Ich przygoda zaczęła się piętnaście lat temu od wyprawy do Chin... pociągiem. Małżeństwo w podróży spędziło dwa miesiące. - Zwiedziliśmy wtedy też m.in. Białoruś i Mongolię - opowiada Arkadiusz Czapiewski, nauczyciel matematyki z Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 4 i podróżnik. - Jechaliśmy etapami. Pamiętam, że przesiadaliśmy się też w Moskwie, a najdłużej bez przerwy podróżowaliśmy osiem dni. Była to trzecia nasza wspólna wyprawa, jednak pierwsza tak poważna.
Wcześniej przejechali autostopem wschodnią Turcję i odwiedzili Krym. Potem urodziła się im pierwsza córka i marzenia o dalszych wyprawach odwiesili na kołek. Jednak nie na długo. Gdy dziewczynka miała kilka lat, wybrali się na Litwę, Łotwę i do Estonii. Matizem. - Po drodze popsuło nam się auto i mechanicy nie mogli wyjść z podziwu, że jedziemy z Polski takim pojazdem - śmieje się Czapiewski. - Wyszło w końcu tak, że naprawili nam go za darmo.
Zanim urodziła im się druga pociecha, zdążyli jeszcze odwiedzić Słowację. Cztery lata temu ponownie wrócili na trasę.
Jeżdżą do mniej znanych miejsc całą rodziną. Na ich mapie znalazły się też Rumunia, Bośnia i Hercegowina, Serbia oraz Albania. W te wakacje pokonali ponad 13 tysięcy kilometrów, a wyprawa zajęła im sześć tygodni. Celem był Kaukaz. Zwiedzili Armenię i Gruzję. Cudem udało im się opuścić Turcję, ponieważ znaleźli się tam akurat w momencie przewrotu wojskowego. - Przez moment było groźnie - wspomina matematyk. - Można było się dostać tylko na prom płynący przez Morze Czarne na Ukrainę, jednak wiązało się to ze sporymi wydatkami.
Na szczęście szybko otwarto na powrót granice, a rodzina wróciła na wyznaczoną wcześniej trasę.
Zobacz również: Jadalny czy trujący. Rozpoznasz te grzyby? [SPRAWDŹ]
Najważniejsze to dobre przygotowanie do wyprawy, które zajmuje nawet kilka miesięcy. - Inaczej, gdy ma się dwadzieścia lat i podróżuje samemu - tłumaczy Czapiewski. - A inaczej podchodzi się do, chociażby, wyznaczenia trasy, gdy jedzie się z całą rodziną i jest się za nich odpowiedzialnym. Wiem, że są ludzie, którzy wyruszają spontanicznie, ale to nie dla mnie.
Przyznaje jednak, że nie wszystko da się zaplanować. Jednego dnia zamiast 200 kilometrów, uda się pokonać dwa razy tyle. Innego zamiast założonych 400 tylko 150, ponieważ drogi są w fatalnym stanie. - Śpimy pod namiotem, w hostelach, na kempingach i w tzw. guesthousach - dodaje Czapiewski. - Są to najczęściej takie kilkuosobowe sale, które wynajmują podróżnicy. Płaci się w nich za łóżko.
Zdarzyło im się również rozbić obóz tuż obok pasterzy wypasających zwierzęta i przy samych klasztornych murach.
Spotkani po drodze ludzie, są źródłem inspiracji. - Wymieniamy się spostrzeżeniami i opowiadamy, co warte jest obejrzenia - uzupełnia nauczyciel. - Jednak w Bydgoszczy brakuje takich forów do wymiany doświadczeń. Z chęcią nawiązalibyśmy kontakt z innymi, miejscowymi podróżnikami.
W planach na przyszłe wakacje jest Afryka. - Nie każdy może podróżować - dodaje. - Każdy może jeździć na wycieczki z biur podróży, ale to nie jest to samo.
***
Sprawdź prognozę pogody - kujawsko-pomorskie