MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pokonać Afrykę

Rozmawiał Michał Woźniak
Rozmowa z ARKADIUSZEM MILCARZEM, podróżnikiem z Bydgoszczy, który chce przejechać Afrykę z północy na południe w 90 dni.

     - Za miesiąc, w stolicy Libii, Trypolisie, rozpoczniesz trzymiesięczny maraton, podróż, której celem będzie Przylądek Dobrej Nadziei - najbardziej na południe wysunięty punkt Afryki. Skąd taki pomysł?
     - Wszystko zaczęło się od rozmowy ze znajomym w Warszawie. Padła wówczas nietypowa propozycja: słuchaj - kupujemy auto, jakiegoś przechodzonego mercedesa i jedziemy do Mali czy Nigru. Tam je sprzedamy i w ten sposób będziemy mieli podróż za darmo. To rozbudziło wyobraźnię. Tymczasem znajomy zrezygnował z pomysłu. Zacząłem studiować mapy. W pewnej chwili pojawiła się myśl: a dlaczego nie podjąć próby pokonania kontynentu z północy na południe? Zazwyczaj Afryka widziana jest przez pryzmat Egiptu, Maroka, safari w Kenii i Tanzanii, plaż Republiki Południowej Afryki. Tymczasem fascynujące jest również wnętrze lądu: Czad, Kongo, Zair, Angola czy Namibia. To miejsca, o których wciąż wiemy bardzo mało.
     - Lwia część twojej trasy pozbawiona jest infrastruktury turystycznej - nie ma gdzie spać, myć się można tylko w rzece czy jeziorze, kontaktować ze światem jedynie ze stolic...
     - Wiem. Dlatego staram się zdobywać jak najwięcej informacji, szukam kontaktów. Skarbnicą wiedzy jest oczywiście internet. W ten sposób poszukuję między innymi kontaktów z mieszkającą w Afryce Polonią. Dość przykrym doświadczeniem była dla mnie natomiast rozmowa z przedstawicielami Centrum Polskich Misji w Warszawie. Opowiedziałem tam o swych planach i poprosiłem o adresy polskich placówek misyjnych w Afryce. Usłyszałem: nie ma takiej możliwości. Znacznie lepiej poszło mi w Bydgoszczy. W Kujawsko-Pomorskim Centrum Kultury i Turystyki poznałem kilku studentów z Konga. Ci z dużym entuzjazmem podeszli do mojej wyprawy. Jeden z nich obiecał "przygotować grunt" pod mój przyjazd. Napisał kilka listów polecających do znajomych w Angoli, Namibii, Republice Środkowej Afryki. Twierdzi, że otrzymam tam nocleg i pomoc. Studiujący w Bydgoszczy Kongijczycy mają wielką nadzieję, że moje relacje z podróży pozwolą zmienić niezbyt korzystny w Polsce wizerunek ich kraju. "Jedź i pokaż, jak u nas naprawdę jest. To nie busz czy dżungla, ale normalny kraj!".

ARKADIUSZ MILCARZ pochodzi z Grudziądza, obecnie mieszka w Bydgoszczy. Ma 31 lat. Wyprawa "Afryka: maraton północ - południe 2004" to druga poważna ekspedycja podróżnika. - W 1998 roku zorganizowałem 3-miesięczną wyprawę do ekwadorskiej dżungli. Jej celem było poznanie czterech południowoamerykańskich plemion indiańskich - Kofan, Siona, Huaorani i Tsachila. Rezultatem wyjazdu są dwa nakręcone przeze mnie filmy dokumentalne: "Ecuador 12/12" i "Yage". Przez ostatnie trzy lata mieszkałem i trenowałem w Anglii thai-boxing. Po przyjeździe do Polski zrealizowałem dwa kolejne filmy dokumentalne.

