Nadieżda Orenburg - Energa Toruń 65:63 (20:27, 17:10, 10:19, 18:7)
NADIEŻDA: Bonner 15, 9 zb, Johnson 10, 8 zb., Dimitrakou 9 (1), Zhedik 10 (2), 7 zb., Cruz 9 (1) oraz Vieru 6, 10 zb., Beglova 6, Volkova 0, Kirilova 0
ENERGA: Harris 14 (1), 8 zb., Pawlak 9 (3), 5 zb., Velinović 8, Reid 7, 6 as, 9 prz., Jackson 7 (1) oraz Ajduković 13, Suknarowska 3 (1), Peckova 2, Makowska 0.
Chyba nikt w toruńskim obozie nie spodziewał się, że w starciu z rosyjskimi potentatem (niepokonanym w tym sezonie) zwycięstwo będzie tak blisko. Czego zabrakło? Chyba jedynie kilku zbiórek, zwłaszcza w ostatniej kwarcie. Energa pod tablicami przegrała aż 31:51, co pozwoliło mało skutecznym gospodyniom odrabiać straty.
W defensywie było jak trzeba - tylko 37 proc. z gry Nadieżdy i aż 22 straty. Trzecią kwartę Energa rozpoczęła od wyniku 17:0 i w całym meczu prowadziła prowadziła 54:37. Jeszcze w tej kwarcie Nadieżda zmniejszyła straty do 9 pkt i to był chyba moment decydujący. Gospodynie uwierzyły, że mogą jeszcze ten mecz wygrać i w ostatniej kwarcie pokazały klasę.
Torunianki z gry w decydującym fragmencie miały 3/17 z gry, pudłując w pewnym momencie aż 11 razy z rzędu. W 37. minucie Rosjanki odzyskały prowadzenie (60:58), w ostatniej prowadziły 64:60, ale emocje jeszcze się nie skończyły. Z dystansu trafiła wtedy Pawlak. Faulowana Bonner wykorzystała tylko 1 wolny, ale potem zablokowała rzut Jackson na dogrywkę.
Za tydzień Energa zagra u siebie z kolejnym potentatem - tureckim Agu Spor Keyseri.
Czytaj e-wydanie »