, włamał się do magazynu miejscowej restauracji. Ukradł 30 półlitrówek, wartych blisko 2500 złotych(83 zł za sztukę).

Jaka była Bydgoszcz końca lat sześćdziesiątych?Na potrzeby publikacji wybraliśmy przypadkowe dane: w mieście jest 2500 funkcjonariuszy ORMO, niewielką grupę (ale jednak) stanowią kobiety - jest ich 38, większość to pracownice "Kobry"; wszyscy bydgoszczanie (pod koniec 1968 roku było ich 277 574) zjadają dziennie 20 ton ryb; miasto powiększa się o 310 hektarów; do użytku zostaje oddany "mrówkowiec"na Błoniu i przystanek kolejowy Bydgoszcz-Leśna (to tzw. prezent kolejarzy na wybory); w Savoyu odbywają się poranki taneczne dla młodzieży; statystyczny bydgoszczanin ma 3000 zł oszczędności, czyli stać go na (ten przelicznik już stosowaliśmy, ale trzeba dodać, że był znany i stosowany pod koniec lat 60.) 36 półlitrówek oraz setkę na klina.

Oszczędności nie miał na pewno zatrzymany wiosną 1969 roku Benedykt R. Ten pijaczyna i obibok był wielokrotnie notowany przez milicję. Prasa bydgoska opisała jeden z wybryków kloszarda, który pod dobrą datą wkradł się do pralni przy ulicy Śniadeckich, gdzie zamierzał się zdrzemnąć. Kiedy wychodził zabrał koszule, sweter, szale i inną odzież. Towar upłynnił na pniu w restauracji "Gromada", gdzie biesiadującego zastali go mundurowi.

Zimą 1969 roku głośna była sprawa trzech braci W. z al. 1 Maja. Bogdan, Sylwester i Ryszard wychodząc z "Savoya" po wypiciu znacznych ilości alkoholu pobili dwóch przypadkowo spotkanych mężczyzn. Bójkę zauważyli milicjanci, na których widok opryszki rzuciły się do ucieczki. Funkcjonariusze ruszyli za nimi w pogoń jako pasażerowie taksówki, co w czasach rozwijającej się motoryzacji krajowej było spotykaną i stosowaną przez milicjantów praktyką. Napastników schwytano i umieszczono w taksówce przy kinie "Pomorzanin". Na tym jednak awantura się nie zakończyła, bo podczas legitymowania bracia rzucili się na milicjantów, a jednego z nich pobili. Wkrótce jednak nadeszły posiłki i awanturników zapakowano do milicyjnej więźniarki.

Nieźle musiał się awanturować także Leon P. z Rozpętka, którego sprawę rozpatrywało kolegium karno-administracyjne przy prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej. Pan Leon, pracownik Państwowego Gospodarstwa Rolnego, awanturował się i używał wulgarnych słów w klubo-kawiarni w Dobieszewku. Nie dość, że zakłócił przez to porządek publiczny, to jeszcze uniemożliwił zorganizowanie imprezy gwiazdkowej dla dzieci. Zapłacił za to 1500 zł (czyli około 18 półlitrówek).

Bydgoszczanie pili sporo, a alkohol prowadził do tragedii. Taka zdarzyła się wiosną 1969 roku przed BaremPoznańskim na obrzeżach Szwederowa. Zaczęło się w kotłowni przy ulicy Szwedzkiej, gdzie pracował Józef K., obchodzący tego dnia imieniny. Tam solenizant i jego koledzy, wśród których byli m.in.Tadeusz W. i Czesław D., rozlali pół litra. Dalsze toasty wznosili już w Barze Poznańskim, gdzie przeniesiono imprezę z kotłowni. Tu jednak doszło do sprzeczki. Tadeusz W. zaatakował Czesława D., bijąc go i kopiąc. Mężczyzna po silnym ciosie przewrócił się przed lokalem i uderzył głową bruk. Pomimo operacji w Szpitalu Ogólnym nr 2, Czesław D. zmarł.

Czytaj e-wydanie »

Komentarze 1

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

p
pisuś

Prosze teraz  początek l.70. Naczelnym był Garlicki i bez łaski wydrukował duzy mój artykuł o 2.jezdni ul.Jagiellolnskiej

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska