Przysiadłem się niedawno na ławeczce do pewnego bardzo już leciwego pana z brodą. Panu stuknęła właśnie osiemdziesiątka, więc gdy weszliśmy w pogawędkę, uruchomił mi się wbity głęboko w głowę tryb „szacunku dla starszych”. Bo wiadomo – wojna, komunizm, te sprawy, no i jednak różnica pokoleń. Gadaliśmy sobie trak miło w cieniu akacji, gdy zrobiło się upalnie, więc pan zdjął pulower, ujawniając krzykliwą koszulkę z logo Rolling Stones. Zażartowałem głupio, sądząc że mój rozmówca wymienił się koszulką z wnusiem. Cóż, nic nie poradzę, że – choć mijają dekady - wrył mi się stereotyp staruszka pośpiewującego przeboje Eugeniusza Bodo.
I tu dostałem w czapę, bo mój rozmówca nie dość że zaliczył sławny koncert Stonesów w Kongresowej, to w swoich zainteresowaniach zawędrował aż do początków punk rocka. Głupia sprawa, myślę, bo okazało się, że załapaliśmy się do tego samego muzycznego pociągu.
Ani się człowiek nie zorientował, a nadeszło przedziwne pokolenie emerytów. A świat stanął na głowie, bo dzieciaki siedzą snują się dziś po galeriach handlowych, podczas gdy prawdziwi buntownicy śmigają z balkonikami.
