To nie byli jeszcze wszyscy rajdowcy, bo część dopiero dojeżdżała z Topólki. - W sumie była nas ponad setka - zapewnia Urszula Kwaśna, od kilku lat zapalona motocyklistka, na co dzień skarbnik w starostwie. - Nie jesteśmy grupą sformalizowaną, nie mamy klubu, zresztą o ile wiem w powiecie radziejowskim nie ma klubu motocyklowego. Spotykamy się często, zwołujemy prywatnie, czasami bez okazji, a czasami przy okazji, tak jak w tym przypadku.
Choć formalnie nie są zrzeszeni, to jednak są bardzo zorganizowani, bo wystarczy jeden sygnał i już stawiają się na trasach rajdów. Radziejowscy motocykliści to ludzie w różnym wieku, pełniący różne zawody, dla których motocykl jest wielką pasją. Głównie panowie, i tylko dwie panie.
Jeżdżą na różnych trasach, najczęściej lokalnych, bywali na przykład na imprezach w Aleksandrowie Kujawskim, Ciechocinku, Inowrocławiu, także na zlocie krajowym w Licheniu.
Jak są odbierani przez mieszkańców spokojnych wsi, przez które przejeżdżają? Zdarzały się skargi na pędzących środkiem wsi motocyklistów...
- Nie sądzę, żeby to dotyczyło naszej grupy - dodaje Urszula Kwaśna. - Szanujemy przepisy i własne zdrowie. Ale przyznaję, że takie ekscesy się zdarzają, zwłaszcza wśród młodych ludzi, którzy koniecznie muszą się pochwalić swoim ścigaczem. Sama tego doświadczyłam w moim osiedlu...