     - Biały człowiek tam to wciąż bardzo rzadki widok. Również synonim bogactwa, zwłaszcza jeśli ma ze sobą tak atrakcyjne przedmioty jak aparat fotograficzny, kamerę, magnetofon. Czy nie obawiasz się, że będziesz łakomym kąskiem?
     - Do tej pory szczęście mi dopisywało, wierzę, że i tym razem będzie podobnie. Napaść może się zdarzyć również przed blokiem, w którym mieszkamy. Podczas mojego pobytu w Ekwadorze, gdzie przez trzy miesiące wraz z doktorem Andrzejem Pankallem z UAM w Poznaniu brałem udział w badaniach prowadzonych wśród miejscowych Indian - nie stało mi się nic, choć wielu ostrzegało, że to wyjątkowo niebezpieczne przedsięwzięcie. W tym samym czasie spotkani w Ekwadorze Polacy zostali napadnięci i obrabowani w najbardziej "turystycznym", więc wydawałoby się, że bezpiecznym, miejscu. Wiele zależy też ode mnie samego. Najważniejsze, to nie dawać swym zachowaniem powodów do zaczepek. Jeśli już - w najgorszym razie - doszłoby do czegokolwiek, wówczas będę musiał sprawdzić, co dał mi trzyletni, intensywny trening thai-boxingu.

Kto pomoże?

Kto pomoże?

Budżet wyprawy to około 15 tysięcy złotych. Część tej kwoty udało się już zgromadzić - głównie w postaci bezgotówkowej (ubezpieczenie, pomoc przy załatwianiu wiz). Wciąż jednak poszukiwane są osoby i instytucje, które wspomogłyby finansowo w realizację tego przedsięwzięcia. Najwięcej pieniędzy pochłonie transport. Koszt biletu lotniczego na trasie Warszawa -Trypolis (Libia) i Kapsztad (RPA) - Warszawa to ok. 1000 USD. Bilet na kursujący po rzece Kongo statek (Lisala - Kinszasa) - 400 USD. Koszt pozostałego transportu na trasie - ok. 500 USD, żywność 350 USD. Osoby, które zechciałyby wspomóc finansowo wyprawę proszone są o kontakt telefoniczny: 0-692-11-77-43.

     - 9.500 kilometrów chcesz pokonać w ciągu 3 miesięcy. Będziesz miał czas na cokolwiek poza jazdą? Chcąc przemieszczać się szybko, nie możesz mieć też zbyt dużego bagażu...
     - To, co wkładam do plecaka, to absolutne minimum. Nie będę jedynie oszczędzał na wadze apteczki. Trochę ubrań, środki czystości. Powinna mi się przydać również książka Jacka Pałkiewicza, który podpowiada, w jaki sposób przetrwać w niekorzystnych warunkach. Będę miał dwie kamery, aparat cyfrowy, notatnik - codziennie będę rejestrował postępy podróży. Być może kontakt z krajem zapewni mi telefon satelitarny. Cały czas prowadzę rozmowy z potencjalnym sponsorem, który pomógłby sfinansować korzystanie z tego urządzenia.
     Oprócz jazdy - a będę poruszał się wszystkimi możliwymi środkami lokomocji, liczę również na spotkania z ludźmi, rozmowy. Jeśli na trasie będzie coś ciekawego do obejrzenia - z pewnością skorzystam z takiej możliwości. Wyprawę traktuję jako rekonesans przed kolejną podróżą. Z pewnością powrócę w ciekawsze miejsca... Wyjazd umożliwi również realizację projektu badawczego: "Granice Afryki - granice psychiki" - na mojej osobie badane będą jednostkowe doświadczenia graniczne w sytuacjach ekstremalnych. Mówiąc prościej, codziennie wypełniać będę kwestionariusz - rejestr doświadczeń. Tam ukazywany zostanie proces przełamywania lęku przed nieznanym, a także przed propagandą strachu wywoływaną przez media. To doskonale współgra z mottem mojej ekspedycji, które brzmi "jedyna różnica między człowiekiem odważnym a tchórzem jest taka, że tchórz boi się wszystkiego, a człowiek odważny tylko tego, czego bać się powinien".

od 7 lat
Wideo

Młodzi często pracują latem. Głównie bez umowy

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska