Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pomnik pod prysznicem

Adam Willma
W najnowszej odsłonie działalności artystycznej Mariusza Janika życie i performance ma spleść się w jedno: - Opublikuję ogłoszenie "sprzedam 50 procent udziałów w firmie zorganizowanej grupie przestępczej" .

     Mariusz Janik rozdwoił się w ubiegłym roku. Obok dotychczasowego jowialnego, tęgiego 47-letniego Janika, stanął drugi - zanurzony w rozmyślaniach, poważny, milczący, w całości odlany z brązu.
     Janik rozdwojony
     
Chojnice długo nie potrafiły dojść do ładu z Janikami. Pierwszy jawił się ludziom jako człowiek sukcesu, współwłaściciel firmy dającej utrzymanie niemal stu osobom, dobrodziej z Towarzystwa Przyjaciół Dzieci, kolekcjoner dzieł sztuki i pięknych kobiet.
     Janik pomnikowy nie był prostym ucieleśnieniem janikowego zbytku. A może nawet przeciwnie, był Janika biznesowo-drobnomieszczańskiego zaprzeczeniem. Człowiek z pomnika jawił się jako właściciel galerii i wzorowanej na Witkacym firmie portretowej, w której podanie ręki mistrzowi wycenione zostało na 50 złotych, a dodanie dedykacji na 500. Był też twórcą "janizmu", czyli "trendu promującego łamanie konwenansów, stawianie na intuicję i dobry humor".
     - Osoba wyznająca ów kierunek filozoficzny to ktoś poprzedzający, zapoczątkowujący określone działania, udzielający pozwolenia na robienie z siebie idioty, umiejący przyjmować ciosy na klatę, dający się obrzucić błotem, mobilizujący do myślenia - głosi Janik. Asystentki zatrudnione w galerii przesłania janizmu rozsyłały do głów państw, łącznie z koronowanymi.
     Janik okaleczony
     
Rzeźbę Janika trudno było zbagatelizować jak kiczowatą fanaberię, bo - choć podobieństwo nie jest oczywiste - całość nie pozostawiała wątpliwości, że wyszła spod dłuta rzeźbiarza niepośledniej klasy.
     Rozgorzał tedy spór na temat ulokowania dzieła sztuki zakończony banicją rzeźby nad Jezioro Charzykowskie, a później na podwórze janikowego domu. Peregrynacje pomnika zakończyły się dlań nieszczęśliwie, publika okazała się okrutna i pozbawiła bohatera z brązu pędzla oraz fragmentu sztalugi.
     Okaleczenie nie zniechęciło Janika, który zapowiedział, że najpierw obwiezie swoją podobiznę po kraju, a na koniec zorganizuje referendum na temat jej losów. - Ta rzeźba ma być tylko pretekstem do rozmowy. Jeśli ludzie zadecydują, że ma zniknąć - zostanie pocięta na kawałki - zapowiadał Janik. - Nie jestem do niej przywiązany, tak jak nie jestem przywiązany do swoich pieniędzy. Sprzedam firmę, zajmę się sztuką i prowokowaniem do myślenia. Chcę ingerować w swój czas, być jego aktorem. Zapraszam wszystkich na przedstawienie.
     Los zakpił sobie jednak z Janika dopisując do jego słów ironiczny ciąg dalszy.
     Janik chrupiący
     
Ale jeszcze kilka słów o Janiku-piekarzu. Do początku lat 90. o mące i drożdżach Janik (ze studenckim epizodem na Akademii Górniczo-Hutniczej) nie miał bladego pojęcia. Miał jednak żyłkę do interesów, która wcześniej pozwoliła mu zarobić duże pieniądze w Niemczech.
     Osoba Bliska Niegdyś Janikowi (ale pragnąca zachować w tym tekście anonimowość) tak wspomina lata spędzone przezeń w Niemczech: - Zarobił tam naprawdę duże pieniądze. Niby wylewny, ale trudny do rozgryzienia. Potrafił pławić się w bogactwie, rozbijać luksusowymi samochodami, ale potrafił też łatwo te pieniądze stracić, żyć w ascezie i cieszyć się nią, spać na jednym materacu. Potrafił być ujmująco szarmancki i wielkoduszny, a kiedy indziej brutalny i bezwzględny. Nigdy pośrodku. Kiedy robi interesy, potrafi być w tym świetny, ale później zajmuje się malarstwem i przez kilka tygodni tylko maluje, interesy przestają dla niego istnieć. Kiedy wytoczył działa przeciwko wielkiemu niemieckiemu bankowi, walczył aż bank skapitulował po precedensowym wyroku.
     Niechętni Janikowi wypominają mu zaległości podatkowe w Niemczech, które zamykają mu drogę za Odrę. Osoba Niegdyś Bliska: - To nie były pierwotnie duże kwoty. Nie wiem, dlaczego ich nie spłacił, narobił sobie problemów na własne życzenie.
     Firma bez trudu zawojowała chojnicki rynek, a pod wybudowaną z rozmachem piekarnią ustawiały się kolejki. Spółka z o.o. ma dwóch udziałowców - Janika i jego byłą żonę (rozwód wzięli w pokojowej atmosferze pod koniec lat 90.). Byli małżonkowie mają dziś po połowie udziałów i stanowiska dyrektorskie, a swoje miejsce w zarządzie ma jeszcze córka mieszkająca na stałe w Niemczech.
     Janik niezgodny z interesem
     
Sielanka trwała do ubiegłego roku, kiedy to żona Mariusza Janika powiadomiła prokuraturę, że były mąż pobił ją i wielokrotnie groził śmiercią. Poszarpana miała zostać również jedna z księgowych, ale podstawowy zarzut dotyczył wypłacania pieniędzy z kasy spółki. Według wspólniczki zadłużenie Janika wobec firmy wzrosło do 95 tysięcy złotych.
     Żona Mariusza Janika nie chce wypowiadać się na łamach prasy: - Pan Janik może kupować sobie pomniki i zajmować się działalnością artystyczną pod warunkiem, że robi to za własne pieniądze. Jeśli jego działalność narusza bezpieczeństwo spółki, ktoś musi zareagować. Spółka nie istnieje po to, aby opłać ludzi, którzy będą wtajemniczali koronowane głowy w teorię janizmu - ucina.
     Janik nie przeczy, że spoliczkował żonę, gdy ta zablokowała mu wypłaty pieniędzy z bankowego konta firmy i zajęła (przy wsparciu córki) większość 10-tysięcznego wynagrodzenia na poczet długów. Wysłał do prokuratury kilkadziesiąt doniesień opisujących działalność swojej wspólniczki. Bez skutku. Prokuratura dała za to wiarę kolejnym doniesieniom na Janika oskarżając go o działanie na szkodę spółki. Co więcej, wystąpiła do sądu z rzadko stosowanym w procedurze karnej wnioskiem o zawieszenie Janika w czynnościach członka zarządu spółki. Działać na szkodę spółki miał Janik m.in. poprzez zakup komputera, kserokopiarki, dwóch drukarek oraz oddanie na złom nieużywanych maszyn. Za niezgodne z interesem spółki prokurator prowadząca postępowanie uznała m.in. również podwyżkę o 500 złotych dla jednego z pracowników oraz zawarcie umowy z Maliną B.,19-letnią asystentką, muzą i partnerką Janika.
     - Chodzi nie tyle o poszczególne drobne sprawy, ale o to, że ogółem wskazują one na działanie szkodzące firmie - tłumaczy prokurator Lucyna Zakrzewska.
     Janik dozorowany
     
Według Mariusza Janika ukrytym motywem jego wspólniczki jest przejęcie kontroli nad firmą, co jego zdaniem dokonało się poprzez fałszowanie podpisów i pieczątek. - Chciałem, pożegnać się z firmą i odsprzedać udziały, ale moja była żona zaproponowała mi 200 tysięcy złotych na rękę i 9 tysięcy złotych co miesiąc przez 10 lat. To śmieszne, zważywszy, że miesięczny obrót wynosi 600-700 tysięcy, a wartość rynkowa firmy to 4-5 milionów - twierdzi Janik. - Rzeźba powstała z moich prywatnych pieniędzy, a co do zakupów, posiadam takie same prawa jak moja wspólniczka o decydowaniu, co jest firmie niezbędne. Nie dziwię się, że większość pracowników stanęła po stronie mojej żony, bo ludzie obawiają się o pracę, żal mam tylko, że moja córka dała się skusić na pieniądze oferowane przez matkę.
     Osoba Dawniej Bliska Janikowi: - Kiedy pozostał bez pieniędzy, wściekł się jak chłopak, któremu odmówiono cukierka. On nie potrzebuje ludzi życzliwych, ale klakierów. Kiedy ich nie ma, to sobie ich kupuje. Ale na klakierów potrzeba pieniędzy. Teraz, kiedy nie może dostać pieniędzy, zrobi wszystko, żeby inni też ich nie dostali.
     Prokuratura zastosowała wobec Janika dozór policyjny, przeszukano jego dom w Charzykowach. Znaleziono dwie legalne wiatrówki. Janik się wściekł: - Polskie organy ścigania robią mi konkurencję w dziedzinie prowokacji artystycznej. Ja wysyłam doniesienia o istnieniu czarnej kasy w firmie, a okazuje się, że nikogo to nie obchodzi, tymczasem zakup drukarki za 700 złotych jest przestępczą działalnością.
     Janik wyprzedany
     
Kolejne manifesty Janika przeplecione były coraz większą dawka żalu. Dawnym kolegom z urzędu miasta, z SLD i TPD wypominał brak solidarności "Wystarczyło jedno niedopowiedzenie, ukrycie pewnych kluczowych dla całej sytuacji faktów, zabranie należących do mnie sportowych wiatrówek do ekspertyzy, żeby uważać mnie za człowieka nieobliczalengo i furiata" - ubolewał.
     Współwłaściciel piekarni uznał, że przyjmowanie 1600 złotych wynagrodzenia, które wypłacano mu co miesiąc, byłoby usankcjonowaniem bezprawia, więc księgowość przelewała pieniądze na konto, gdzie kasował je bank na poczet pomniejszych długów. Janik pozostał więc bez grosza w nieogrzewanym domu. Galerię w centrum Chojnic wynajął zegarmistrzowi, zaczął wyprzedawać meble z domu. - Koledzy, na solidarność których liczyłem, dzwonili tylko po to, żeby powiedzieć, że - jeśli już wyprzedaję swoje meble - to oni może też by coś kupili. Kupcy widząc, że jestem w potrzebie, usiłują wynająć ode mnie antyki za bezcen - mówi z żalem Janik. - Oswoiłem się już z myślą, że stracę dom. Czekam na komorników. Nie wykluczam, że zacznę żebrać na chojnickim rynku.
     Janik uprawiający seks
     
Nie stracił jednak poczucia humoru. Na Boże Narodzenie przystroił pomnik w szaty świętego Mikołaja. Wcześniej ogłosił plan kolejnego happeningu: do chojnickiego magistratu, Sejmu i Parlamentu Europejskiego zwrócił się o wynajęcie siedzib dla potrzeb eksperymentu artystycznego. O wszystkich pomysłach informował na bieżąco w chojnickim forum internetowym. Na koniec ogłosił, że zamierza kandydować na prezydenta RP i przedstawił "Wstępny program wyborczy". Większą popularność zyskał jednak inny dokument - po mieście lotem błyskawicy rozeszło się pismo zatytułowane "Moje życie seksualne", w których Janik w szczegółach opisuje swoje upodobania. - Tak, naprawdę wszystko, co opisałem, to fikcja - zaciera ręce. - Chodziło mi o eksperyment. Tylko w jednym miejscu pozostawiłem jeden egzemplarz tego tekstu. Chciałem dowiedzieć się, jak szybko i na jaką skalę pismo się rozejdzie.
     Kiedy prokuratura przedstawiła Janikowi zarzuty, rzucił legitymację SLD numer 1055, legitymację społecznego asystenta posła Jacka Kowalika i wystąpił z TPD. Ogłosił się przestępcą i na tę okoliczność zakupił odpowiednią pieczątkę "Mariusz Janik, artysta, przestępca, oszołom, wariat".
     W listopadzie ubiegłego roku ogłosił: "Czuję się obcy w mieście, w którym się znalazłem. Jestem stworzony do innego trybu życia, do pełnienia roli honorowego ambasadora Chojnic w świecie, do picia trunków z księciem krzyżackim i negocjowania warunków gospodarczych dla Chojnic". Wycofał się z pomysłu kandydowania na prezydenta.
     Dziś całymi dniami przesiaduje w mikroskopijnym gabinecie nad piekarnią, gdzie przy pomocy pięknej Maliny redaguje doniesienia i odezwy do prokuratury i sądu. Pisma te mają zresztą nietuzinkową formę, bo obok wątków prawnych zawierają sentencje i przemyślenia janikowego pojmowania sztuki, życia, dobra i zła.
     Załoga piekarni niemal w całości odsunęła się od Janika, telefon zamilkł, a w mieście przestało się mówić o człowieku z pomnika.
     Janik przerośnięty
     
Poseł Jacek Kowalik odetchnął z ulgą, kiedy Janik zrezygnował z funkcji jego społecznego asystenta: - Zachował się nieodpowiedzialnie, wyszedł na damskiego boksera. Chyba przerosło go to wszystko, nie był konsekwentny. Ludzie z piekarni mówili mi, że od pewnego momentu firma przestała się dla niego liczyć, stała się tylko źródłem finansowania drogich fanaberii. Ostatniego pomysłu z kandydowaniem na prezydenta zupełnie nie kupili.
     Program prezydencki omawiał z Janikiem burmistrz Chojnic Arseniusz Finster: - Poprosił mnie o spotkanie, przedyskutowaliśmy jego zamierzenia. Byłem mu to winien, bo to przecież Mariusz jako pierwszy zdiagnozował słabości SLD, to on ganił brak komunikacji w partii, na długo przed innymi. Rozumiem jego potrzebę łamania schematów.
     Ale według burmistrza Janik popełnił jednak błąd: - Nie oddzielił wyraźnie happeningu i działań artystycznych od życia prywatnego i firmy. A kłopoty jego firmy oznaczają wzrost bezrobocia w Chojnicach o 1 procent.
     - Kiedy pojawiła się sprawa pomnika, dzwoniło mnóstwo dziennikarzy. Pomysł nie wszystkim przypadł do gustu, ale prowokacja wypaliła. dziś sytuacja jest inna, ludzie są zdezorientowani informacjami, które płyną z prokuratury - uważa Roman Guzelak, prezes spółki Promocja Chojnic. - Niektórzy odsunęli się z angielskim taktem, inni mniej kurtuazyjnie, ale wszyscy czekają na dalszy bieg wydarzeń. Mam wrażenie, że Janik rozpętał zbyt wiele wojen na różnych frontach, stracił nad tym kontrolę. Niektóre z jego pomysłów były intrygujące, ale kiedy usłyszałem, że ma zamiar zatrudnić bezrobotnych, którzy będą na wózku pchać jego pomnik dookoła rynku, poczułem niesmak.
     Dla Andrzeja Skwierawskiego, prezesa chojnickiego TPD Janik nadal jest postacią zagadkową: - Jest w nim coś z romantyka. Szkoda mi go, kiedy pomyślę o sprawie sądowej, bo Mariusz jest człowiekiem o dobrym sercu, nigdy nie odmówił pomocy. Ale z drugiej strony, jeśli się pomaga, nie wypada się tym chwalić i korzystać z naszego logo w swoich akcjach, tym bardziej że wymieniał kwoty znacznie wyższe niż w rzeczywistości ofiarował. Teraz czeka go zimny prysznic. Jeśli komuś narobił szkody, to głównie samemu sobie.
     Janik chrzestny
     
"Prysznic" wydaje się nieunikniony, bo do części zarzutów prokuratorskich Janik otwarcie się przyznaje. Jako zadeklarowany skandalista nie zamierza jednak skończyć z prowokowaniem_. - W najbliższym czasie mam zamiar opublikować ogłoszenie: "sprzedam 50 procent udziałów w firmie zorganizowanej grupie przestępczej" - _zapowiada.
     Ma też zamiar spełnić publiczną obietnicą o pocięciu rzeźby. Tyle że na happeningi trzeba mieć pieniądze.
     PS. W myśl prawa prasowego nie wolno nam publikować personaliów uczestników procesu, którzy nie zostali skazani prawomocnym wyrokiem. Nazwisko Mariusza Janika ujawniamy na jego wyraźne życzenie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska