Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pożar na Zazamczu. Ogień strawił cały ich dobytek

Renata Kudeł
Lodówka to jeden z nielicznych sprzętów, jakie udało się uratować przed spaleniem
Lodówka to jeden z nielicznych sprzętów, jakie udało się uratować przed spaleniem Fot. Wojciech Alabrudziński
Wyszli z domu w eleganckich strojach. Odświętnie ubrali też dzieci. I to jedyne, co im zostało z dorobku całego życia.

E-wydanie Gazety Pomorskiej

E-wydanie Gazety Pomorskiej

Nie możesz kupić papierowego wydania naszej gazety? Teraz możesz dowiedzieć się, co dzieje się w twoim regionie, kraju i świecie także czytając e-wydanie "Pomorskiej".

Wyszli z domu w eleganckich strojach. Odświętnie ubrali też dzieci. I to jedyne, co im zostało z dorobku całego życia.

- Ledwie dojechaliśmy w sobotę do kościoła, na ślub mojej siostry, zadzwonił telefon komórkowy - opowiada włocławianin Damian Janas. - Sąsiad krzyknął: Chłopie, zostaw ten ślub, chałupa wam się pali. W pierwszej chwili pomyślałem, że to żart, ale za chwilę zrozumiałem, że stało się coś strasznego. Nogi się pode mną ugięły...

Damian Janas, zięć właścicielki mieszkania Haliny Zakrzewskiej, zjawił się pod blokiem na osiedlu Zazamcze we Włocławku razem ze strażakami. O pożarze zawiadomili strażaków sąsiedzi z bloku.

W mieszkaniu kłębił się ogień, na klatkę schodową buchał czarny, gryzący w oczy dym. - Nigdy w życiu nie zapomnę tego widoku - przyznaje mężczyzna. Strażacy wkroczyli do akcji, udało im się ugasić pożar. Ale z mieszkania, które było domem dla trzech rodzin, wyniesiono niewiele sprzętów. Większość z nich trzeba było wyrzucić na śmietnik.

Sterta spalonych rzeczy to wspomnienie po dobytku właścicielki mieszkania, Haliny Zakrzewskiej i mieszkających z nią dwóch córek z rodzinami. - Dla mamy to straszny cios - przyznaje Marzena Przytomska. - W ubiegłym roku owdowiała, pochowaliśmy też inną bliską nam osobę. A teraz ten pożar... Nie dopuszczamy mamy do mieszkania, przebywa u naszej rodziny. Lepiej żeby nie widziała tej katastrofy - mówi kobieta.

Łóżeczko w proch
- Pożar wybuchł w pokoju naszych synków Eryka i Krystiana - twierdzi Marzena Przytomska. Jej zdaniem przyczyną pożaru mogło być zwarcie instalacji elektrycznej. Być może zawinił przedłużacz, kupiony w sklepie z tanimi artykułami elektrotechnicznymi. - W tym pomieszczeniu są największe straty. - Najgorsze, że całkowicie spłonęły w przedpokoju dwie szafy, w których mieliśmy ubrania na zimę - mówi zrozpaczona kobieta. - Zostaliśmy w tym, co mieliśmy na sobie w sobotę, idąc na ślub siostry mojego szwagra. - Łóżeczko mojego synka Oliviera było tak spalone, że rozpadło się na pył gdy tylko je dotknąłem - opowiada Damian Janas.

W pokoju państwa Przytomskich łóżeczko ich córeczki Igi pozostało nienaruszone przez ogień, choć pokrywa je, tak jak sprzęty i ściany, gruba warstwa sadzy. - Proszę zobaczyć, jak wyglądają nasze meble - pokazuje Jerzy Przytomski. - Nie nadają się do użytku, a my jeszcze rat za nie nie spłaciliśmy...
Sąsiedzka pomoc

Jak podkreślają i Janasowie, w tych dramatycznych chwilach wielką pomoc niosą im najbliższa rodzina i sąsiedzi.

Więcej w dzisiejszym, papierowym włocławskim wydaniu "Gazety Pomorskiej".
Udostępnij

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska