Anwil Włocławek - Asseco Gdynia 82:76 (20:16, 17:20, 22:16, 23:24).
Anwil: Jelinek 15 (3), Dmitriew 12 (4), Skibniewski 7, Diduszko 7, Bristol 6 oraz Stelmach 16 (3), Tomaszek 10, Łączyński 7 (1), Kukiełka 2.
Asseco: Hickey 21, Frasunkiewicz 14 (4), Matczak 9 (1), Szczotka 6, Parzeński 6 (1) oraz Kowalczyk 13 (2), Kaplanovic 6, Morozow 1, Czerlonko 0, Jankowski 0.
W rewelacyjnie spisującym się Asseco zabrakło Przemysława Żółnierewicza (kontuzja kostki), który miał pilnować Jelinka. Ale i tak Piotr Szczotka z Filipem Matczakiem zrobili, co mogli.
Zobacz: 5. kolejka TBL. Anwil Włocławek - Asseco Gdynia [zdjęcia, wideo]
To był prawdziwy mecz walki. Anwil popełnił aż 19 strat, a Asseco 15. Ale włocławianie wygrali zbiórkę 37-28, ale przede wszystkim asysty - 21-13. To nie tylko zasługa Jelinka, ale również Roberta Skibniewskiego (5), który w najważniejszej, ostatniej kwarcie zdobył 5 pkt. i Kamila Łączyńskiego (4), który miał także 3 przechwyty.
Tak naprawdę, to cały zespół był bohaterem tego meczu. Jeszcze nie było tak, że wszyscy którzy się pojawili na parkiecie, zdobywali punkty. Świetny mecz zagrali Fiodor Dmitriew (4/5 za 3, 6 zbiórek), Piotr Stelmach (6/8 z gry), Robert Tomaszek (5/6 z gry), Bartosz Diduszko (5/5 za 1, 8 zbiórek) i Kervin Bristol (3/5 z gry. 7 zbiórek), a Grzegorz Kukiełka harował w obronie.
Anwil w trzeciej kwarcie prowadził już różnicą 13 pkt., ale na 2 minuty przed końcem już tylko 72:71 po dwóch akcjach Matczaka.
Potem najważniejsze akcje wykonywał Skibniewski - najpierw rzucił pewnie dwa wolne, a potem trafił spod kosza. Dwa wolne trafił Szczotka, ale rewelacyjną asystę od Jelinka wykorzystał Stelmach. Sebastian Kowalczyk trafił jednego wolnego, ale piłkę zebrał Szczotka. Rzut za 3 pkt. Przemysława Frasunkiewicza okazał się niecelny.
I to już była gra na rzuty wolne. W ostatnich sekundach dwukrotnie trafił Diduszko a po razie Skibniewski i Jelinek.
Anwil ma bilans 4-1 i jest w ścisłej czołówce tabeli. Kolejny mecz gra w niedzielę w Koszalinie.
[b]Konferencja prasowa (cz. 2) - Trener Tane Spasev i Sebastian Kowalczyk po meczu - na następnej stronie